środa, 23 kwietnia 2014

BĄDŹCIE DUMNI!

Chyba już kiedyś pisałam post pod takim tytułem <3 Wiem, że to imię jest dość... Nieanielskie xD
Jednak Bielna podpowiedziała Różę, ale jak to ja uwielbiam zagraniczne imienia...

Rose? Może być Rose? Powiedzcie swoje zdanie. Oki a główny temat to o tym jak bardoz kocham mojego tatę ( tak znowu coś wyżydziłam xD) A więc..
Mój tata wydrukuje mi PAPIEROWĄ WERSJE PIERWSZEJ CZĘŚCI!! <3

Tak.. Liw się jara, proszę nie gasić! <3

wtorek, 22 kwietnia 2014

Konkurs....! czyli Liw bļaga o pomoc.

Słuchajcie... ja taka zadowolona z siebie.. piszę kolejny rozdział... ale dupa ;_;
Nie weim jak nazwać córkę Daiany i Lucjana ;-; no więc to zadanie oddaje w wasze ręce! :-)
Byłoby dobrze jeśli imię będzie powiązane z jakimś kwiatem, a i żeby było takie wiecie.. wow <3 A SYTUACJA JEST POWAŻNA BO BEZ IMIONA NIE MA ROZDZIAŁU! ;-;

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział I "Nie ma czegoś takiego jak spokój.. zawsze jest jakiś haczyk..."

Rozdziałek dedykowany Em<3 Ona shipuje Daianę z Samuelem xD
I jeszcze.. Nie dziwi was, że napisałam coś o Piekle o 3 rano? O.O
Liw ma układy z SZATANEM XD
_______________________________________
_________

Zaczęłam się ubierać. Nałożyłam na siebie długą do kostek sukienkę. Pasy zwiewnych materiałów miałam przywiązane do nadgarstków. Włosy tradycyjnie spięłam w luźnego koka. Na nogi wciągnęłam śnieżne baleriny. Odwróciłam się, aby wyjść z pomieszczenia. Jednak tuż za mną stał Lucjan, na którego oczywiście wpadłam. Niezdarny Upadły Anioł... Istnieją takie? Jest jeden. Ja. Zaśmialiśmy się, a on przyciągnął mnie do siebie. Nasze wargi się złączyły, a ja nie mogłam uwierzyć... Ile minęło od kiedy żyłam w niebie? Dwa lata? Ech.. Niebo.. piękna sprawa... Ale czy dorównuje pięknu bycia z najbardziej ukochaną osobą...? Nie sądzę... Zaczynam mówić jak prawdziwy człowiek.. Odsunęłam się delikatnie od Upadłego. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy z pokoju.

* * *

Tron Piekieł to najwygodniejszy mebel na świecie. Siedzenie na nim oczywiście jest długą niekończącą się męczarnią... przynajmniej to wygodne krzesło.. Owszem.. sala tronowa była wilka, przestronna i niesamowita... Jednak spędzając niej dzień w dzień, już nie jest takie fajne.. Cóż.. gówniana rola Króla Piekieł! Gdybym się na to nie zgodził pewnie siedział bym w jakimś barze trzymając śmiertelniczkę na kolanach...Odegnałem te myśli. Wczorajszy wieczór.. cóż.. niezbyt wiele pamiętam, ale parę moich zastępców powiedziało mi parę ciekawych szczegółów... Mój Syn wyszedł z Anielicą przed czasem z imprezy? Czy to nie jednoznaczne? Znowu wydrapywałem obraz na podpórce od łokcie, gdy wielkie drzwi się otworzyły. Podniosłem wzrok zaciekawiony kogo tym razem ujrzę. Wszedł mój głupi potomek z Daianą. Wyprostowałem się.
-Witajcie kochani! - zawołałem przez cały hol.
Upadły dygnął lekko, ale ona wciąż stała niewzruszona na równych nogach, patrząc na mnie jak na idiotę. Uwielbiałem ją taką. Zadziorna, uparta i.. wierna. Tak... takie słowa właśnie określały Trzecią. Wstałem.
-A więc.. zaplanowałem wam dzisiejszy dzień! - powiedziałem zadowolony.
-Och.. - Lucyfer wyglądał na zaskoczonego – Niestety mamy..
Machnąłem ręką.
-Można przełożyć to na jutro! Co? Nie poświęcisz godzinki dla ojca?
-Jak sobie życzysz..
-A więc! Lucjanie... Ty idziesz na przymiarkę garnituru z Rokitą, a ja wraz z twoją narzeczoną.. pospacerujemy..
Zza kolumny wyszedł mój sługa, Rokita. Razem z moim Synem wyszli z komnaty.
-Opuścić salę.. - rozkazałem podwładnym.
Przybliżyłem się do pięknej Anielicy.
-Mamy wiele spraw do omówienia...
Przełknęła głośno ślinę. Kiedy się boi.. wygląda jeszcze bardziej pociągająco.

