środa, 28 maja 2014

Rozdział IV Pogrzeb

Dobra kochani.. wiem, że króciutki rozdział. ;-; Przepraszam, ale musiałam rozdzielić akcje na dwa rozdziały! A więc.. Zapraszam do czytania! Postaram się jak najszybciej wrzucić kolejny rozdział :3
______________________________________
_______________

Ruszyliśmy wzdłuż alejek. Cisza, aż dudniła w uszach. Trumna nie ciążyła mi wcale.
-Nie rozumiem czemu to robisz.. to cię niszczy! - marudziła Daiana.
Moje sumienie przybrało jej postać. Od kiedy ściągnąłem Ivy z Nieba, chodzi za mną jak cień. Może to i dobrze? Przynajmniej nigdy nie zapomnę jej twarzy... Zignorowałem ją.. Usłyszałem stukanie obcasów. Obróciłem się delikatnie. Kątem oka zobaczyłem blond Serafinę. Sapnąłem zrezygnowany. Jeśli moje sumienie nie dawało mi spokoju, zawsze pouczała mnie Najstarsza Serafina. Niosłem trumnę wypełnioną różami. Chciałem stworzyć dla ukochanej coś na kształt.. Azylu dla nieistniejącej duszy? Tak czy siak.. wykupiłem miejsce na cmentarzu tuż przy krystalicznej rzeczce. Teraz wraz z mężczyzną z zakładu pogrzebowego, nieśliśmy ów drewniane pudło do wykopanej dziury w ziemi. Tuż obok dołu leżało pudło z białymi kwiatami na część Klary, kolejnej martwej siostry Ivy.
-Wiesz, że nie musisz tego robić..? Wiem jak to boli... - powiedziała jasnowłosa wyprzedzając mnie.
Jęknąłem i odwróciłem wzrok.
-Ale zrobię to... Rozumiesz? Bo muszę oddać im cześć... Chociażby symbolicznie... - powiedziałem do obu.
Przewróciły oczami. Ivy nie była świadoma, że tuż obok stoi Daiana... może i była częścią mojej wyobraźni, ale była. Szły ramię w ramię. Poczułem chłodne krople na skórze. Spojrzałem w niebo. Zaczynało padać.
-Super...
Mimo mżawki ruszyłem to przodu. Buty zagłębiały się w błocie. Nieprzyjemne „PLASK PLASK” dochodziło do moich uszu. Spuściłem wzrok. Chciałem schować te kwiaty w pudle do ziemi i mieć to wszystko za sobą. Chciałem już skopać tyłek ojcu i zginąć w boju, by dołączyć do córki i Daiany.
Gostek z zakładu pogrzebowego zatrzymał się. Byliśmy na miejscu. Włożyliśmy trumną delikatnie do dołu. Opadła głucho na dno. Zaczęliśmy wielkimi zielonymi łopatami zasypywać wyrwę. Kiedy skończyliśmy, otarłem pot z czoła. Mężczyzna spojrzał na mnie współczująco.
-No.. to... ja już pójdę.. -dygnął lekko i ruszył ku wyjściu ze cmentarzu.
Przerzuciłem wzrok na kamienny nagrobek. „Daiana Smith, matka, narzeczona, siostra i najlepsz przyjaciółka, Rose Izabell Smith, ukochana jedyna córka, siostrzenica, nienarodzony skarb. Zmarły..” Odwróciłem wzrok. Chciałem zapomnieć tę datę jak najszybciej. Włożyłem ręcę do kieszeni spodni. Tak to jest... Zawsze będziemy ukarani za nasz grzech. Miałem już wszystko, czego chciałem. Po raz pierwszy byłem szczęśliwy... I przez moją głupotę... straciłem wszystko.. Nieodwracalnie.

