piątek, 14 listopada 2014

Rozdział VI: Nowa era

BĄDŹCIE DUMNI XD Ostatni rozdział <3 Czekaliście od lipca, ale w w końcu jest XD Kocham was wszystkich, a za złamane serduszka nie odpowiadam.
__________________________________________
________________


                             Stałam z boku. Byłam przerażona. Lucjan wraz ze swoim ojcem nacierali na siebie. To nie była zwykła potyczka jak zdarzała się w Piekle. To była wojna dwóch dusz. Dwóch niegdyś pięknych i czystych dusz. Dziś obie były zepchnięte ze wszelkich granic moralności. Ich dłonie dusiły się nawzajem. Szaleli jak dwa huragany. Chciałam ich rozdzielić, ale brakowało mi odwagi. Wyglądali jak dwa warczące zwierzęta. To już nie był mój brat czy bratanek. To były dwa potwory. Zawsze byłam osobą, która znajdowała dobro w źle. Jednak to co widziałam... Tu nie było ani krzty dobra. To było starcie dwóch silnych emocji. Pychy i złamanego serca. Bolało mnie serce, ale nie z powodu ich walki i ran. Obaj zsunęli się właśnie na samo dno mroku i zła. Moje serce rozpadało się na kawałki. Śmierć kogoś bliskiego jest bolesna. Jednak jego upadek nie boli mniej. Wiem jak okrutnie brzmi, ale cieszę się, że Daiana tego nie widzi... Tyle zła i nienawiści... Lucjan przycisnął Samuela do ziemi. Pot ciekł mu z czoła. Na twarzy miał czystą furię.
                             -ZABIŁEŚ JĄ! - wrzasnął – ZABIŁEŚ JE OBIE!
Szatan uśmiechnął się z pogardą. Nie bronił się. Podniósł obie dłonie w obrończym geście, ale nic nie robił. Mógł rozbić spojenie syna jednym zgięciem ramienia. Jednak on leżał. Nawet się nie spocił.
                             -I miałem z tego ogromną przyjemność – wysyczał z drwiną.
Lucjan ryknął jak zwierzę. W jego wrzasku było tyle samo bólu, smutku i nienawiści. To był dźwięk rozpaczy. Wbił dłoń z żebra ojca. Król Piekła splunął mu w twarz krwią. Lucyfera wypełniła adrenalina. Rzucił ojcem o ścianę. Poczułam jak ziemia pod moimi stopami się zatrzęsła. Jego ogromne czarne skrzydła rozłożyły się szeroko. Stanął nad Szatanem jak śmierć. Jego złote oczy świeciły się z podekscytowania i bólu. Wykrzywił usta w ten sam drwiący uśmieszek co jego ojciec. Ledwo łapałam oddech. Nie mogłam już nic zrobić. Samuel był jak lalka. Nie walczył, nie bronił się. Miał podpite oko, z lekko rozchylonych ust ciekła mu świeża krew. Płyn lał się również z jego nosa. Skrzydła miał skulone, a kończyny powyginane w różne strony. O to Szatan upadł tak jak powinien upaść.
                             Nadal nie rozumiałam jego intencji. On nienawidził innych. Był wcieleniem zła, a jednak pozwalał by jego syn, którego traktował jak ścierwo lub zwykłą zabawkę pomiatał nim. Mój brat się nie ruszał. Teraz Lucyfer podniósł długi miecz ojca. Świecił się okropnie mdlącą czerwoną poświatą. Z tej broni zginął nie jeden anioł i nie jeden demon.
                             -Kto od miecza wojuje – podniósł miecz w obu dłoniach nad Szatana – od miecza ginie.
                             I zadał ostateczny cios. Czaszka Upadłego rozłupała się na pół, a on sam zastygł. Nagle jego zmasakrowane resztki skamieniały, a on zmienił się w pył. Upadłam na kolana i wydałam z siebie dziwny dźwięk. Wszyscy upadli skierowali przerażony wzrok w moją stronę. Czułam jak od środka się rozłamuję. Nie mogłam złapać oddechu. Nie mogłam uwierzyć co się stało. Moje serce przestało pracować. Nie mogłam bez nich żyć. Moje rodzeństwo, najważniejsze, ulubieńcy Boga.. Najważniejszy skład Boskiej rodziny. Niemal wszyscy nie żyją. Zalała mnie fala bólu. Pustki. Poczułam okropny ból w głowie. Poczułam jak się rozpadam. Lucyfer podbiegł do mnie i mnie chwycił za łokcie. Pogłaskał po głowie.
                             -Wszystko będzie dobrze.. - szepnął.
Jednak ja i moje serce znaliśmy prawdę. Już nic nigdy nie będzie dobrze...

