niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział IV Nefilimowie


Wróciłem do miejsca, gdzie zostawiłem moją kochaną. Nie znalazłem jej tam. Moją pierwszą myślą była: "uciekła". Po chwili jednak stwierdziłem, że to nie możliwe. W miejscu gdzie stała śmierdziało Nefilimem. Nefilimowie to pół-ludzie, pół-aniołowie. Zostało ich nie wielu bo Upadli zaczęli ich wybijać po tym jak próbowali nas zaatakować, gdy mieszkaliśmy na ziemi. Nie posiadają skrzydeł ani mocy. Natomiast mogą niesamowicie szybo biegać i mają dużą siłę. Oczywiście żyją dłużej od śmiertelników i bardzo łatwo przychodzą im nauki walk. Jeśli ci potomkowie Upadłych, zrobią coś mojej anielicy... Poznają wtedy gniew Upadłego. Ruszyłem za smrodem rasy, która nie powinna istnieć. Przedzierając się przez tłum, zobaczyłem coś co doprowadziło mnie do skrajnej wściekłości. Na ziemi leżały pióra a na kancie od sceny wisiał skrawek sukienki Daiany.

***

-Eh.. -jęknęłam
Siedziałam na twardym krześle. Kostki miałam związane do nóg krzesła, a ręce przywiązano mi do siebie przy oparciu. Siedziałam w ciemnym pokoju. Zwisała nade mną stara lampa. Normalnie jak w tych horrorach śmiertelników. Na przeciwko mnie było krzesło. Nikt tam nie siedział. Usłyszałam ciche kroki. Opuściłam wzrok. Patrzyłam spod włosów jak ktoś siada. Zdecydowanie na przeciwko mnie siedział mężczyzna. Dobrze zbudowany.
-A więc - miał niski baryton - Upadła tak?
Nic nie powiedziałam. Splunął na bok.
-Nie chcesz mówić? No tak... Wy nigdy nie współpracujecie...
Chciał wstać.
-Nie jestem Upadłą.
Zatrzymał się w miejscu.
-Jak to?
-Jestem Serafiną.
-Nie możliwe... Byłaś z Upadłym.. A wszystkie są w Niebie.. oprócz...
-Mnie.
-Nie.. Upadli by Cię nie wypuścili... Nie możesz być trójką!
-A jednak! Zapewniam Cię, że musisz mnie wypuścić! Inaczej...
Do pokoju weszła młoda śmiertelniczka. Mogła mieć z 23 lata. Włosy sięgały jej do pasa. Ubrana w ciemne jinsy i biały T-shirt na ramiączkach, szła w naszą stronę. Facet
zasłonił dłonią twarz.
-Inaczej co?
-Inaczej Lucjan tu przybędzie i was pozabija!
-CZY TY NAM GROZISZ, UPADŁA?!
-Ja wam nie grożę! Próbuje was uratować! I NIE jestem upadłą!
-Skoro tak to rozłóż skrzydła!
-Nie wiem czy to...
-Rozłóż skrzydła.
Westchnęłam.
-Jak chcesz Nefilimko!
Powoli rozłożyłam moje skrzydła. Bił z nich blask, który oświetlił pokój. Zanim zorientowałam po co to robią było już za późno. Węzły puściły a ja wstałam. Jednak Nefilimowie, którzy stali za mną złapali mnie i położyli na ziemi. Dwaj z nich, złapali mnie za skrzydła. Krzyknęłam. Zaczęli ciągnąć za moje skrzydła. Poczułam jak ścięgna,które łączą je i plecy puszczają.
-Po co to robicie?! - krzyknęłam z bólem
-Jak to dlaczego? Myślisz, że nie znamy Upadłego z którym byłaś? Twój ból będzie dla niego najgorszym bólem na świecie...
Czułam jak krew spływa mi po plecach. Utrata skrzydeł dla anioła oznaczała ból fizyczny i psychiczny przez następne 10 000 lat, aż odrosną. Nie mogłam się bronić. Nie potrafiłam skrzywdzić ludzi.. nawet pół-ludzi... Taka jest rola aniołów. Nie krzywdzenie, tylko ratowanie. Jedyne co mogłam zrobić...
-Ojcze... Oni zgrzeszyli, mogą za to zapłacić życiem... Ochroń ich i odpuść im grzechy.. - szeptałam.
-Co ty tam mamroczesz? - zapytała Nefilimka.
Zaczęła się śmiać. Jak ludzie... przepraszam pół-ludzie mogą być tak okrutni? Nagle budynek się zatrząsł.
Lampa zabujała się i trochę tynku spadło na ziemie. Wszyscy prócz tych, którzy mnie trzymali, odsunęli się o krok. Czułam, że moje skrzydła nie wytrzymają ani chwili dłużej. I wtedy... W suficie zrobiła się wielka dziura. Tuż obok mnie wylądował Lucjan. Jednym szybkim ruchem odepchnął oprawców. Złapał mnie w pasie i podniósł. Schowałam skrzydła. Lucjan posadził mnie na krześle. Ruszył w stronę reszty. Jednym zgięciem nadgarstka złamał kark mężczyźnie, który mnie przytrzymywał.
-Lucjanie! - krzyknęłam.
Nie zwrócił na mnie uwagi, Chwycił następnego i z nadprzyrodzoną siłą kopnął tego, który wyrywał mi prawe skrzydło.
-Lucjanie! Przestań! - wrzasnęłam.
W końcu spojrzał na mnie. W jego oczach paliła się wściekłość. Podszedł o mnie. Złapał mnie za rękę.
-Oni chcieli cię skrzywdzić... Z resztą - Przyłożył do moich pleców dłoń. Odsunął ją i pokazał, była cała we krwi.
-Udało im się
-To nie powód by zabijać...
Wstał spojrzał na mężczyznę, który ze mną rozmawiał i kobietę z czarnymi włosami.
-Przeżyjecie tę noc tylko dzięki niej, ale przysięgam, przysięgam na Boga, że wrócę tu i zapłacicie za to co jej zrobiliście, głupi mieszańcy...
Patrzyli na niego z przerażeniem. Wziął mnie na ręce i rozpostarł skrzydła. Obchodził się ze mną jak z jajkiem. Wtuliłam się niego by nie myśleć o bólu. Otworzył portal i przeszedł przez niego. Byłam pewna, że zabiera mnie do Podziemia. Myliłam się. Znajdowaliśmy się w lesie. Rosły tu dorodne sosny i rozłożyste dęby. Światło słoneczne ledwie przebijało się przez ich korony. Na przeciwko nas widać było małe jeziorko. Było niczym lustro. Po co Lucjan mnie tu wziął? Spojrzałam na niego .
-Wiesz co to jest? - spytał.
Zaprzeczyłam.
-Kiedy Samuel sprzeciwił się Bogu, dobrzy aniołowie próbowali go nawrócić. Jednak...
-Nie udało im się i Samuel upadł. Wiem Lucjanie, sama stanowię część tej historii, ale co to ma do tego jeziorka?
-Kiedy upadł, aniołowie płakali, z ich łez powstały różne jeziorka i oczka wodne. Wśród Upadłych jest rozpowszechniania się wiedzę, że może uleczyć Anioła, jednak - zaczął wkładać mnie do wody. Gdy jego dłonie dotknęły wody, zaczęły syczeć. - pali Upadłych.
-Nie... Lucjanie puść mnie!
-Jeśli cię puszczę utoniesz!
-Co z tego?! Puść mnie! Nie wybaczę sobie jeśli...
Jednak on trzymał mnie mocno. Zrobił krok, zamiast zanurzyć kostki, stał o pas w wodzie. Patrzył hardo na mnie. Woda wpływała w moje rany. Leczenie bolało strasznie. Skrzywiłam twarz w grymasie bólu. Próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale woda unieruchamiała moje mięśnie. Zrozumiałam czemu Lucjan wszedł ze mną. Zrobił to, ponieważ woda paraliżuje a dopiero potem leczy. Jednak to on może nie wyjść cało z tego oczka wodnego.

***

Nie było widać po Daianie, że to ją leczy. Wręcz przeciwnie. Ona wiła się z bólu. Chciałem się wycofać, ale oczko wodne nie chciało nas wypuścić. Spojrzałem na pani mojego serca.
-Chyba taki był nasz los...
Przestała się wić. Patrzyła w moje oczy. Zrobiła coś co musiało kosztować ją wiele bólu. Poniosła się i pocałowała mnie w usta. A potem zesztywniała w moich rękach. Skoro ona nie dała rady... Ja bez niej też nie dam... Zamknąłem oczy i.. odpłynąłem.