* * *

Spacerowałem w swoim królewskim ogrodzie. Zniknął. Mój Syn wraz z Daianą zniknęli. Mogło być na to jedno wytłumaczenie... Diana nie żyła. Ręce mi zadrżały. Wiedziałem co się teraz stanie. Mój syn będzie chciał do niej dołączyć. Diabelski uśmiech wtargnął na moją twarz...
-A to się zdziwi... - wymruczałem do siebie.

niedziela, 25 maja 2014

WAŻNE!

Okey.. A więc! Dwie ważne sprawy :3 Jutro wstawię rozdziałek (przysięgam na swoje życie!!![ NAPRAWDĘ!]) A drugie... WSPANIAŁA NIESAMOWITA UTALENTOWANA I NAJUKOCHAŃSZA NA ŚWIECIE.. *werble* WIKTORIA GOZDECKA! Boże jak ją kocham! Zgodziła się na narysowanie większości postaci z Mrocznej Strony Nieba! I dostałam SZKICE! *-* JARAM SIĘ <3

















         Daiana                                                                     Lucjan

piątek, 23 maja 2014

Nowy Początek

Od niedawna zaczęłam pracować nad pisaniem od początku :3 Proszę macie tu wszystko <3
http://oficjalna-msn.blogspot.com/
A i w ogóle ogarnęłam fajną rzecz :) Jak widzicie, można teraz chodzić pomiędzy sezonami po przez zakładki!

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział III "Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los" ~ Paulo Coelho




PRZEPRASZAM;___: Ustawiłam jakieś bloggerowe gówno L "automatyczna publikacja"...
Nie zadziałało... a ja teraz to ogarnęłam! ;-; PRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAM
____________________________________________________________________
______________________________


„Stałem sam pośród wielkiej nicości. Czułem chłód, który biegał po moich gołych plecach. Nic nie widziałem. Byłem kompletnie pozbawiony zmysłów. Próbowałem się czegoś złapać... Ale niczego nie wyczułem. Szukałem jak ślepiec czegokolwiek... Nic. Pustka. Chaos. Czy tak wygląda miejsce w które trafiają zniszczone dusze?
-Halo? - krzyknąłem najgłośniej jak umiałem.
Cisza. Tak głucha, że drażniła uszy. Wziąłem głęboki wdech. Przetarłem oczodoły. Nagle zobaczyłem światło. Maleńkie... Gdzieś w oddali. Zacząłem biec. Zbliżałem się do blasku.. Nagle ujrzałem w tym rozjaśnieniu smukłą postać. Rozpoznałem ją bez problemu. Daiana. Stała tyłem, ale głowę miała ustawioną w moją stronę. Twarz miała całą zapłakaną. Ubrana w przylegającą do skóry, sukienka długości maksi miała śnieżnobiałą barwę. Podniosła wzrok.
-Przepraszam... - szepnęła.
Odwróciła korpus w moją stronę. Na rękach trzymała małą istotkę. Noworodek słodko spał. Uśmiechnąłem się. Otuliłem ją i Rose.
-Za co? - spytałem szczęśliwy jak nigdy w życiu – Jest idealnie...
Zmusiła mnie do oderwania wzroku od córki. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Nie jest Lucjanie...
Zaczęła płakać. Co? Byłem zdezorientowany. Nagle moje skarby zaczęły znikać.
-Nie! - zawołałem z rozpaczy – NIE!
Ostatnie co zapamiętałem to jej smutny wzrok i ciche..
-Coś wymyślimy...
I już jej nie było” - podniosłem się spazmatycznie dysząc. To był sen... Głupi koszmar.. Spojrzałem na Daianę. Przestałem na chwilę oddychać. Trzecia leżała nieruchomo. Miała zamknięte oczy i rozchylone usta. Jej ciało gdzieniegdzie z czarniało i zrobiły się w nim dziury. W miejscach gdzie nie była „wypalona”, jej skóra była śnieżno biała. Nie oddychała. Nie słyszałam też bicia jej serca. Krew Abaddon'a. O cholera. Zerwałem się na równe nogi. Miałem na sobie wczorajsze jinsy i czarny T-shirt, więc nie musiałem się martwić co pomyślą w Niebie. Muszę ją tam zabrać.. uleczą ją. Na pewno. Wziąłem ją na ręce. Nie ma na nic czasu. Musiałem się tam teleportować.. I to teraz...