Parę miesięcy później...

                             Siedziałam w sali tronowej. Nie w tej samej co kiedyś. Byłam w Piekle. Zostałam kronikarką Piekła i doradcą nowego króla.
                             Po tym jak się otrząsnęłam musiałam czymś zająć myśli. Uciekłam od świata i nie zamierzam wracać. Teraz zrozumiałam idee kary jaką zadał synowi Samuel.
Szatan był zły. Gorszy niż ktokolwiek inny. Zadał swojemu synowi najgorszy cios jaki mógł.                              Odebrał mu wszystko. Łącznie z Dianą, córką, marzeniami i nadzieją. Jeśli myślicie, że wiecie co to zło, to jesteście głupi.
                             Lucjan jest gorszy od ojca. Wypełniony zgorzknieniem i smutkiem wykazał największe okrucieństwo jakie widziałam. W furii wymordował każdego sługę ojca. Zostało parę nielicznych demonów i upadłych. Jednak to mu nie wystarczyło. Na Ziemi zapanował chaos. Trwa kolejna wojna. Ludzie giną, ale tym razem prowadzeni przez niego są gorsi i okrutniejsi. Palą żywcem dzieci, wrzucają do żrącego kwasu kobiety,a mężowie są rozrywani na strzępy lub co gorsza żyją w stanie obłędu. Nikt nie umie go zatrzymać. Niebo działa, ale nie idzie im to w ogóle. Dziwie się, że zło jeszcze nie wygrało.
                             Kara Samuela jest najokrutniejszą jaką można sobie wyobrazić. Lucjan nigdy nie zobaczy Daiany i córki. Do końca życia będzie żył w bólu i do końca będzie się obwiniać o to co się stało. Życie ze świadomością swoich błędów, które przeważyły nad życiem naszych bliskich, to nie życie. To wieczne cierpienie. A przecież zranione zwierzę jest gorze niż jakiekolwiek nawet najbardziej agresywne zwierzę. Demony i Upadli kłaniają się mu do stóp. Każdy boi się gniewu Lucyfera. Zmienił się. Już nigdy nie będzie tym samym ukochanym Daiany. Nigdy.
                             Teraz ten zraniony lew jest okrutniejszy niż całe Piekło. On pogrąża się w ciemności. Już nie ma dla niego nadziei. Lucjan znikł. Teraz Lucyfer pokazuję jak wygląda prawdziwe zło. Samuel nie zabijał dla zabawy. Samuel walczył o to by Bóg zobaczył, że ludzie są źli. Walczył dla swojej chorej fanaberii. Lucjan nie walczy o nic. Lucjan po prostu zabija i morduję. Mści się na wszystkich i na wszystkim. Co gorsza on nie dba o swoje życie. On po po prostu przekracza wszelkie granicę. Nie dba o karę. Cierpienie? Już nikt mu większego nie zada. Śmierć? Czeka na nią. Ból? Gorszy nie istnieje. O to jest najgorszy wróg. Taki który nie ma już nic co chce chronić. Anioły boją się upadać,a demony i upadli boją się wychylać czy mówić. O to nadeszła nowa era. Era, której nikt nie przetrwa.