* * *

Skrzyżowałam ręce na piersi. Czego on chciał? Podszedł do mnie bliżej.
-Upadłaś... - nie brzmiało jak pytanie.
-A co cię to..?
-Nic.. - przerwał mi – Chodzi mi o to.. Pamiętasz jak opowiadałem ci o tym, że Lucjan.. To nie jedyny członek rodziny królewskiej, który cię kocha?
Przymknęłam oczy.
-Samuelu.. ja też cię kocham... Jesteś moim bratem.. a Bóg nas uczył...
Uderzył pięścią w filar. Zatrząsł się.
-WIEM.. Czego uczył nas Bój... I wiem, że mnie kochasz jak starszego brata... Niczego nie rozumiesz prawda?
-Skoro nie rozumiem.. - syknęłam -to może łaskawie mnie oświecisz?
Zaśmiał się. Ni to ze zdenerwowania, ni to z rozpaczy.
-Lucjan to gówniarz! Nie wychowa dobrze dziecka...
Serce mi przyśpieszyło. Skąd..?
-Co powiedziałeś?
Przewrócił oczami.
-Nie udawaj głupiej Trzy... Dobrze wiesz, że masz w sobie małego anioła...
Przełknęłam ślinę.
-I wiesz... że ono nie może się narodzić... Ale nie wiesz o znaczącym szczególe...
-Jakim to niby...?
Posłał mi smutny uśmiech. Czyżby Szatan... się martwił?
-Nie pamiętasz jak dostałaś krwią Abaddona w plecy?
Wzdrygałam się. Ciężko było zapomnieć... Ból ciągle mi towarzyszył.
-Teraz twoja dusza łapczywie leczy się o duszyczkę twojej córki... Jeśli tylko ona się urodzi, umrze, poronisz.. Cokolwiek.. co sprawi, że dziecko nie będzie w twym łonie... sprawi to też, że umrzesz. Rozumiesz? - złapał mnie za ramiona.
-Mówisz mi... że mam 9 miesięcy życia? A potem po prostu....
-Nie zamierzałaś jej zabić? A może jesteś egoistką?
Westchnęłam. Miał racje... nigdy bym się nie odważyła zabić dziecka... w szczególności mojego...
-Proponuje ci układ...
-Pakt z Diabłem? Kolejny? Chyba podziękuje...
Cofnęłam się. Samuel znikł. Nagle ktoś, oczywiście on, złapał mnie od tyłu.
-Powiedz mi.. „Aniele”... Tak na ciebie mówi? Na prawdę uwierzyłaś w gatkę o garniturach..?
Cco.? Czy... On chciał zabić własnego syna? Jak... Próbowałam się wyrwać oprawcy, jednak jego uścisk był silniejszy. Zaczął mnie całować, od szyi szedł w górę.
-PUSZCZAJ! - ryknęłam.
