czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział VIII Parada


Odwróciłam się w jego stronę.
-Zostaw mnie...
Wyciągnął do mnie rękę.
-Daiano...
Odsunęłam się od niego. Spojrzałam na niego nienawistnym spojrzeniem.
-Nie dotykaj mnie... To wszystko twoja wina!
Lucjan nie zauważył, że Szatan się uśmiecha. Stał po prostu bez słowa. Nie wiedział co zrobić.
-Odprowadźcie ją do pokoju... Musi się przyszykować... - rzekł mój Brat.
-Po co? - spytałam zdezorientowana.
Jego uśmiech się jeszcze bardziej rozszerzył.
-Mówiłem Ci przecież o paradzie na waszą cześć...
Otworzyłam oczy. Teraz, gdy jestem najbardziej wkurzona bo zabił Nefilima na moich oczach, chciał, abym godnie zachowała się na paradzie? Ostro się pomylił. Pstryknął palcami, a dwa goryle zaciągnęły mnie do jego willi.

* * *

Siedziałam na łóżku z twarzą w dłoniach. Płakałam. Jak mogłam pozwolić by do tego doszło? Jednak broniłam Zoe... Ale za to zabiłam innego... Samuel miał rację. Będę miała jego krew na rękach do końca życia. Kierowała mną pycha.. To grzech... Jak Bóg mógł zrobić to tak, że nie upadłam? Powinnam upaść. Do pokoju ktoś wszedł. Zerknęłam przez łzy. Eleonora. Weszła do pokoju pewnym krokiem. Z kamienną twarzą podeszła do mnie. Bez słowa przytuliła mnie. Tego właśnie było mi potrzeba. Czyjegoś ciepła. Otuliłam chudą staruszkę wokół pasa. Była ciepła w dotyku.
-Niech panienka się nie martwi... To nie panienki wina...
Zalała mnie jeszcze większa fala łez. Jak to nie moja wina? TO WSZYSTKO PRZEZE MNIE!
-To wszystko moja wina... Jak mogłam do tego pozwolić.. Uczucie wzięło siłę nad rozsądkiem..
Spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach.
-Zrobiłabym tak jak ty..
Pociągnęłam nosem. Wcale mnie to nie pocieszyło. Nie powiedziałam jej co myślę bo mogłam ją tym urazić.
-Ale... - zaczęła – muszę cię przygotować...
Wyciągnęła z torby którą przynieśli strażnicy ciuch. Biała sukienka. Pierwsza jaką dała mi Sara. To była ta z piórami. Eleonora podała mi ją pośpiesznie. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Założyłam sukienkę.
-Pomożesz mi zapiąć? - spytałam.
Od razu mi pomogła. Związała mi włosy w wielkiego luźnego koka. Już polubiłam tą fryzurę. Zrobiła to bez pośpiechu. Uśmiechnęła się.
-Z tobą to nigdy nie mam za dużo roboty, panienko...
Następnie zaprowadziła mnie przed lustro. Przeglądnęłam się.
-Ślicznie – pisnęła Eleonora.
Zachichotałam.
-Przestań Eleonoro.. Gdybyś zobaczyła Ivy..
-Jednak chyba jest powód dla którego książę Lucyfer Cię wybrał zanim pokochał..
Nigdy o tym nie pomyślałam. Nawet nie przyszło mi to do głowy... Czyżby Lucjan był tak pusty jak jego ojciec?
-Musimy iść panienko! - pogoniła mnie moja przyjaciółka. - trzeba się śpieszyć!
Wypchnęła mnie z pokoju na korytarz. Tam stał Lucjan. Zdezorientowany opierał się o ścianę. Miał na sobie punkowy strój. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Och świetnie! Teraz jeszcze mnie podsłuchuje! Spojrzał na Eleonorę.
-Eh... Dzień dobry?
Staruszka poczerwieniała za złości.
-Książę ciągle tutaj?! A NA DOLE PARADA SIE ZARAZ ZACZYNA! - krzyknęła z furią.
Lucjan podniósł ręce w poddańczym geście. Ruszył w stronę schodów. Chciał mnie podtrzymać w pasie, ale odsunęłam się od niego. Zamrugał.
-Aniele..?
-Nie dotykaj mnie...