* * *

Cóż można powiedzieć o życiu w Niebie? Jest bardzo normalne i szablonowe. Jak zwykle siedziałam w Sali Tronowej. To miejsce zawsze przypominało mi chwilę spędzone z Daianą... Cóż miało się z nią stać? Pewnie umrze... przynajmniej pozostawi coś po sobie.. Jej córka może będzie naszym zniszczeniem, ale będę ją kochać bo będzie jedynym namacalnym wspomnieniem o Daianie. Po pomieszczeniu kręciło się wielu aniołów, a Bóg z Synem siedzieli na tronach. Nagle usłyszałam ogłuszający huk.
-POMOCY! NIECH KTOŚ JEJ POMOŻE! - usłyszałam zrozpaczony znajomy głos.
Odwróciłam się napięcie. Na środku pomieszczenia kucał Lucjan z nieprzytomną... Dainą? O mój... Wyglądała na martwą. Zasłoniłam usta dłońmi żeby nie krzyknąć. Zrobił się wokół nich krąg.
-POMOCY! POMÓŻCIE JEJ DO CHOLERY! - wrzeszczał Lucyfer.
Spojrzałam jak wielu na Boga. Patrzył na niego z góry, bardzo wyniośle.
-Nie.. nie możemy.. jeśli uratujemy ją, urodzi się też ten potwór.. - powiedział bardzo ostrożnie.
-TO WASZA SIOSTRA! - spojrzał na nas z wyrzutem.
-Ale to twoja wina, że teraz umiera i ma w sobie twego bękarta.. - wysyczał Eligiusz.
Zmierzyli się spojrzeniami. Daiana zdecydowanie nie oddychała. Można było zobaczyć gołym okiem, jak jej dusza ulega zniszczeniu. Ręce mi się trzęsły. Zobaczyłam na drugim końcu sali Klarę. Była zupełnie roztrzęsiona. Nasza Siostra umierała... Nie mogłyśmy jej tak zostawić... Zamknęłam oczy. Zrobię dla Trzeciej wszystko... Postawiłam nogę na przód.
-Ivy? - usłyszałam głos Ojca.
Podniosłam wzrok.
-Co ty robisz? - mój Brat nie wierzył własnym oczom.
-Sprzeciwiam Ci się Ojcze – wypowiedziałam słowa z ciężarem na sercu – zbyt bardzo kocham siostrę...
Owiał mnie chłód. Światło które mnie spowijało zbladło, a moje piękne anielskie skrzydła zmieniły się w wielkie krucze. Upadłam. Wszystko robiłam automatycznie. Rzuciłam się na kolana do Daiany.
-Będziesz żyć.. Zostaniesz ze mną... Rozumiesz? - mówiłam do umierającej.
Zamknęłam oczy. Przycisnęłam ręce do serca Siostry. Przez moje ramiona do dłoni przeszedł impuls. Impuls, który ratował życie. Uderzył w anielicę. Jednak.. ona się nie ruszyła. Spróbowałam raz jeszcze. Sala wypełniła się blaskiem. Nawet jako upadła mogłam panować nad światłością... Podczas pierwszego dnia stworzenia świata, Bóg tworzył światłość i mnie. Związałam się z blaskiem jak z samą sobą. Ona jest we mnie. Tak jak w Samuelu jest ziemia, a w Daianie woda... Wciskałam w nią coraz to większą porcje światła.
-ŻYJ! - krzyczałam z rozpaczy.
Jednak Daiana.. zamiast wracać do nas.. W ramiona ukochanego i rodziny... Znikała... Trójka nagle, niczym stare budowle, tuż pod mymi dłońmi rozsypała się. Trzęsłam się. Nie.... Lucjan ukląkł patrząc się w miejsce gdzie przed chwilą leżała kochana przez nas osoby. Nie widziałam nic poza pustką.
-NIE!!! - usłyszałam bolejący głos Klary.
Próbowałam ją zobaczyć przez łzy. Wyrywała się Eligiuszowi, który ją mocno trzymał. Zakryłam twarz dłońmi. Zawiodłam. Moja Siostra nie żyje.

