Odwróciłam
się w jego stronę.
-Zostaw
mnie...
Wyciągnął
do mnie rękę.
-Daiano...
Odsunęłam
się od niego. Spojrzałam na niego nienawistnym spojrzeniem.
-Nie
dotykaj mnie... To wszystko twoja wina!
Lucjan
nie zauważył, że Szatan się uśmiecha. Stał po prostu bez słowa.
Nie wiedział co zrobić.
-Odprowadźcie
ją do pokoju... Musi się przyszykować... - rzekł mój Brat.
-Po
co? - spytałam zdezorientowana.
Jego
uśmiech się jeszcze bardziej rozszerzył.
-Mówiłem
Ci przecież o paradzie na waszą cześć...
Otworzyłam
oczy. Teraz, gdy jestem najbardziej wkurzona bo zabił Nefilima na
moich oczach, chciał, abym godnie zachowała się na paradzie? Ostro
się pomylił. Pstryknął palcami, a dwa goryle zaciągnęły mnie
do jego willi.
*
* *
Siedziałam
na łóżku z twarzą w dłoniach. Płakałam. Jak mogłam pozwolić
by do tego doszło? Jednak broniłam Zoe... Ale za to zabiłam
innego... Samuel miał rację. Będę miała jego krew na rękach
do końca życia. Kierowała mną pycha.. To grzech... Jak Bóg mógł
zrobić to tak, że nie upadłam? Powinnam upaść. Do pokoju ktoś
wszedł. Zerknęłam przez łzy. Eleonora. Weszła do pokoju pewnym
krokiem. Z kamienną twarzą podeszła do mnie. Bez słowa przytuliła
mnie. Tego właśnie było mi potrzeba. Czyjegoś ciepła. Otuliłam
chudą staruszkę wokół pasa. Była ciepła w dotyku.
-Niech
panienka się nie martwi... To nie panienki wina...
Zalała
mnie jeszcze większa fala łez. Jak to nie moja wina? TO WSZYSTKO
PRZEZE MNIE!
-To
wszystko moja wina... Jak mogłam do tego pozwolić.. Uczucie wzięło
siłę nad rozsądkiem..
Spojrzała
na mnie ze współczuciem w oczach.
-Zrobiłabym
tak jak ty..
Pociągnęłam
nosem. Wcale mnie to nie pocieszyło. Nie powiedziałam jej co myślę
bo mogłam ją tym urazić.
-Ale...
- zaczęła – muszę cię przygotować...
Wyciągnęła
z torby którą przynieśli strażnicy ciuch. Biała sukienka.
Pierwsza jaką dała mi Sara. To była ta z piórami. Eleonora podała
mi ją pośpiesznie. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Założyłam
sukienkę.
-Pomożesz
mi zapiąć? - spytałam.
Od
razu mi pomogła. Związała mi włosy w wielkiego luźnego koka. Już
polubiłam tą fryzurę. Zrobiła to bez pośpiechu. Uśmiechnęła
się.
-Z
tobą to nigdy nie mam za dużo roboty, panienko...
Następnie
zaprowadziła mnie przed lustro. Przeglądnęłam się.
-Ślicznie
– pisnęła Eleonora.
Zachichotałam.
-Przestań
Eleonoro.. Gdybyś zobaczyła Ivy..
-Jednak
chyba jest powód dla którego książę Lucyfer Cię wybrał zanim
pokochał..
Nigdy
o tym nie pomyślałam. Nawet nie przyszło mi to do głowy... Czyżby
Lucjan był tak pusty jak jego ojciec?
-Musimy
iść panienko! - pogoniła mnie moja przyjaciółka. - trzeba się
śpieszyć!
Wypchnęła
mnie z pokoju na korytarz. Tam stał Lucjan. Zdezorientowany opierał
się o ścianę. Miał na sobie punkowy strój. Rzuciłam mu wściekłe
spojrzenie. Och świetnie! Teraz jeszcze mnie podsłuchuje! Spojrzał
na Eleonorę.
-Eh...
Dzień dobry?
Staruszka
poczerwieniała za złości.
-Książę
ciągle tutaj?! A NA DOLE PARADA SIE ZARAZ ZACZYNA! - krzyknęła z
furią.
Lucjan
podniósł ręce w poddańczym geście. Ruszył w stronę schodów.
Chciał mnie podtrzymać w pasie, ale odsunęłam się od niego.
Zamrugał.
-Aniele..?
-Nie
dotykaj mnie...
Westchnął.
Siłą oderwał moją dłoń od ciała i trzymał ją mocno.