***

Otworzyłem oczy. Leżałem na szpitalnym łóżku. Czułem czyjś dotyk dłoni na swojej. Zerknąłem w tamtą stronę. Daiana, wciąż nie przytomna, końcówkami palców trzymała się mnie. Podniosłem się. Jakim cudem oboje żyjemy? Pomasowałem się po tyle głowy. Sala była mi nieznana. Jedno wiedziałem. byliśmy w Piekle. Ściany zrobione z szarego betonu, białe kafle, mnóstwo łóżek, dziwne urządzenia...Byliśmy w szpitalu dla upadłych. W nogach mojego łóżka siedział mój ojciec.
-Co się stało?
-Wziąłem ją na powierzchnie, aby zebrała siły. Zaatakowali ją Nefilimowie. Nie powinienem zostawiać jej samej. Próbowali jej wyrwać skrzydła, aby się na mnie zemścić.
-Czujesz coś do niej?
-Nie -skłamałem.
-To dobrze. Pamiętaj! Miłość jest słabością. Jeśli ją pokochasz musiałbym znaleźć zastępce... I do tego splamiłbyś honor rodziny! Wybrałeś ją bo wyglądała na niezłomną?
-Tak było Ojcze...
Uśmiechnął się.
-Mam nadzieję...
Wyszedł sprężystym krokiem. Westchnąłem. To nie była prawda. Wybrałem ją bo coś poczułem. Teraz będę musiał być oziębły dla niej, by nie wzbudzać podejrzeń u Ojca. On by wybrał ją, tylko z własnej pychy. Usłyszałem, że ktoś wciąga łapczywie powietrze. Spojrzałem na nią. Podniosła się. Jej wzrok padł na nasze splecione ręce. Patrzyła wyżej i wyżej, aż spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się.
-Ty żyjesz!
-Owszem.
Wstałem na nogi. Pocałowałem ją w czubek głowy. Skierowałem się w stronę drzwi. Zostawiłem ją samą. Nie wiedziała czemu to robię. Nie mogłem jej tego wytłumaczyć. Nie mogłem jej powiedzieć, jak bardzo mnie boli, gdy muszę ją odtrącać. Po prostu, musiałem ją chronić.