                             Codziennie chcę powiedzieć mu, że gdyby Daiana go zobaczyła umarła by znowu. Jednak jeszcze mam trochę rozumu i nie będę na siebie wydawała wyroku śmierci, 


_________________________________________________________________________________
Kc was XD <3 Bądźcie dumni! Napiszę od początku to i wyślę do wydawnictwa! 
Wszelkie hejty i zażalenia proszę w komentarzach XD  

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział V "Kto by uderzył swego ojca albo matkę, winien być ukarany śmiercią." (Wj 21, 15)

DUDUDUDUM ;-; Przed ostatni rozdział! Zażalenia i załamania na temat zabijania bohaterów
 tu proszę w wiadomościach -> https://www.facebook.com/liwia.mackow
_____________________________________________________
__________________________



      Czego można się spodziewać po moim synu? Jaki on przewidywalny... Gdy tylko wrócił wyzwał mnie na pojedynek na śmierć i życie.. Nie no okey... Bardziej zaciekawiło mnie, że towarzyszyła mu moja siostra... Chłopak ma dar.. Przez wieki próbowałem zachęcić Serafiny do upadku, ale się stawiały. Lucjan był dwa razy w Niebie i dwukrotnie przyprowadził ze sobą którąś z moich sióstr. Zdolniacha...
      Wyznaczyłem Rokitę do przygotowania pola bitwy. Jak zwykle przyjął rozkaz bez mrugnięcia okiem. W ciągu paru godzin zdołał ogrodzić płotkam plac, na którym pierwszy raz odeszła od nas Daiana. Bitwa miała się odbyć dopiero za parę godzin, więc miałem jeszcze trochę czasu dla siebie.
      Spacerowałem po ziemskim cmentarzu. Tylu ludzi umierało w młodym wieku.. Przerażające... To chyba jakaś idiotyczna tradycja, że Upadli tworzyli groby swoim zmarłym. Ponieważ jako anioły nosimy tylko imiona, nazywaliśmy przyjaciół na nagrobkach „Smith”. Może i faktycznie jest głupia, ale jednak pozwala nam na jakby... porozmawianiu samym ze sobą nad grobem ukochanej osoby.
      W ludzkim świecie panowała noc. Czarny żwir skrzypiał pod naciskiem moich stóp. Wysokie drzewa odgradzające świat od cmentarza cicho szumiały, jakby dzieliły się sekretami. Do mych uszu dochodziło cykanie świerszczy. Jednak cuda natury nie przyciągały mojej uwagii... Interesowało mnie niebo. W nocy zamieniało się w coś niesamowitego. Gwiazdy, przypominające małe diody rozjaśniały nicość. Czasami do tego stopnia, że kruczy kolor nieboskłony zmieniał barwę do granatu. Tu, na obrzeżach Los Angeles, z dala od miastowego „smoka” można nawet było dostrzec fioletowe odcienie drogi mlecznej. Sam nie wiem co mnie w tym pasjonowało... Jednak jakaś magiczna siła, niezrozumiała dla nikogo, kazała mi wpatrywać się w niebo.
      Zatrzymałem się. Dotarłem do mojego celu. Stałem przed grobem, którego napis głosił: „Ariel Smith. Żona, matka, siostra. Na zawsze w naszej pamięci. Zm.” i tu data była zamazana. Osobiście starłem ten okrutny napis z nagrobka żony. Jej anielskie imię brzmiało Aariel, ale uwielbiałem mówić do niej ludzkim odpowiednikiem tego świętego imienia.
      -Ariel... - powiedziałem łamiącym się głosem. - Co ja mam zrobić...?
    Kucnąłem przy kamiennej płycie i położyłem na niej dłoń. Światło księżyca odbijało się w niej. Od kamienia było chłodem.
      -Co ja narobiłem... - jęknąłem.
Łzy ciekły mi z oczu i opadały na ziemie.
      -Co mam zrobić? - krzyknąłem z frustracją w niebo.