Wyrywałam mu się, jednak w końcu się poddałam. Nie rozumiał, że
jestem na niego wściekła? Nie miała ochoty mieć z nim
jakiegokolwiek kontaktu. Wyszliśmy na zewnątrz. Czekała na nas
platforma. Znajdowały się na niej na niej dwa trony. Oba ze złota.
Za nimi znajdowały się wielkie skrzydła. Jedno białe, drugie
czarne. Była to chyba jedna z większych platform. Lucjan mnie
podsadził. Już chciałam usiąść na tronie po białej stroni, gdy
zatrzymał mnie chyba.. organizator naszej platformy? Miał na sobie
biały garnitur szary krawat.
-Anielico
musisz usiąść po ciemnej stronie.. Dla utrzymania kontrastu... -
powiedział znudzonym głosem.
-Eh..
dobrze..
Przesiadłam
się. Lucjan usiadł obok mnie bo białej stronie. Nie mogłam znieść
jego bliskości. Pozwolił by polowali na Nefilimy tuż za moimi
plecami... To było okrutne. Nie pozwolę tak się okłamywać.
Maszyna ruszyła. Powoli niczym żółw ociężały. Dołączyliśmy
do szeregu w paradzie. Tłum piszczał. Zmarłe dusze patrzyły na
mnie z nadzieją. Chciały bym je stąd wzięła. Musiały być
pewnie zmuszone do bycia tu. Tak jak ja... Serce mi się ścisnęło
z żalu. Jechaliśmy prawie na samym końcu. Sama nie wiem ile to
trwało. 10? 20 minut? Coś zepsuło się w pierwszej platformie.
Dym zaczął się unosić. Tłum, jak i Lucjan pobiegli tam,
zostawiając mnie samą. W tym chaosie mogłam uciec. Z powrotem do
hotelu... Nie musiałabym być na tej paradzie już dłużej bo by
mnie szukali. Wszystko by było piękne. Nie powinnam tego robić. W
końcu to wszystko na naszą cześć... Te dusze pewnie mają
nadzieję, że gdy mnie zobaczą to odpuszczę im grzechy. Nie mogę
tego robić... Tylko mogę odpuszczać tym, którzy widzą o tym, że
zgrzeszyli i zasługują na karę. Nie tym, którzy uważają, że
nie zasługują na taki okrutny los. Nie rozumiałam ich... Przecież
zawsze można poprosić Boga o wybaczenie... On wyślę cie do
czyśćca, a potem trafisz do Nieba. Gdzie tu problem? W tym, że
większość grzeszników jest zbyt dumna na błaganie o
przebaczenie. Ja już nie miałam, ani ochoty, ani siły na ten cyrk.
Nikogo nie było. Musiałam skorzystać z tej szansy. Zeskoczyłam z
platformy. Przewróciłam się.
-Super..
-syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Wstałam
i ruszyłam biegiem do hotelu. Nie oglądałam się za siebie. Czułam
się... Wolna... Skręciłam w bok. Wypełniła mnie siłą. Musiało
to być gdzieś tu.. niedaleko... Jednak.. wszystkie budynki
wyglądały tu tak samo. Nie możliwe... Mimo to czułam, że to
gdzieś tu.. Niedaleko... Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego
faktu. Zgubiłam się. Byłam w środku Piekła. Zgubiona, bez
mapy...
-Nie...
nie, nie, nie! - jęknęłam.
Usłyszałam
ciche, żałosne chlipanie. Zerknęłam w ślepy zaułek po lewej.
Dźwięk dobywał się z ciemności. W ciemnym koncie siedziała
kobieta. Miała na sobie szare ciuchy. Za duży płaszcz, podarta
sukienka... Miała burzę brudnych blond włosów i zmęczone
spojrzenie. Podeszłam bliżej. Pojękiwała... Płakała jakby
straciła najbliższą osobę. Żal mi jej było... Nie mogłam to
tak zostawić. Podeszłam do niej cichym krokiem. Delikatnie
przekrzywiłam głowę.
-Proszę
pani? - spytałam.
Spojrzała
na mnie sczerniałymi granatowymi oczami. Na jej twarzy pojawił się
słaby uśmiech.
-Anioł..
- powiedziała zapłakanym głosem – Bóg wysłuchał moich
modlitw...
Zamrugałam.
O co chodziło tej kobiecie? Większość modlitw z Piekła
przechodziły przez całe Niebo i wszystkie Anioły ją znały. Głos
tej kobiety był mi nieznany. Próbowała do mnie się przysunąć.