Rozłożyłam krucze skrzydła i starałam się uwolnić, poprzez swoją nową, mroczną moc. Jednak on był alfą Piekieł. Zdecydowanie szatan jest silniejszy... Przygniótł mnie do ściany ciemną mgłą. Podszedł bliżej.
-Przyzwyczaisz się..
Ponownie jego wargi dotknęły mojej skóry. Chciałam wierzgać, uciec, odwrócić się.... ale moje ciało było przyszpilone do kolumny. Rozwarł moje wargi. Całował natarczywie.. jakby.. cóż.. nachalnie.. nie jak Lucjan.. delikatnie i z czułością.. Jak mogłam się stąd wyrwać...? Drzwi huknęły.
-Co do...? - zaczął mój brat, ale nie skończył.
W drzwiach stał mój ukochany. Chciałam odetchnąć.. ale mox diabła na to mi nie pozwalała. Miał wściekła minę. Złote oczy płonęły nienawiścią.
-ODSUŃ SIĘ OD NIEJ...!
Ojciec posłał synu łobuzerski uśmiech.
-Może najpierw się jej spytaj o zdanie..?
Kiwnął palcem. Moje ciało podleciało do Króla Podziemi. Przybliżył się.
-Jeśli będziesz chciała do niego wrócić.. -szepnął mi do ucha – To wiedz, że równa się to z ujawnieniem twojego daru od Boga...
Wstrzymałam oddech. Wypuścił mnie ze złowrogich objęć. Co miałam zrobić? Udać się do Lucyfera i pokazać mojej tajemnicy światło dzienne, czy zostać z Szatanem i zranić tego jedynego?
„Miłość jest ślepa..” powiedział jakiś mądry śmiertelnik. Może to właśnie musiałam zrobić, aby się przełamać? Zamknęłam oczy. Zrobiłam krok do przodu. Wpadłam w znajome dłonie i ciepły tors.
-Lucjanie... jest coś o czym musisz się dowiedzieć... - wysapałam.
-Twoja anielica nosi w swym łonie potwora, który zniszczy Niebo, Piekło i Cały Świat.. - wtrącił Samuel.
-CO? - spojrzał w moje oczy zdezorientowany.
Kiwnęłam głową. Łzy zalewały mi widok.
-Będziesz ojcem...
Szatan rozłożył ręce. Czemu Lucjan jakoś tego nie skomentuje? Jest zły, przerażony, szczęśliwy..? Czy ktoś może mi w końcu powiedzieć?! Czemu nie może mi czegoś powiedzieć?
-Dobrze wiesz chłopcze... że nie ma czegoś takiego jak spokój.. zawsze jest jakiś haczyk...
-A tym tu jest...? - zaczął Lucjan
Mój Brat strzyknął kostkami w dłoniach.