* * *

Wiele osób płakało. Inni po prostu patrzyli na mnie z pogardą. Eligiusz wydawał się zadowolony.
-Widzisz Upadły? To wszystko twoja wina! - wysyczał.
Jak śmiał? To oni jej nie uleczyli! To oni ją ze mną puścili! A teraz.. zwalają całą winę na mnie... Staliśmy nad tą głupią pustką, gdzie jeszcze chwilę temu leżała anielica. Ścisnąłem powieki, aby zatamować falę łez.
-JAK ŚMIESZ TAK MÓWIĆ?! - usłyszałem zbulwersowany cienki głos.
Odwróciłem się, gdyż ów głosik w danej tonacji brzmiał straszliwie nienaturalnie. Mała kochaniutka Klata wyglądała jak anioł śmierci. Włosy wirowały wokół jej zrozpaczonej twarzy. Unosiła się nad nim jak kat. Po prostu gotowała się ze wściekłości, Piątka cofnął się przerażony. Podniosłem się równocześnie z Ivy. Zerknęliśmy na siebie nerwowo. Klara wyciągnęła broń. Eligiusz nie został jej dłużny. Zaczęli bitwę. Eligiusz odparowywał każdy jej cios. W końcu wybił małej anielicy miecz i przebił ją swym ostrzem.
-NIE! - krzyknęła Ivy.
Upadła znów na kolana. Kucnąłem przy niej. Straciła dwie siostry w ciągu dziesięciu minut. Łzy wiły się na jej białym policzku niczym dzikie rzeki. Próbowałem ją wesprzeć i delikatnie przytuliłem ją do siebie. Zacisnęła swe pięści. Nasz ból był na innym poziomie. Żadne z nas nie umiało zrozumieć drugiego... mimo to pocieszaliśmy się. Wokół niej wytworzył się czarny wir. Dobrze wiedziałem co to oznacza. Ojciec zbyt często używał swej mrocznej mocy, bym teraz stał jak słup. Ivy za sekundę skrzywdzi każdą osobę, którą kocha... Nie mogłem na to pozwolić... Musiałem się teraz opiekować Jedynką, aby Daiana mogła odejść w spokoju... Aby gdzieś tam w odmęcie nicości, nie martwiła się o Upadłą siostrę. Osłoniłem ją skrzydłami i teleportowałem na z dala od Nieba. Błysnęło, a już po chwili leżeliśmy na twardej ziemi.
-Cc..co? Coś ty zrobił?! - warknęła.
Podniosłem wzrok. Patrzyła na mnie nienawistnie.
-Co chciałaś zrobić?! Pozabijać aniołów?!
Jej twarz zmieniła wyraz. Znów zaczęła gorzko płakać. Sapnąłem cicho. Kobiety są zbyt emocjonalne jak dla mnie... Daiany by.. zacisnąłem wargi. Nie.. nie mogę jej zbyt często wspominać.. to mnie zniszczy... Przysunąłem się do niej i otuliłem ją ramieniem.
-Musimy to przetrwać.. razem... - stwierdziłem łamiącym się głosem.
-Ok... okey.. - wyrzuciła przez szloch – gdzie my w ogóle jesteśmy?
-W miejscu gdzie ciało w którym mieszkała Daiana popełniło samobójstwo...
I w miejscu, które jest idealnym miejscem na symboliczny pochówek Daiany. Może i nie mieliśmy ciała.. ale mieliśmy róże. Mnóstwo róż...
-To co teraz będzie? - spytała zachrypnięta.
-No cóż... pochowamy różyczki, zamiast ciała, a potem zrobię coś głupiego by do niej dołączyć...
Spojrzała na mnie sceptycznie.
-Coś głupiego?
Wzruszyłem ramionami.
-Wiesz... coś co, albo przyniesie mi korzyści, albo zginę... Będzie ciekawie...
-A masz coś konkretnego na myśli? - spytała.
Wiedziałam, że w duchu liczy na to, że zrezygnuje. Musiałem wymyślić jakiś głupi cel na szybko...
-Tak.. - skłamałem – chcę obalić ojca..
Jej oczy rozszerzyły się niesamowicie. Przypominały wielkie naleśniki.
-Żartujesz? Prawda?
W sumie? Jeśli w końcu obalę Króla Piekieł.. to będę robił co chcę.. .jeśli mi się nie uda.. to dołączę do ukochanej... Czemu nie?
-Tak powiedziałem dumnie, tym razem mówiłem prawdę i tylko prawdę.
Zasiądę na tronie Piekieł... albo dojdę do Daiany.. obie opcje zapowiadały się obiecująco....