* * *

      -Nienawidzę tego.. - warknął syn Szatana, ściskając kurczowo kartkę.
Staliśmy w pokoiku, gdzie jeszcze nie dawno spał spokojnie z wtedy żywą Daianą. „1. Powiedz jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj jej, że zrobiłbyś dla niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4. Rób wszystko by miała dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by poznała Samuela. 6. Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy nie zabraniaj jej przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka miałam sentyment do wody. 9. Kupuj jej róże na urodziny. 10. Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż.” - to głosił krótki testament mojej Siostry. Spojrzałam zmartwiona na Bratanka.
      -Wiesz... - szepnęłam cicho – Spełniłeś parę punktów z tej listy nieświadomie.. Może... może skoro nie masz córki.. To rób wszystko z myślą o nich?
      Lepszego pomysłu nie miałam. Westchnął zrezygnowany i wyszedł napięcie z pokoju. Przewróciłam oczami. Nie był inny od Ojca... Łatwo było go wytrącić z równowagi i uciekał od problemów. Nie mógł... nie wiem... znaleźć jakąś Upadłą i się upić? Pójść na imprezę i tańczyć bez opamiętana? Oczywiście, że nie.
W tym punkcie też przypomina swego rodzica. Jego żałoba jest wieczna i nie można przywołać go do zdrowego rozsądku. Będzie zanurzał się w otchłani samotności, do momentu, gdy smutek przerodzi się w podłość i złość.

* * *

      Pora kogoś zabić. Mam dość. Chcę już zejść z tego świata, Westchnąłem. Nie umiałem się dogadać z Jedynką. Była zbyt... pocieszająca? Nie wiem już jak można określić tą upierdliwą Serafinę. Praktycznie wyskoczyłem z budynku i od razu udałem się na plac. Ponownie rozwinąłem testament ukochanej. „1. Powiedz jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj jej, że zrobiłbyś dla niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4. Rób wszystko by miała dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by poznała Samuela. 6. Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy nie zabraniaj jej przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka miałam sentyment do wody. 9. Kupuj jej róże na urodziny. 10. Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż”. Tak naprawdę mogłem skreślić wszystko. Pochowałem ją wśród pęków róż, a reszta dotyczyła naszej nie żyjącej córki.
      Schowałem kartkę do spodni i podniosłem wzrok. Plac był gotowy. Na środku stała wielka arena, odgrodzona od widzów siatką. Wzrok zebranych był skierowany w moją stronę. Bez żadnego wyrazu twarzy ruszyłem na pole bitwy. Czerwony piach skrzeczał pod moimi wojskowymi czarnymi butami. Ogrodzona platforma była kwadratowa. Na drugim końcu stał mój ojciec.
      -Pamiętaj... jeszcze możesz się wycofać! - krzyknął.
Chwyciłem za rękojeść od mojego miecza. Uśmiechnąłem się łobuzersko.
      -Chciałbyś...
I wtedy do moich uszu doszedł gong. Oboje rozłożyliśmy krucze skrzydła i wylecieliśmy w górę, by zabić drugiego.