***

Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości rozumowania Lucjana. Raz pokazywał jak bardzo mnie kocha, innym, że nie chce mnie. Czułam się zagubiona. Jak można kogoś kochać i go jednocześnie odtrącać? Chyba nigdy nie będzie mi dane zrozumieć Upadłych. z moich zamyśleń wyrwało mnie chrząknięcie kogoś nowego. Obok mojego łóżka stał Upadły. Nigdy go nie widziałam. Miał włosy do ramion, koloru ciemnego blondu. Patrzył na mnie swoimi czarnymi jak noc oczami. Był chudy i mizerny. Ubrania, które miał na sobie wisiały na nim. Miał lekki zarost. Wyglądał na młodego. Do paska miał przywiązany miecz w pochwie. Z pleców wystawał mu średniej wielkości skrzydła. Ubrany w czarny T-shirt i białe spodnie, trzymał rękę na biodrze.
-Cześć? - zagadnęłam
-No hej, złociutka!
-Złociutka?
Nie zwrócił uwagi na mój komentarz.
-Jestem Saul i mam 1500 lat.
-Strasznie młody jesteś.. Kiedy upadłeś?
-Jakieś 500 lat temu...
Jedną trzecią życia być Upadłym? W tak młodym wieku? Aż przerażające...
-Och, współczuje. Nie wyobrażam sobie, jak to jest trudno być Upadłym w młodym wieku. Pewnie Samuel Cię nie traktuje najlepiej..
-Ta... Ale byłem przygotowany na potępienie z jego strony. Wiesz to on rozpoczął rasę Nefilim... A ja.. no.. inaczej upadłem niż inny. Upadłem z miłości..
Uśmiechnęłam się.
-Nie którzy też upadli z miłości. Co w ty złego widzi Samuel?
-Pierwszy minus zarobiłem od niego, że się zakochałem. Według niego kobiety nie są do miłości tylko... no wiesz... r o z m n a ż a n i a... Drugi minus zarobiłem, że to nie była kobieta...
-Jak to? - zdziwiłam się.
-W ludzkim świecie nazwali by mnie homoseksualistą, w skrócie gej. Czyli dla ciebie tłumaczenie.. kocham się w mężczyznach...
-O... to.. coś nie codziennego..
-Ta... słyszałem ten tekst od innych aniołów.
Prychnęłam.
-Jeśli chcesz mnie zaliczać do "innych aniołów" to jeszcze mnie nie poznałeś....
-Wiem, ale poznam!
-Poznasz?
-Przydzielili mnie do twojej ochrony, więc.. - mrugnął do mnie - żadnych numerów!
Z Saulem rozmawiało mi się przyjemniej niż z jakimkolwiek Upadłym. Wcale mnie nie zmuszał do ujawnień anielskich tajemnic. Rozmawialiśmy o tak przyziemnych sprawach, że aż chciało mi się śmiać. Nasze rozmowy dotyczyły tematów takich jak, który z Upadłych jest najprzystojniejszy (Saul ciągle mówił "oprócz Lucjana!" ), lub jeszcze o strojach Upadłych anielic. Przyznał mi racje, że ich stroje są za skąpe. Znalazłam z nim wspólny język. Wiele jego żarów bawiło mnie do łez. Pomyślałam, że ten, którego on sobie upatrzył był szczęściarzem. Saul jest przemiły. Moglibyśmy gadać tak do końca świata, ale do sali wszedł Szatan. Ubrał się w skórzaną czarną kurtkę z ćwiekami i zwykły T-shirt, do tego założył ciemne spodnie oraz glany. Jego kręcone włosy i broda unosiły się z każdym krokiem. Saul wyprostował się i wstał. Gdy mój brat podszedł bliżej niego, ukłonił się.
-Zmykaj laleczko - rzucił do niego - nie jesteś na razie potrzebny.
Saul zgięty w pół wycofał się. Rzuciłam wściekłe spojrzenie Samuelowi.
-Co ty sobie wyobrażasz tak go traktując?!
-Zasłużył na to! Nie wiem czy ci powiedział, że jest.. - splunął na bok - innej orientacji.
-Powiedział! Mi to nie przeszkadza!
-No o ty potrzebujesz koleżaneczki - uśmiechnął się drwiąco.
Zwróciłam się do goryla, który stał za moim bratem.
-Byłbyś tak miły i walnął go tak jak byś miał walnąć najgorszego wroga?
Mężczyzna spoważniał i odwrócił wzrok.
-Bardzo zabawne siostrzyczko...
-Wiem - uśmiechnęłam się do niego - żarty wysłane w twoją osobę nigdy mi nie odejdą! Nawet po tysiącleciu w gotującym się kotle..
-Warto było by się przekonać – mruknął.
-Och Sami... Naprawdę chcesz marnować swój czas?
-No! Widzę, że zdrowie ci dopisuje! Pewnie nie musisz już tu leżeć! Będę zaszczycony mogąc Cię odprowadzić do krawcowej!
-Krawcowej?
-No wiesz tej, która szyje ubrania!
-Samuelu wiem kto to krawcowa... Chodzi mi po co?
-Och.. Lucjan chyba nie zdążył przekazać Ci, że zbliża się parada na waszą cześć! No wiesz.. musimy ogłosić wasze zaręczyny!
-Jakie znowu zaręczyny?!
Zobaczyłam, że coś zaświeciło mi się na palcu.
-Co? Kiedy?