Westchnął. Siłą oderwał moją dłoń od ciała i trzymał ją mocno. Wyrywałam mu się, jednak w końcu się poddałam. Nie rozumiał, że jestem na niego wściekła? Nie miała ochoty mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Wyszliśmy na zewnątrz. Czekała na nas platforma. Znajdowały się na niej na niej dwa trony. Oba ze złota. Za nimi znajdowały się wielkie skrzydła. Jedno białe, drugie czarne. Była to chyba jedna z większych platform. Lucjan mnie podsadził. Już chciałam usiąść na tronie po białej stroni, gdy zatrzymał mnie chyba.. organizator naszej platformy? Miał na sobie biały garnitur szary krawat.
-Anielico musisz usiąść po ciemnej stronie.. Dla utrzymania kontrastu... - powiedział znudzonym głosem.
-Eh.. dobrze..
Przesiadłam się. Lucjan usiadł obok mnie bo białej stronie. Nie mogłam znieść jego bliskości. Pozwolił by polowali na Nefilimy tuż za moimi plecami... To było okrutne. Nie pozwolę tak się okłamywać. Maszyna ruszyła. Powoli niczym żółw ociężały. Dołączyliśmy do szeregu w paradzie. Tłum piszczał. Zmarłe dusze patrzyły na mnie z nadzieją. Chciały bym je stąd wzięła. Musiały być pewnie zmuszone do bycia tu. Tak jak ja... Serce mi się ścisnęło z żalu. Jechaliśmy prawie na samym końcu. Sama nie wiem ile to trwało. 10? 20 minut? Coś zepsuło się w pierwszej platformie. Dym zaczął się unosić. Tłum, jak i Lucjan pobiegli tam, zostawiając mnie samą. W tym chaosie mogłam uciec. Z powrotem do hotelu... Nie musiałabym być na tej paradzie już dłużej bo by mnie szukali. Wszystko by było piękne. Nie powinnam tego robić. W końcu to wszystko na naszą cześć... Te dusze pewnie mają nadzieję, że gdy mnie zobaczą to odpuszczę im grzechy. Nie mogę tego robić... Tylko mogę odpuszczać tym, którzy widzą o tym, że zgrzeszyli i zasługują na karę. Nie tym, którzy uważają, że nie zasługują na taki okrutny los. Nie rozumiałam ich... Przecież zawsze można poprosić Boga o wybaczenie... On wyślę cie do czyśćca, a potem trafisz do Nieba. Gdzie tu problem? W tym, że większość grzeszników jest zbyt dumna na błaganie o przebaczenie. Ja już nie miałam, ani ochoty, ani siły na ten cyrk. Nikogo nie było. Musiałam skorzystać z tej szansy. Zeskoczyłam z platformy. Przewróciłam się.
-Super.. -syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Wstałam i ruszyłam biegiem do hotelu. Nie oglądałam się za siebie. Czułam się... Wolna... Skręciłam w bok. Wypełniła mnie siłą. Musiało to być gdzieś tu.. niedaleko... Jednak.. wszystkie budynki wyglądały tu tak samo. Nie możliwe... Mimo to czułam, że to gdzieś tu.. Niedaleko... Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego faktu. Zgubiłam się. Byłam w środku Piekła. Zgubiona, bez mapy...
-Nie... nie, nie, nie! - jęknęłam.
Usłyszałam ciche, żałosne chlipanie. Zerknęłam w ślepy zaułek po lewej. Dźwięk dobywał się z ciemności. W ciemnym koncie siedziała kobieta. Miała na sobie szare ciuchy. Za duży płaszcz, podarta sukienka... Miała burzę brudnych blond włosów i zmęczone spojrzenie. Podeszłam bliżej. Pojękiwała... Płakała jakby straciła najbliższą osobę. Żal mi jej było... Nie mogłam to tak zostawić. Podeszłam do niej cichym krokiem. Delikatnie przekrzywiłam głowę.
-Proszę pani? - spytałam.
Spojrzała na mnie sczerniałymi granatowymi oczami. Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
-Anioł.. - powiedziała zapłakanym głosem – Bóg wysłuchał moich modlitw...
