Otworzyłam
oczy. No tak. Kolejny głupi dzień w głupiej szkole, w głupim
mieście... Nie chciało mi się wstawać. Za żadne skarby świata.
Schowałam twarz w poduszce. Nie... Tu pod kołderką było tak
ciepło...
-Elizabeth!
Pora wstawać! - krzyknęła mama z dołu.
Jęknęłam.
-Nie
mogę dziś zostać w domu? - odpowiedziałam.
Usłyszałam
śmiech z dołu.
-Nie
słonko! Wstawaj!
Podniosłam
się. Jednak wciąż zawinięta w kołdrę. Wyprostowałam plecy i
ziewnęłam leniwie.
-Już
wstałam...
Odrzuciłam
kołdrę. Przeszedł mnie dreszcz. Zimno. Wciągnęłam lodowate
powietrze przez nos. Mój pokój nie był duży, ale go kochałam.
Miał białe ściany, podłogę i meble z jasnego drewna. Na ścianie
przy której stało biurko znajdowała się fototapeta,
przedstawiająca norweski krajobraz. Na łóżku miałam turkusową
pościel.
Tego samego koloru był abażur od lampki, dywanik, rączka od
szafki i fotel. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej mój
codzienny ubiór. Stare ciemne jinsy, białą bluzkę i czarny
sweter. W szufladzie poszukałam bielizny i wyszłam z pokoju.
Stanęłam na korytarzu. Zielone ściany, ciemna świerkowa podłoga..
Nic nadzwyczajnego. Weszłam do mojej małej łazienki. Wszystko było
tu fioletowe. Usiadłam na brzegu wanny. Założyłam na siebie
ubrania. Potem podeszłam do umywalki i umyłam zęby. Uczesałam
moje włosy i spięłam je w kitka. Miały kolor jasnego blondu,
albo, jak kto woli, prawie bieli . Spojrzałam sobie w brązowe oczy.
Niektórzy mówili mi, że przypominają płynną czekoladę. Miałam
mały nos i blado różowe usta. Nie mogłam narzekać na swoją
urodę, ale i tak chłopcy nie zwracali na mnie uwagi. Nałożyłam
moje duże okulary. Gotowa. Zeszłam na dół po schodach. Mieliśmy
tam wielką jadalnie. Stał tam szklany stół na dwanaście osób.
Mój tata siedział na szczycie. Czytał gazetę.
-Hej
mała! - powiedział zza gazety.
-Cześć
tato...
Rozejrzałam
się po pokoju. Wszystko wyglądało tu jak w korytarzu. Mama weszła
do jadalni. Niosła kanapki i herbatę. Podała mi je.
-Smacznego!
Tylko pij powoli bo gorąca.. - mrugnęła okiem.
Kanapka
miała na sobie ser i pomidora. Uśmiechnęłam się i zaczęłam
pałaszować. Oczywiście zapomniałam o słowach mamy i wzięłam
wieli haust herbaty. Poparzyłam sobie przy tym język. Po smakowitym
śniadaniu ruszyłam ku drzwiom. Ubrałam moje skórzane kozaki z
ćwiekami na czubkach i czarny płaszcz. Do tego ubrałam czerwony
szalik i czapkę. Wzięłam mój szary plecak spod drzwi.
-Pa!
-krzyknęłam.
Dostałam
w odpowiedzi jakiś pomruk taty i krzyk mamy. Wyszłam z domu. Na
podwórku wszystko było usłane białym puchem. Super. Nienawidzę
zimy... Ruszyłam przed siebie. Śnieg skrzypiał pod butami.
Odchyliłam starą bramkę, która skrzypnęła niemiłosiernie.
Stałam na chodniku i czekałam. Pod mój dom zajechał biały SUV.