niedziela, 4 maja 2014

Liw daje ważne info :3

Oki doki! Dobrze wiecie moje kochane aniołki.. że to ostatni sezon..  z żalem mówię, że zostało nam tylko 5 rozdziałów! (może nawet mniej!) ;___; I chcę wam takie cóś zaproponować... Jak skończę pisać to mogę albo napisać od nowa (czyli lepsze opisy i dłuższe rozdziały :D ), albo... zrobić dodatki.. tzn. iż będe rozwijać różne historie ludzi :D Np. Jaka była historia Zoe? albo o miłości Samuela?
Boże znów wymyślam,a by pobyć z wami dłużej.. ;-;
Ale cóż kocham was! I nie umiem was opuścić.Dobrze.. A więc jaka jest wasza decyzja? Będę miała pisac od nowa czy robić dodatki? Decyzja leży w waszych dłoniach!

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział II Róże

Życie. Najbardziej względne pojęcie jakie znam. Jednakże co znaczy „pojęcie względne”? Kolejne nic nieznaczące ludzkie słowa, które przepełnia pustka. Naprawdę.. Nie łatwiej powiedzieć, że życie jest zmienne niczym strumień wody? Trzeba dać zamiast tego: „pojęcie względne”? Eh.. Te wszystkie ludzkie mądrości... Ludzcy filozofii, anielscy mędrcy... sami głupcy.. Nic nie wiedzą.. No bo... jak zachowasz się gdy dowiesz się, że twojej drugiej połówce zostało max. dziewięć miesięcy życia?
-Lucjan? - wyrwał mnie z zamyśleń cichy anielski szept.
Nagle rzeczywistość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Spojrzłem na załamaną Daianę. Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.. Chociaż w sumie już łzy ciekły jej z oczu. Chciałem uciec, ale zachowałbym się jak ostatni kretyn i.. halo! To moja Anielica.. nie mogę jej od tak zostawić! Złapałem ją za dłoń.
-Coś wymyślimy.. - powiedziałem do niej ze stoickim spokojem.
Kącik jej warg drgnął. Otuliłem ją delikatnie ramieniem, a ona wypłakała się w moje ramię. Była taka delikatna.. Tak.. damy radę..
-Och.. - westchnął Mój Ojciec z rozczuleniem w głosie – Jakie to słodziutkie....
Klasnął z dłonie. Następnie skamieniała mu twarz w wskazał palcem w krtań i zaczął naśladować odgłosy wymiotów. Eh.. Miałem go serdecznie dość... Przymknąłem oczy. Nie obchodziło mnie nic prócz niej.
-Dobrze.. zostawiam was gołąbeczki.. Chyba to jednak nie mój ulubiony scenariusz...
Odwrócił się napięcie i trzasnął drzwiami. Sala tronowa... Czarne ściany i wielkie ciemne kafle.. Nic nad zwyczajnego.. Tuliliśmy się na złotym dywanie.
-Daiano.. coś wymyślimy...
Była mokra od łez.
-Dobrze wiesz, że się nam to nie uda...
-Och Aniele... jako Serafina powinnaś być optymistką!
Prychnęła od niechcenia.
-Nie twoja trwoga w tym jaki powinien być Serafin..
Wróciła znana mi Daiana. Uśmiechnąłem się łobuzersko. Nawinąłem sobie kosmyk jej kasztanowych loków na palec. Wpatrywała się we mnie jak zaczarowana. Musiałem wyglądać podobnie. Założyła dziarsko ręce na biodra.
-I co teraz?
Tak naprawdę nie miałem pojęcia.. po raz pierwszy nie musiałem się niczego obawiać czy uciekać. Po raz pierwszy miałem spokój...
-Nie wiem.. A na co miałabyś ochotę...?
Przyciągnęła mnie do siebie i objęła za szyję. Nachyliłem się nad nią, a on przyłożyła swe wargi do mojego ucha.
-Na kąpiel?
-To zaproszenie?
Zaśmiała się cicho. Wziąłem ją na ręce i ruszyliśmy razem w stronę hotelu.