Szatan uśmiechnął się.
-Wiesz... musieliśmy jakoś wytłumaczyć Upadłym, po co mój syn zabiera cię na Ziemie...
No cóż. Chyba ta decyzja nie należała do mnie. Wstałam z łóżka. Zachwiałam się i nie złapałam równowagi. Poleciałam do tyłu, ale Sami mnie złapał. Złapał mnie w pasie. To było trochę krępujące. Odchrząknęłam.
-Dziękuje..
-Nie ma za co Daiano, pomóc Ci iść?
Zachowywał się spokojnie i opiekuńczo. Aż ciarki mi przeszły. Od kiedy on taki jest?
-Em.. Dziękuje...
Wziął mnie delikatnie pod łokieć. Delikatnie stąpając doszliśmy do wyjścia. Przed szpitalem było małe rondo, a na jego środku znajdowała się wielka, złota fontanna. Tuż pod drzwiami stał czarny Chevrolet Camaro - kabriolet. "Goryl" otworzył nam drzwi. Samuel pomógł mi usiąść. Kanapy w środku były białe i miękkie. Mój brat usiadł obok mnie, a Upadły usiadł za kierownicą. Kierowca cisnął gaz do dechy. Wiatr unosił moje włosy. Jechaliśmy chyba z największą możliwą prędkością. Żołądek podchodził mi do gardła. Nienawidziłam zbyt dużych prędkości jeśli sama nad nimi nie panowałam. Stanęliśmy pod małym sklepikiem. Znajdował się on w małym fioletowym budyneczku. Posiadał on swój własny urok. Drzwi były z podrapanego białego drewna. Nad nimi wisiał dzwoneczek. Na wystawie dostrzegłam różne kreacje. Moją uwagę przykuł manekin na którym wisiał biały sweter w wełny i czarne jinsy. Do tego na  nogach miał fioletowe trampki. Ale.. Jak to? Że w Piekle takie... grzeczne stroje? Aż zamrugałam parę razy. Zdziwiona spojrzałam na Samuela. Uśmiechnął się.
-Lucjan stwierdził, że ten sklep jest.. W twoim stylu..
-Miał racje...
Mój brat wysiadł pierwszy i ponownie trzymał dla mnie drzwi. Następnie podał mi łokieć i ruszyliśmy do sklepu. W środku zadziwił mnie jeszcze bardziej.  Ściany były tu śnieżno-białe, a podłoga powstała z jasnych desek. Wszędzie były stoły, a na nich ubrania, materiały i przyrządy do szycia.
-Saro? - spytał Upadły.
Z za zaplecza wyszła młoda kobieta. Wyglądała na góra trzydziestkę. Miała blond włosy i czarne oczy.  Na zielonej sukience miała mnóstwo nici i materiałów, które się do niej przyczepiły. Fryzurę miała w prowizorycznym kitku, ale mnóstwo kosmyków wydostało się na wierzch. Spojrzała na nas z przerażeniem.
-Jaśnie panie! Ja właśnie....
-Zostawiam pod twoją opieką anielice. Ufam ci..
-O jej dziękuje! Zajmę się nią!
-Mam nadzieję...
I zostawił mnie sam na sam ze zmarłą grzesznicą.
-No to ty jesteś tą Serafiną, którą upodobał sobie książę Lucyfer heh? To musi być niezłe przeżycie... Naprawdę wolałaś siedzieć tu niż walczyć z Upadłymi?
-Tak.. Zdecydowanie... Myśląc o tym, że ktoś z mojego rodzeństwa ma zginąć...
-Rozumiem... Nie trafiłam tu bo byłam mega grzesznicą tylko bo zawarłam pakt z królem. Wiesz.. u mojej siostry wykryto raka... Zawarłam umowę z Samuelem, ze ja wyleczy, a wtedy będzie mógł wziąć mnie do Piekła.. Nie przewidziała, ze ten drań następnego dnia sprawi, ze przejedzie ją samochód...
-Ja cię kręcę... Fatalnie..
-No.. Ale dobra! Już dość o nas! Musimy przymierzyć parę sukni!
-Parę? -jęknęłam.
-No z pięć...
-O nie...
-O tak! Rozbieraj się!
Wybiegła z pokoju. Ściągnęłam sukienkę od Lucjana i stałam w samej bieliźnie. Sara wróciła z sukienkami. Podała mi pierwszą.
-Proponuję tę.. Na paradę!
Wzięłam ją od niej i pośpiesznie ubrałam. Miała na górze normalny gorset, dół był na kole i został zrobiony z białej tkaniny. Do tkaniny przyklejono mnóstwo piór, tak gęsto, że nie widać było tego materiału, no chyba, że od spodu. Obejrzałam się w lustrze.
-Wow... Naprawdę.. jest..
-piękna..? Wiem.. Udała mi się! Jestem z niej bardzo zadowolona... Przejdź się kawałek!
Niepewnie stawiłam pierwsze kroki. Suknia była strasznie ciężka. Jednak dałam radę utrzymać równowagę. Czasami serio podziwiałam te ludzkie damy. Nosiły jeszcze większe i jeszcze cięższe suknie, a mimo to... nawet się nie chwiały.  Byłam już zmęczona i spocona. Nie przystoiło to Serafinie. Nagle  zobaczyłam diabelski uśmiech na twarzy dziewczyny. Spojrzałam za nią. Już nigdy więcej nie pójdę na zakupy do piekła. Za Sarą leżała dwumetrowa sterta ubrań. To był początek piekła.