-Śmierć na wieki wieków Daiany...

Rozdział IX Nowe bijące serce

Kochani.. To jest rozdział na zakończenie II Sezonu... Ten który miał być.. ale no cóż.. 
Wiecie jak wyszło ;-; 1 z 4 które mam wstawić do jutra..
________________________________________________________
_____________________

„Obudziło mnie światło sztucznego słońca. Nie chciałam otwierać oczu... Ostatnia noc.. cóż... Była niesamowita... A ja? Upadłam. Mimo to.. było warto.. Chciałam się przytulić to mojego ukochanego. Nie wyczułam go jednak ręką. Otworzyłam przerażona oczy. Nie było go. Owinęłam kołdrą moje nagie ciało i wstałam. Ruszyłam do mosiężnych wrót. Nacisnęłam na klamkę... Zamknięte. Cofnęłam się przerażona. Co..? Jak to? Lucjan.. on.. on mnie wykorzystał.. Nie wierzę w to.. Łzy zaczęły mi lecieć nieustającym potokiem. Jak mógł? Ja.. upadłam dla kompletnego dupka... Chciałam stąd uciec. Obróciłam się, już chciałam otworzyć portal i nawet odziana tylko w czarną kołdrę, otworzyć portal i znaleźć się daleko od Podziemia. Wpadłam na mężczyznę. Cholera.. Podniosłam wzrok. To nie był Lucyfer... Gabriel.
-Co ty tu robisz? Anioły nie mogą przebywać w Piekle..
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Głębokie granatowe oczy oraz złoto-brązowe loki sprawiały, że wyglądał jak prawdziwy anioł. Poprawiłam kołdrę pod pachami.
-Upadłaś...
-I co? - powiedziałam nadal zalewając się łzami – dlatego przyleciałeś,a by mnie skarcić? Za późno.. Już wiem, że..
-Daiano.. - wyprostował się i spochmurniał.
Zamknęłam buzie i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja..
-Nie przepraszaj... Dasz nowe życie, które może nas uratować...
Zatrzepotałam rzęsami zdezorientowana.
-Słucham?
-Skup się Upadła Serafino... Kilka tysięcy lat temu przyszedłem zwiastować Maryi o jej Świętym Synu.. Teraz przychodzę do ciebie i mówię ci kochana... To dziecko uratuje cały świat albo obróci nas w popiół.. Naprawdę będziesz musiała się wysilić by w Piekle nie wyrosło na złą istotę.. Inaczej.. - podał mi rękę.
Złapałam ją. Przed oczami stanęła mi straszna wizja. Świat. Nie tylko ten ludzki... Niebo.. Piekło..
Wszystko płonęło. Ruiny.. Trupy. A na ciele Ivy stała dziewczyna. Wyglądała jak ja, ale miała złote oczy i czarne włosy. Za tą niską osóbką stałam ja. Puścił mnie. Wróciłam do normalnego świata. Wciągnęłam łapczywie powietrze. Życie wszystkich leży.. w moim brzuchu. Odruchowo objęłam się w pasie.
-No właśnie.. To że ona nas nie zniszczy to jedna miliardowa szansy...
-A nie 1:1?
Potrząsnął głową.
-Nie.. przykro mi.. to twoja decyzja...
-Poczekaj!
Ale już go nie było. To twoja decyzja.. „ - podniosłam się od razu na równe nogi. To był sen... Zaczęłam spazmatycznie oddychać. To był sen... Jedną dłonią złapałam się za czoło. Idiotko.. Anioły nie mają snów.. Ewentualnie... Wizje. Kurde. To nie był sen. Jestem.. Znaczy będę matką.. Ja! Jak mogłabym.. Drzwi huknęły o ścianę. Przeniosłam tam wzrok. Na progu stał uśmiechnięty Syn Szatana. Trzymał w ręku.. tacę?
-Witaj Aniele.. - powiedział naładowany energią.
Podszedł do mnie, położył drewnianą rzecz na kolanach i sprzedał mi szybkiego całusa. Złapałam się w miejsce, gdzie jego wargi dotknęły mojej skóry. Przede mną stało śniadanie.
-Ojej.. - szczerze? Nie wiedziałam co miałam powiedzieć – strasznie ci dziękuje...
Zaśmiał się i usiadł na krańcu łóżka. Stał się taki.. inny... W zestawie śniadaniowym znalazł się sok z wyciskanych pomarańczy, kanapka z czekoladą i kawa.
-Sam to zrobiłeś? Bez służby?
Kiwnął głową. Zrobiło mi się ciepło koło serca. Naprawdę się postarał... Pocałowałam go namiętnie, łapiąc za podbródek.
-Jeśli za śniadanie tak mi dziękujesz... to chyba będę je robił częściej..
Zachichotałam. Zapowiadał się cudowny dzień. Miałam zamiar udawać szczęśliwą, ale w głębi myślałam. Jedna miliardowa? Mogłam zrobić tylko jedno. Musiałam zabić moje nienarodzone dziecko.

BŁĄD

Słuchajcie ;-; BAAAAAAAAAAARDZO WAS PRZEPRASZAM!
 WIELKI BŁĄD W FABULE!!!!
 Muszę usunąć cały Trzeci Sezon i ostatni rozdział Drugiego Sezonu
i napisać go od początku... W zadość uczynienie.. Wstawię wam do jutra 4 rozdziały..

Wybaczycie? ;-;

środa, 2 kwietnia 2014