Zamrugałam. O co chodziło tej kobiecie? Większość modlitw z Piekła przechodziły przez całe Niebo i wszystkie Anioły ją znały. Głos tej kobiety był mi nieznany. Próbowała do mnie się przysunąć.
-Błagam.. Odeślij moje dziecko tam do góry... Ono tu nie powinno być...
Podała mi delikatnie zawiniątek. Dotknęłam maleństwa. Jako że było niemowlęciem... Nie powinno tu być.. Ona miała racje. Jak ono się tu w ogóle dostało? Pocałowałam go w główkę. Zmienił się w światło, a jego dusza uniosła siew górę. Uśmiechnęłam się. Kobieta krzyknęła radośnie. A potem.. zwinęła się w kłębek i zamknęła oczy. Wzruszyłam się. Nie widziałam nigdy tak mądrej kobiety. Spojrzałam na nią z uśmiechem. Chodziło jej o ratunek dla dziecka.. Nie dla niej. To wyróżniło ją z tłumu grzeszników. Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się. Za mną stała grupa Upadłych. Lucjan, Samuel, Boruta i dwóch innych. Patrzyli na mnie zadowoleni, tylko Lucjan z przerażeniem.
-Ona... ona.. - jąkał się Lucjan.
-Zrobiła dobry uczynek – dokończył mój Brat.
-Panie? -spytał jeden ze strażników.
Mój Brat poszerzył uśmiech.
-Jest tylko jedna kara za takie coś... Nie ma żadnych prób...
-Ojcze... - Lucjan patrzył na niego z nadzieją.
-Trzeba będzie ją zabić – dokończył myśl Boruta.
Wyciągnął bicz. Ruszył w moją stronę. Zamachnął się. Wiedziałam, że teraz nie będzie taryfy ulgowej. Zamknęłam oczy gotowa na śmierć.
-NIE! -krzyknął ze złością Lucjan.
Wskoczył pomiędzy mnie a broń. Świetnie. Teraz zginiemy oboje. Usłyszałam uderzenie. Otworzyłam oczy. Lucjan leżał w kałuży krwi. Mój Brat był wściekły.
-BRAĆ ICH! - krzyknął Szatan.
Wszyscy spojrzeli na niego. Na ich twarzach widniało pytanie. Czy Lucjana też?
-OBOJE! - dorzucił.
Pochyliłam się nad Synem Piekła. Leżał nieruchomo. Baty Upadłych miały to do siebie, ze na ich końcówkach były ostrza. Usiadłam na kolanach i otuliłam go ramieniem.
-Lucjan coś ty zrobił.. - jęknęłam – umrzemy..
Zamrugał. Uśmiechnął się.
-Dla Ciebie wszystko Aniele...
Dwaj strażnicy chcieli go wziąć.
-NIE! - ryknęłam z mocą.
Rozłożyłam skrzydła i użyłam wszystkie moce jakie miałam. Oślepiłam wszystkich prócz Samuela. Musiałam go chronić. Nie ważne za jaką cenę. To był mój priorytet. Dla niego mogę zginąć. Dla niego jestem gotowa upaść. Brat wystrzelił mrokiem. Nie mogłam z nim walczyć.. nie tu... Moja światło zgasło. Upadli odzyskali wzrok. Ruszyli w naszą stronę.
-Nie.. -szepnęłam.
Widziałam ja przez mgłę. Zostałam osłabiona... bezbronna.. Wyciągnęli Lucjana z zaułka. Boruta złapał mnie w pasie i podniósł. Próbowałam mu się wyrwać. Szatan obrócił się do mnie tyłem.
-JAK MOŻESZ? - ryknęłam na niego przez łzy – ZABIĆ SWOJEGO SYNA?!
Obrócił się z diabelskim uśmiechem.
-Kto powiedział, że go zabiję? Znajdę dla niego gorszą karę...
Nadal szarpałam się z diabłem, gdy Król Piekła zniknął mi z oczu. W końcu unieruchomił mnie.
-Zajmę się tobą – syknął mi do ucha.

Krzyknęłam z bezsilności. Zaśmiał się złowieszczo. I wyszedł ze mną z alejki

2 komentarze:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards :3
    Więcej info tu:
    http://historie-polbogow.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde fajny rozdzial. Bardzo mi sie to wszystko spodobalo.
    Zabic? No nie...tak nie mozna nooo.
    Lucjan...wiesz hmmm uwielbiam go. Jeden z moich mezow.
    On musi zyc. Lucjan musi przezyc!
    Uwielbiam ten rozdział.
    Pozdrawiam
    Dżerrka

    OdpowiedzUsuń