* * *

Przeklęty gówniarz. Zawsze musiał być szlachetny i postąpić tak by kobieta kładła mu się do stóp. Informacje od szpiega z Nieba wcale nie ułatwiały sytuacji... Lucyfer przypominał mi trochę swoją matkę. Smukłą Anielicę o oczach w kolorze zachodzącego słońca i długimi do ziemi blond falami. Mój potomek, jak ona zawsze starał postępować słusznie i honorowo. Wychodzi dzięki temu na bardziej pożądanego osobnika. Czemu nie mógł się zakochać w jakiejś nieprzyzwoitej Upadłej? Życie było by prostrze, a ja nie obawiałbym się, iż w każdym momencie wpadnie do pokoju i będzie próbował mnie zabić... Cholerne życie Króla Piekieł.. Siedziałem w moim gabinecie. Ma szary dywan i szklane ściany. Znajduje się w jakimś wieżowcu w Los Angeles. Wszystkie meble zrobione są z ciemnego dębowego drewna. Na środku pomieszczenia stoi biurko. Pod lewą ściana stoi komoda, a po lewej stoi wieszak na kurtki. Dwa czarne krzesła dzieli ten stół. Siedziałem na jednym z nich i korzystałem z nowiutkiego srebrnego laptopa. Weszłem na strony o wierze i objawieniach. Ci głupi śmiertelnicy... Piszą jakieś brednie o tym jak im narobiłem strachu! Tyle, że szczerze ich nie dręczyłem! Nie ich.. Jacy ci głupi śmiertlenicy są zakłąmani.. I im miałem służyć? Jak aniołowie to wytrzymują..? Westchnąłem zrezygnowany i wyłączyłem urzędzenie. Ludzie.. Nagle ktoś wszedł do pokoju. Bez dzwonienia czy pukania... Wparował do mnie dobrze zbudowany anioł, a za nim moja przerażona sekretarka.
-Ja ja.. - zalękła się kobieta, patrząc na mnie z przerażeniem -próbowałam go powtrzymać.. mogę zaraz wezwać ochronę...
Machnąłem ręką.
-Poradzę sobie... - rzuciłem od niechcenia.
Skierowałem wzrok ku Michaelowi.
-No witam cię..
Bez słowa usiadł na fotelu. Rozłożył się na dobrze znanym meblu.
-Co słychać tam w górze? - ułożyłem ręce w piramidkę.
-ach.. Chyba nic się niezmieniło od tych paru dni.. Wszyscy latają jak ze sraczką, aby tylko dowiedzieć się więcej o tym bękarcie..
Zaśmiałem się.
-Nadal się łudzą, że Daiana przeżyje?
Przegryzł dolną wargę.
-Nikt nawet o niej nie mówi.. traktują ją jak jakiś inkubator, który pozwala rosnąć bombie..
Przekląłem pod nosem.
-Myślisz, że umrze? - spytałem
Nic nie odpowiedział. Przełknął głośno ślinę i potwierdził moje obawy. Daianie zostało mniej czasu niż myślała.