* * *
Siedziałam skulona. Ramiona owinęłam wokół nóg. Ona go kochała. Upadnie. Wiem to. Najgorsze w tym wszystkim jest to... Że wszyscy zaczęli nienawidzić Daiane... Tylko nieświadoma wszystkiego Klara... Ona wciąż ją kocha. Nadal w duchu nie mogę uwierzyć w to co zobaczyłam. Oni się kochali. Nawet przypominali mi tych z historii Szekspira.. Straszne było to.. że czułam złość. Poniekąd na nią, że uległa.. Poniekąd z zazdrości. W jej oczach było widać takie.. oddanie. O nie... To ZAWSZE się kończy tak samo.. To ja powinnam walczyć.. Nie ona.. ACH! Byłam tak głupia! Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i podskoczyłam ze strachu. Odwróciłam się. Za mną stała Klara. Miała zapłakaną twarz.
-Czemu mi nie powiedziałaś? - spytała cienkim głosem.
-O czym?
Westchnęła.
-Ivy! Dobrze wiesz!
Zaczęła gorzko płakać i wtuliła się we mnie. Nie było słów, które mogły ją pocieszyć. Wtulone spędziłyśmy tak dużo czasu.  W końcu zapłakana Klara szepnęła.
-Co się z nią teraz dzieje?
Zerknęłam w życie mojej siostry. Wybuchnęłam śmiechem.
-Co jest?
-Właśnie biega po jakiejś garderobie, a za nią kobieta z tysiącami ubrań!
Obie zaczęłyśmy się śmiać. Daiana nie znosiła ubrań. A jak ma je przymierzać to... Biada nieszczęśnikowi, który musi ją dopilnować.  Jednak moja maleńka siostrzyczka się zawahała.
-A... jej skrzydła? -spytała ni to z nadzieją, ni to ze strachem.
-Nie widzę ich... Schowała je.
-Rozumiem
Czekał nas długi czas niepokoju. Daiana widziała o tym kiedy odchodziła. Wolała cierpieć tam, niż martwić się tu.. to było poniekąd samolubne. Zazdrościłam jej podwójnie. Muszę się pozbyć tego uczucia...