Otworzyłam przednie drzwi tego kolosa i wsiadłam. W środku
temperatura musiała mieć koło 26 stopni. Spojrzałam na
przyjaciela. Miał włosy podobne do mnie i niebieskie oczy. Jeszcze
jednym się różniliśmy z wyglądu. Miał ciemniejszą skórę ode
mnie.
-Cześć
Tommy – posłałam mu uśmiech.
-Hej
śnieżynko – zaśmiał się.
Ruszył
spod mojego domu.
-Jak
się spało?
Westchnęłam.
-Gdybym
mogła spałam bym dużo dłużej!
-I
tu masz rację! - oderwał delikatnie ręce od kierownicy – powinni
nam dawać szkołę na 10-12! Przecież nasze mózgi nie będą
pracować od 8!
Zatrzymaliśmy
się na czerwonym. Thomas odgarnął włosy z twarzy. Był ode mnie o
dwa lata starszy. Kiblował w naszej „fantastycznej szkole” i
zaprzyjaźnił się ze mną, gdy nauczycielka przesiadła go do mnie
na fizyce. Nasze miasto nie było małe... Jednak nie mogliśmy je
porównywać do tych wielkoludów takich jak Nowy York czy Seattle..
Zajechaliśmy pod dom Megan. Śnieżyca nam trochę zasłaniała, ale
w końcu ujrzeliśmy małą czerwoną postać na tle białego puchu.
Chodziła z nami do klasy, ale była najniższa. Nikt jej nie
lubił... Zresztą tak jak całą naszą grupkę. Byliśmy
odmieńcami. Tymi, którzy byli wytykani palcami. Przestało na nas
to robić wrażenie. Do samochodu wsiadła Meg. Miała na sobie
czerwony płaszczyk i czarną czapkę oraz szalik. Na nogi założyła
czarne spodnie i żółte martensy. Rude włosy do brody, śniada
skóra i mnóstwo piegów dawały jej urody. Spojrzała na nas
przepraszająco.
-Zaspałam...
- pisnęła swoim słabym głosem.
Wybuchnęliśmy
śmiechem. Ocierając łzy zdołałam powiedzieć.
-Nie
ty jedna, młoda! Myślisz, że czemu jesteśmy tu dopiero od paru
sekund?
Na
jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Spojrzałam na zegarek.
6:30... Szlag.
-Tommy!
Przyśpiesz trochę!
Thomas
zrozumiał to dosłownie. Depnął gaz i pędziliśmy w kierunku domu
Rose. Była to pełna życia dziewczyna. Nie mogłam się doczekać
kiedy ją zobaczę. Zatrzymaliśmy się pod budynkiem. Rose już
czekała. Wsiadła do tyłu obok Megan. Miała na sobie szarą kurtkę
narciarską, limonkowe spodnie i szalik. W czarnych włosach miała
mnóstwo śniegu.
-Gdzie
masz czapkę? - spytałam.
Zachichotała.
-Po
co czapka? Jest ciepło!
Samochód
ruszył. Przewróciłam oczami.
-Jak
uważasz...
Jechaliśmy
w stronę szkoły. Pomyślałam, że Jenn już siedzi w naszej ławce.
Była to moja najlepsza przyjaciółka. Cicha dziewczyna z brązowymi
włosami, które zawsze związywała w warkocza, prawie czarne oczy w
oprawie grubych rzęs. Była adoptowana więc nikt się z nią nie
przyjaźnił.. Oczywiście prócz nas. Należała do Odmieńców. Tak
się nazywaliśmy. Była cicha i ponura. Jednak zawsze umieliśmy
poprawić humor. Wielu chłopaków do niej wdychało, a ona
zachowywała się jakby ich nie zauważała. Może tak było? SUV
zatrzymał się pod szkołą. Wszyscy praktycznie wybiegliśmy z uta
i biegiem ruszyliśmy do szkoły. Idealnie udało nam się dobiec do
klasy od biologii minutę przed przyjściem nauczyciela. Pan May
zawsze ubierał stary zielony garnitur z łatami na łokciach. Mówił
znudzonym głosem, więc nikt go nie słuchał. Na nosie
zatrzymywały się jego wielkie okulary. Ich szkiełka wyglądało
jak dno od słoika. Spojrzałam na koleżankę. Posłała mi słaby
uśmiech.