* * *

      Stałem cały przemoczony od deszczu na środku ulicy. Miałem na sobie szary płaszcz, a skrzydła schowane pod skórą. Tak bardzo chciałbym je rozłożyć i po prostu rozbić szybę od tego biura... Czemu Szatan nigdy nie trzymał się umówionych godzin? Co tym razem go zatrzymało? Przestąpiłem z nogi na nogę. Jak dorwę tego dupka...
      -Michael? - usłyszałem aksamitny głos.
      Odwróciłem się w jego stronę. Pod białym parasolem stała niska dziewczyna. Miała czekoladowe włosy, które u dołu jaśniały do blondu. Szaro-niebieskie oczy, otoczone grubą warstwą rzęs wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem.
      -Co ty tu robisz? - spytałem.
Victorii nie powinno tu być. Patronka zwycięzców powinna siedzieć wraz z innymi świętymi i... Dziewczyna ściągnęła brwi.
      -Chyba raczej co ty tutaj robisz?
      -Na pytanie odpowiadasz pytaniem? - uśmiechnąłem się szelmowsko.
Przewróciła oczami.
      -Eligiusz upadł... Zabił Klarę... Miałam sprawdzić, czy nie idzie do diabła, żeby do niego się przyłączyć... Mogłabym mu to wtedy wybić z głowy.. Twoja kolej...
Milczałem. Przeniosłem wzrok na chodnik.
      -Ty.. ty... nie możliwe... - cofnęła się z odrazą.
      -Proszę cię... To nie jest tak jak myślisz...
      -To dokładnie o czym myślę! - wymówiła zdanie starannie, oddzielnie akcentując każde słowo.
      -Victorio... zrobiłem to bo...
      -Nie obchodzi mnie to! Złamałeś zasady! Idę.. idę z tym do Ojca... - odwróciła się napięcie.
      -NIE! -rzuciłem w jej nogi nóż, aby ją zatrzymać.
    Nagle światło błysnęło tuż obok mnie. Wybuch odrzucił mnie, aż na drugą stronę ulicy. W miejscu eksplozji stał poważny anioł z wielkimi skrzydłami. Wpatrywał się we mnie z wściekłością.
      -Podnosisz rękę na Siostrę? Złamałeś już zbyt wiele razy prawo nieba jak i Piekła... Teraz przyszła kara...
      Znów błysk mnie oślepił. Nagle poczułem ostrze zanurzające się w moim sercu. Zassałem łapczywie powietrze, a z mej piersi wydarł się okrzyk bólu. Złapałem za rękojeść anielskiego noża. Ostatnie co moje oczy ujrzał zanim zapadłem w wieczny sen... To jak Gabriel podaje rękę Victorii i znikają otoczeni Bożą jasnością...



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Nikt nie widział, nikt nie czytał xD

Tag bardzo.. Muszę spytać się was czy podoba się wam ten moment.. Jeśli tak to umieszczę go w 
rozdziale ;3 Jakby się ktoś nie skapnął opowiada Samuel *^*
____________________________________
______________



          Czego można się spodziewać po moim synu? Jaki on przewidywalny... Gdy tylko wrócił wyzwał mnie na pojedynek na śmierć i życie.. Nie no okey... Bardziej zaciekawiło mnie, że towarzyszyła mu moja siostra... Chłopak ma dar.. Przez wieki próbowałem zachęcić Serafiny do upadku, ale się stawiały. Lucjan był dwa Dwa razy w Niebie i dwukrotnie przyprowadził ze sobą którąś z moich sióstr. Zdolniacha...
          Wyznaczyłem Rokitę do przygotowania pola bitwy. Jak zwykle przyjął rozkaz bez mrugnięcia okiem. W ciągu paru godzin zdołał ogrodzić płotkam plac, na którym pierwszy raz odeszła od nas Daiana. Bitwa miała się odbyć dopiero za parę godzin, więc miałem jeszcze trochę czasu dla siebie.
          Spacerowałem po ziemskim cmentarzu. Tylu ludzi umierało w młodym wieku.. Przerażające... To chyba jakaś idiotyczna tradycja, że Upadli tworzyli groby swoim zmarłym. Ponieważ jako anioły nosimy tylko imiona, nazywaliśmy przyjaciół na nagrobkach „Smith”. Może i faktycznie jest głupia, ale jednak pozwala nam na jakby... porozmawianiu samym ze sobą nad grobem ukochanej osoby.
          W ludzkim świecie panowała noc. Czarny żwir skrzypiał pod naciskiem moich stóp. Wysokie drzewa odgradzające świat od cmentarza cicho szumiały, jakby dzieliły się sekretami. Do mych uszu dochodziło cykanie świerszczy. Jednak cuda natury nie przyciągały mojej uwagii... Interesowało mnie niebo. W nocy zamieniało się w coś niesamowitego. Gwiazdy, przypominające małe diody rozjaśniały nicość. Czasami do tego stopnia, że kruczy kolor nieboskłony zmieniał barwę do granatu. Tu, na obrzeżach Los Angeles, z dala od miastowego „smoka” można nawet było dostrzec fioletowe odcienie drogi mlecznej. Sam nie wiem co mnie w tym pasjonowało... Jednak jakaś magiczna siła, niezrozumiała dla nikogo, kazała mi wpatrywać się w niebo.
          Zatrzymałem się. Dotarłem do mojego celu. Stałem przed grobem, którego napis głosił: „Ariel Smith. Żona, matka, siostra. Na zawsze w naszej pamięci. Zm.” i tu data była zamazana. Osobiście starłem ten okrutny napis z nagrobka żony. Jej anielskie imię brzmiało Aariel, ale uwielbiałem mówić do niej ludzkim odpowiednikiem tego świętego imienia.
          -Ariel... - powiedziałem łamiącym się głosem. - Co ja mam zrobić...?
Kucnąłem przy kamiennej płycie i położyłem na niej dłoń. Światło księżyca odbijało się w niej. Od kamienia było chłodem.
          -Co ja narobiłem... - jęknąłem.
Łzy ciekły mi z oczu i opadały na ziemie.
          -Co mam zrobić? - krzyknąłem z frustracją w niebo.