* * *

-Róże.. to chyba najpiękniejsze kwiaty jakie widziałam... - powiedziałam rozmarzona.
Byliśmy po kąpieli, siedząc w pięknym ogrodzie w Piekle.. jakie to dziwne, a zarazem normalne...
Wszędzie rosły tu piękne zdradliwe czerwone pąki róż. Wydawały urokliwy kuszący zapach.. Nic dziwnego, że rosły w piekle.
-Rose.. -powiedział znienacka Lucjan.
Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Patrzył głęboko i z uczuciem w moje oczy.
-Słucham?
-Nazwijmy córkę Rose...
Zaśmiałam się.
-Nazbyt proste.. nie sądzisz?
-Po co wszystko utrudniać? Rose.. Nie jakaś Rozalie czy coś.. tylko Rose..
-Tylko Rose.. Dobrze..
-I już? Dobrze? - obruszył się – Nie będziesz ze mną walczyła o ładniejsze imię? Nie tak robią normalne pary?
Pocałowałam go delikatnie w policzek.
-Jakbyś nie zauważył, kochanie.. Nie jesteśmy statystyczną parą..
Ucałował czubek mojej głowy.
-Chodźmy do pokoju..
Kiwnęłam nieznacznie głową. Jakie życie wydawało się teraz ulotne.. Miałam wrażenie, że każda chwila wymyka mi się z rąk... Z tego co wiem nawet nie zobaczę Rose.. co gorsza.. miałam nie widzieć jak dorasta, rośnie, robi pierwsze kroki... Nie będzie mi nawet dane zobaczyć jak ona będzie miała swoje dzieci.. Nie opowiem córce o tym... że miłość jest ważniejsza niż całe otoczenie.. Nie przekaże jej, że prawdziwa miłość jest ważniejsza niż cały świat.. Może dlatego też on ulegnie zniszczeniu? Bo nie będę mogła przy niej być?
-Jesteśmy..
Otrząsnęłam się z zamyśleń. Lucjan nie wyciągał mnie z zamyśleń przez całą drogę. Tak samo w pokoju nie kazał mi rozmawiać czy chociaż być przy nim. Odprowadził mnie powoli do łóżka. Tam położyłam się nadal ledwo kontaktując. Kiedy usiadłam, Lucyfer rzucił się obok. Wydawał się zmęczony. Odwrócił się do mnie tyłem. Patrzyłam się na jego unoszący się tors. Na chwilę zamarłam. Nie oddychał.. po chwile usłyszałam ciche słodkie chrapnięcie. Nie takie zagłuszające cisze i wyrywające ze snu, ale subtelne na swój sposób. Pogłaskałam śpiącego Księcia Piekieł. Umrę. Te słowa wciąż chodziły mi jak mantra po głowie. Umrę i nic jej nie zostawię... Nic.. Nagle podniosłam się i pochwyciłam kartkę oraz długopis z szafki nocnej. Drżącą ręką zaczęłam pisać: „1. Powiedz jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj jej, że zrobiłbyś dla niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4. Rób wszystko by miała dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by poznała Samuela. 6. Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy nie zabraniaj jej przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka mam sentyment do wody... „ Skreśliłam punkt ósmy. „Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka miałam sentyment do wody”. Coś ściskało mnie w gardle. „9. Kupuj jej róże na urodziny. 10. Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż.”. Zgięłam karteczkę na pół. Dam ją Lucjanowi przed śmiercią. Mam nadzieje, że zapamięta jej punkty jak ludzie pamiętają dekalog. Zacisnęłam dłoń na stalowym pisadle. Musiałam to dopisać... „ i pamiętaj, zawsze będzie lepiej, wytłumacz to też Rose”. Położyłam kartkę z powrotem na półkę. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam jeszcze, że już ich nie otworze i że spisany przeze mnie mały dekalog nigdy nie będzie użyty..


KOCHAM WAS KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE 7.05 :**