* * *

NIGDY WIĘCEJ NIE IDĘ DO SARY! To zło wcielone. Kazała mi ubierać sweterki, spodnie, sukienki, spódniczki, katany, kurtki... OCH!  Wolałam już jak wyrywali mi skrzydła... Nie trochę przesadziłam. Ubierałam setną sukienkę w przymierzalni, gdy zobaczyłam jak granatowa kurtyna się uchyla.
-Aniele... nie wiem po co Ci w ogóle ubrania...
Krzyknęłam przerażona i zasłoniłam się sukienką. Niby miałam na sobie bieliznę i on widział mnie nagą.. Jednak ostatnio albo mnie odtrącał ,albo okazywał wielką miłość. Musiałam go za to trochę ukarać i pobyć oschła. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Wyjdź. NATYCHMIAST!
Zrobił zniesmaczoną minę, ale zasłonił mnie z powrotem. Ubrałam białą sukienkę. Była z aksamitnego materiału. Od pasa u dół marszczona. Do tego dostałam piękne baleriny z różą na czubkach. Do tego  Sara wepchnęła mi spinkę z tym samym kwiatem co na butach. Wyszłam z przymierzalni. Usłyszałam gwizdnięcie. Spojrzałam na niego lekceważąco.
-Lucjan.. To ci nie przystoi...
Wzruszył ramionami.
-Niby masz rację...
Zaczął się śmiać. Przewróciłam oczami. Następnie spojrzałam na Sarę błagalnym wzrokiem.
-Dużo tego zostało?
Zachichotała.
-Nie... Jedziesz w tym. Wszystko spakowałam już do auta.
Zrobiłam wielkie oczy.
-Ale po co mi te wszystkie ubrania?
-Aniele... Nie myślałaś, że królowa Piekła będzie chodziła w jednym stroju do końca życia?
Westchnęłam. Już przyzwyczaiłam się do tej myśli. TO mnie przeraża.

4 komentarze:

  1. Siper. Kocham te pare.
    Zakupy xd. Masakra a skrzydla auuuu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak...romansidlo starej klasy na calego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się zdziwisz.. za pare rozdziałów...

      Usuń
    2. Według mnie nie jest to wielkie "romansidło". Ja uważam, że jest to przynajmniej coś ciekawego :D

      Usuń