-Hej
El..
-Jenn!
Jak minęła noc?
Westchnęła.
-Nie
mogłam spać, więc czytałam lekturę...
Zaśmiałam
się.
-Zawsze
masz wymówkę by poczytać w nocy?
Zawtórowała
mi.
-Oczywiście!
Przecież książki to część mnie!
Przed
nami siedziały Meg i Rose. Dyskutowały o rysowaniu. Były z nich
wielkie artystki. Jenn świetnie grała na pianinie, fortepianie i
skrzypcach. Tommy to urodzony rajdowiec i świetny pływak. A ja?
Ja... Co mogłam powiedzieć o sobie? Przyroda to była moja mocna
strona. Kochałam łazić po lasach i górach. Umiałam żeglować i
gotować. Kochałam bilard i rzutki. Byłam przeciętna. Kiedyś
wygrałam konkurs literacki, ale co to takiego w porównaniu z
zajęciem pierwszego miejsca w miejskim rajdzie moto-crossowym? No
właśnie.. Siedzieliśmy w rzędzie przy ścianie. W środkowym
rzędzie siedziały te popularne dziunie. Było ich koło dziesięciu.
Tylko w pierwszej siedziały dwie kujonki. W rzędzie pod oknem
siedzieli chłopacy. Piątka tych z drużyny football-owej i trzech
komputerowców. Komputerowcami i kujonkami nikt się nie przejmował.
CI popularni często nam dokuczali. Ile to razy coś wybuchło z
naszych szafek na nas? Wiele... w tych dziuniach, większość to
była puste blondynki cheerleaderki. Ubierały się skąpo i trzymały
się z graczami. Jak już powiedziałam... Są wyjątki. Nasza klasa
ma tylko małą część footbolowców. Na dodatek trzech najlepszych
olało te laleczki barbie co okazało się błędem... Teraz te laski
ciągną do nich jak muchy do światła. A oni? Mają wylane. Jeden z
nich najwyższy, kapitan drużyny, ubierał się w skórzaną kurtkę
i jinsy. Do tego ubierał białe podkoszulki z nadrukami. Drugi to
smukły metalowiec. Włosy miał spięte w kitka i miał spokojną
naturę. Trzeci... Narwaniec. Chciał się bić ze wszystkimi i miał
wielki szacunek w całej szkole. Do tej trójki wzdychała cała
szkoła. Oprócz nas, Odmieńców.
*
* *
Siedziałam
znudzona lekcją biologii. El próbowała mnie rozbawić. Jednak dziś
był taki dzień, że nie miałam, ani ochoty, ani siły na śmiech.
Nie wiem czemu miałam dziwne wrażenie, że czuję na siebie wzrok
wszystkich. Meg i Rose prowadziły zaciętą wymianę o tym czy
lepiej rysować akwarelami czy farbami. Ołówkiem szkicowałam coś
w zeszycie. Nawet nie patrzyłam na zeszyt. Elizabeth opowiadała coś
z przejęciem gestykulując. Usłyszałam dzwonek na przerwę.
Chciałam spakować zeszyt kiedy poczułam, że ktoś mi chuchnął w
kark. Kątem oka zobaczyłam jak El rozchyla usta. Odwróciłam się.
Nad nami stał Chris. Kapitan drużyny. Otworzyłam usta i
rozszerzyłam oczy. Uśmiechnął się do nas łobuzersko.
-Witam
panie – powiedział niskim barytonem.
Zamurowało
mnie. On. Odezwał. Się. Do. Odmieńców. Wymieniłyśmy spojrzenie
z Elizabeth.
-Hej..