środa, 28 maja 2014

Rozdział IV Pogrzeb

Dobra kochani.. wiem, że króciutki rozdział. ;-; Przepraszam, ale musiałam rozdzielić akcje na dwa rozdziały! A więc.. Zapraszam do czytania! Postaram się jak najszybciej wrzucić kolejny rozdział :3
______________________________________
_______________

Ruszyliśmy wzdłuż alejek. Cisza, aż dudniła w uszach. Trumna nie ciążyła mi wcale.
-Nie rozumiem czemu to robisz.. to cię niszczy! - marudziła Daiana.
Moje sumienie przybrało jej postać. Od kiedy ściągnąłem Ivy z Nieba, chodzi za mną jak cień. Może to i dobrze? Przynajmniej nigdy nie zapomnę jej twarzy... Zignorowałem ją.. Usłyszałem stukanie obcasów. Obróciłem się delikatnie. Kątem oka zobaczyłem blond Serafinę. Sapnąłem zrezygnowany. Jeśli moje sumienie nie dawało mi spokoju, zawsze pouczała mnie Najstarsza Serafina. Niosłem trumnę wypełnioną różami. Chciałem stworzyć dla ukochanej coś na kształt.. Azylu dla nieistniejącej duszy? Tak czy siak.. wykupiłem miejsce na cmentarzu tuż przy krystalicznej rzeczce. Teraz wraz z mężczyzną z zakładu pogrzebowego, nieśliśmy ów drewniane pudło do wykopanej dziury w ziemi. Tuż obok dołu leżało pudło z białymi kwiatami na część Klary, kolejnej martwej siostry Ivy.
-Wiesz, że nie musisz tego robić..? Wiem jak to boli... - powiedziała jasnowłosa wyprzedzając mnie.
Jęknąłem i odwróciłem wzrok.
-Ale zrobię to... Rozumiesz? Bo muszę oddać im cześć... Chociażby symbolicznie... - powiedziałem do obu.
Przewróciły oczami. Ivy nie była świadoma, że tuż obok stoi Daiana... może i była częścią mojej wyobraźni, ale była. Szły ramię w ramię. Poczułem chłodne krople na skórze. Spojrzałem w niebo. Zaczynało padać.
-Super...
Mimo mżawki ruszyłem to przodu. Buty zagłębiały się w błocie. Nieprzyjemne „PLASK PLASK” dochodziło do moich uszu. Spuściłem wzrok. Chciałem schować te kwiaty w pudle do ziemi i mieć to wszystko za sobą. Chciałem już skopać tyłek ojcu i zginąć w boju, by dołączyć do córki i Daiany.
Gostek z zakładu pogrzebowego zatrzymał się. Byliśmy na miejscu. Włożyliśmy trumną delikatnie do dołu. Opadła głucho na dno. Zaczęliśmy wielkimi zielonymi łopatami zasypywać wyrwę. Kiedy skończyliśmy, otarłem pot z czoła. Mężczyzna spojrzał na mnie współczująco.
-No.. to... ja już pójdę.. -dygnął lekko i ruszył ku wyjściu ze cmentarzu.
Przerzuciłem wzrok na kamienny nagrobek. „Daiana Smith, matka, narzeczona, siostra i najlepsz przyjaciółka, Rose Izabell Smith, ukochana jedyna córka, siostrzenica, nienarodzony skarb. Zmarły..” Odwróciłem wzrok. Chciałem zapomnieć tę datę jak najszybciej. Włożyłem ręcę do kieszeni spodni. Tak to jest... Zawsze będziemy ukarani za nasz grzech. Miałem już wszystko, czego chciałem. Po raz pierwszy byłem szczęśliwy... I przez moją głupotę... straciłem wszystko.. Nieodwracalnie.