-Błagam..
Odeślij moje dziecko tam do góry... Ono tu nie powinno być...
Podała
mi delikatnie zawiniątek. Dotknęłam maleństwa. Jako że było
niemowlęciem... Nie powinno tu być.. Ona miała racje. Jak ono się
tu w ogóle dostało? Pocałowałam go w główkę. Zmienił się w
światło, a jego dusza uniosła siew górę. Uśmiechnęłam się.
Kobieta krzyknęła radośnie. A potem.. zwinęła się w kłębek i
zamknęła oczy. Wzruszyłam się. Nie widziałam nigdy tak mądrej
kobiety. Spojrzałam na nią z uśmiechem. Chodziło jej o ratunek
dla dziecka.. Nie dla niej. To wyróżniło ją z tłumu grzeszników.
Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się. Za mną stała grupa
Upadłych. Lucjan, Samuel, Boruta i dwóch innych. Patrzyli na mnie
zadowoleni, tylko Lucjan z przerażeniem.
-Ona...
ona.. - jąkał się Lucjan.
-Zrobiła
dobry uczynek – dokończył mój Brat.
-Panie?
-spytał jeden ze strażników.
Mój
Brat poszerzył uśmiech.
-Jest
tylko jedna kara za takie coś... Nie ma żadnych prób...
-Ojcze...
- Lucjan patrzył na niego z nadzieją.
-Trzeba
będzie ją zabić – dokończył myśl Boruta.
Wyciągnął
bicz. Ruszył w moją stronę. Zamachnął się. Wiedziałam, że
teraz nie będzie taryfy ulgowej. Zamknęłam oczy gotowa na śmierć.
-NIE!
-krzyknął ze złością Lucjan.
Wskoczył
pomiędzy mnie a broń. Świetnie. Teraz zginiemy oboje. Usłyszałam
uderzenie. Otworzyłam oczy. Lucjan leżał w kałuży krwi. Mój
Brat był wściekły.
-BRAĆ
ICH! - krzyknął Szatan.
Wszyscy
spojrzeli na niego. Na ich twarzach widniało pytanie. Czy Lucjana
też?
-OBOJE!
- dorzucił.
Pochyliłam
się nad Synem Piekła. Leżał nieruchomo. Baty Upadłych miały to
do siebie, ze na ich końcówkach były ostrza. Usiadłam na kolanach
i otuliłam go ramieniem.
-Lucjan
coś ty zrobił.. - jęknęłam – umrzemy..
Zamrugał.
Uśmiechnął się.
-Dla
Ciebie wszystko Aniele...
Dwaj
strażnicy chcieli go wziąć.
-NIE!
- ryknęłam z mocą.
Rozłożyłam
skrzydła i użyłam wszystkie moce jakie miałam. Oślepiłam
wszystkich prócz Samuela. Musiałam go chronić. Nie ważne za jaką
cenę. To był mój priorytet. Dla niego mogę zginąć. Dla niego
jestem gotowa upaść. Brat wystrzelił mrokiem. Nie mogłam z nim
walczyć.. nie tu... Moja światło zgasło. Upadli odzyskali wzrok.
Ruszyli w naszą stronę.
-Nie..
-szepnęłam.
Widziałam
ja przez mgłę. Zostałam osłabiona... bezbronna.. Wyciągnęli
Lucjana z zaułka. Boruta złapał mnie w pasie i podniósł.
Próbowałam mu się wyrwać. Szatan obrócił się do mnie tyłem.
-JAK
MOŻESZ? - ryknęłam na niego przez łzy – ZABIĆ SWOJEGO SYNA?!
Obrócił
się z diabelskim uśmiechem.
-Kto
powiedział, że go zabiję? Znajdę dla niego gorszą karę...
Nadal
szarpałam się z diabłem, gdy Król Piekła zniknął mi z oczu. W
końcu unieruchomił mnie.
-Zajmę
się tobą – syknął mi do ucha.
Krzyknęłam
z bezsilności. Zaśmiał się złowieszczo. I wyszedł ze mną z
alejki
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards :3
OdpowiedzUsuńWięcej info tu:
http://historie-polbogow.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-awards.html
Naprawde fajny rozdzial. Bardzo mi sie to wszystko spodobalo.
OdpowiedzUsuńZabic? No nie...tak nie mozna nooo.
Lucjan...wiesz hmmm uwielbiam go. Jeden z moich mezow.
On musi zyc. Lucjan musi przezyc!
Uwielbiam ten rozdział.
Pozdrawiam
Dżerrka