- odparłyśmy niemal równocześnie.
Uśmiechnął
się. Za nim stali Rick i Bruce. Odgarnął swoją dłonią kosmyk,
który opadł mu na twarz. Spojrzał na mój zeszyt. W końcu
zerknęłam na obrazek. Był to obrazek przedstawiający oczy
Chrisa. Odebrało mi mowę.
-Ładny
obrazek... - powiedział z uśmiechem.
Zalałam
się rumieńcem. Schowałam zeszyt do plecaka.
-Ym...
Dzięki.. - wydusiłam z siebie.
Wrzuciłam
wszystko do plecaka. I pociągnęłam za rękę El. Spojrzała na
mnie zdezorientowana.
-Cześć
– rzuciła na pożegnanie Chrisowi.
Prawie
wybiegłyśmy z sali od biologii. Czułam wzrok football-owców.
Spojrzałyśmy na siebie.
-Co
to było? - spytała Rose, gdy w końcu nas dogonili.
Westchnęłam.
-Musiał
to być jakiś głupi żart... - wyrzuciłam z siebie.
Wszyscy
mi przytaknęli. Tommy uderzył pięścią w otwartą dłoń.
-Trzeba
na nich uważać... Wiecie.. jesteście kochane bardzo ładne...
ale.. no... Popularni nie lecą na Odmieńców...
Zaśmiałyśmy
się.
-My
wiemy... Dzięki Tommy! - powiedziała przez łzy śmiechu El.
Położyła
mu rękę na ramieniu. W końcu zrozumiał, że śmiejemy się z
niego. I zawtórował nam.
-Ej
słuchajcie muszę iść na stronę. Spotkamy się na Wuefie? -
spytałam resztę.
-Spoko
– uniosła ramiona Rose.
Ruszyli
w przeciwną stronę. Podeszła do mnie Meg. Spojrzała na mnie
zupełnie poważnie.
-Uważaj
na siebie...
Zachichotałam.
-Idę
tylko do kibla!
Uśmiech
powrócił na jej twarz.
-No
tak...
Odeszła.
Stałam chwilę w osłupieniu. Okej.. Szłam przez nasz korytarz.
Miałam wrażenie, że jakby nie było tu nikogo. Nie... Tu po prostu
nie było nikogo... Naglę poczułam czyjś oddech na karku.
Odwróciłam się. Stał za mną Chris. Odetchnęłam.
-Chris..
- uśmiechnęłam się kładąc rękę na na sercu – wystraszyłeś
mnie..
Posłał
mi uśmiech.
-Przepraszam...
Podszedł
do mnie bliżej. Dotknął ręką moich włosów. Cofnęłam się
zakłopotana.
-Em..
czegoś chcesz?
Jego
uśmiech się rozszerzył.
-Nie
nic...
I
odszedł.
-Aha...
- powiedziałam sama do siebie.
I
ponownie skierowałam się do łazienki.
___________________________________
____________
Bardzo przepraszam że taki nudny jest pierwszy rozdział, ale
obiecuje, że drugi rozdział może was zaciekawić....
Nareszcie mam pierwszy komentarz! :D Liw, co to ma być, żeby tworzyć bloga jak ja w szkocji? :D Normalnie foch! :D Zajebisty rozdział <3 <3 Smacznych żelków a ja idę czytać poprzednie xD <3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blogger Award :D Zapraszam tutaj http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blogger Award xD zapraszam tutaj: http:/koszulkachb.blogspot.com
OdpowiedzUsuńRozdzial bardzo fajny.
OdpowiedzUsuńMam w glowie tyle mysli.
Gdzie Lucjan i inni? czytam dalej.
Prosze wylacz weryfikacje obrazkowa :)
Tu Wer :)
UsuńJak tulko ogarne laptopa dzisiaj już jej nie będzie :D
Tu Wer :)
UsuńJak tulko ogarne laptopa dzisiaj już jej nie będzie :D