* * *

Spacerowałem w swoim królewskim ogrodzie. Zniknął. Mój Syn wraz z Daianą zniknęli. Mogło być na to jedno wytłumaczenie... Diana nie żyła. Ręce mi zadrżały. Wiedziałem co się teraz stanie. Mój syn będzie chciał do niej dołączyć. Diabelski uśmiech wtargnął na moją twarz...
-A to się zdziwi... - wymruczałem do siebie.

niedziela, 25 maja 2014

WAŻNE!

Okey.. A więc! Dwie ważne sprawy :3 Jutro wstawię rozdziałek (przysięgam na swoje życie!!![ NAPRAWDĘ!]) A drugie... WSPANIAŁA NIESAMOWITA UTALENTOWANA I NAJUKOCHAŃSZA NA ŚWIECIE.. *werble* WIKTORIA GOZDECKA! Boże jak ją kocham! Zgodziła się na narysowanie większości postaci z Mrocznej Strony Nieba! I dostałam SZKICE! *-* JARAM SIĘ <3

















         Daiana                                                                     Lucjan

piątek, 23 maja 2014

Nowy Początek

Od niedawna zaczęłam pracować nad pisaniem od początku :3 Proszę macie tu wszystko <3
http://oficjalna-msn.blogspot.com/
A i w ogóle ogarnęłam fajną rzecz :) Jak widzicie, można teraz chodzić pomiędzy sezonami po przez zakładki!

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział III "Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los" ~ Paulo Coelho




PRZEPRASZAM;___: Ustawiłam jakieś bloggerowe gówno L "automatyczna publikacja"...
Nie zadziałało... a ja teraz to ogarnęłam! ;-; PRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAM
____________________________________________________________________
______________________________


„Stałem sam pośród wielkiej nicości. Czułem chłód, który biegał po moich gołych plecach. Nic nie widziałem. Byłem kompletnie pozbawiony zmysłów. Próbowałem się czegoś złapać... Ale niczego nie wyczułem. Szukałem jak ślepiec czegokolwiek... Nic. Pustka. Chaos. Czy tak wygląda miejsce w które trafiają zniszczone dusze?
-Halo? - krzyknąłem najgłośniej jak umiałem.
Cisza. Tak głucha, że drażniła uszy. Wziąłem głęboki wdech. Przetarłem oczodoły. Nagle zobaczyłem światło. Maleńkie... Gdzieś w oddali. Zacząłem biec. Zbliżałem się do blasku.. Nagle ujrzałem w tym rozjaśnieniu smukłą postać. Rozpoznałem ją bez problemu. Daiana. Stała tyłem, ale głowę miała ustawioną w moją stronę. Twarz miała całą zapłakaną. Ubrana w przylegającą do skóry, sukienka długości maksi miała śnieżnobiałą barwę. Podniosła wzrok.
-Przepraszam... - szepnęła.
Odwróciła korpus w moją stronę. Na rękach trzymała małą istotkę. Noworodek słodko spał. Uśmiechnąłem się. Otuliłem ją i Rose.
-Za co? - spytałem szczęśliwy jak nigdy w życiu – Jest idealnie...
Zmusiła mnie do oderwania wzroku od córki. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
-Nie jest Lucjanie...
Zaczęła płakać. Co? Byłem zdezorientowany. Nagle moje skarby zaczęły znikać.
-Nie! - zawołałem z rozpaczy – NIE!
Ostatnie co zapamiętałem to jej smutny wzrok i ciche..
-Coś wymyślimy...
I już jej nie było” - podniosłem się spazmatycznie dysząc. To był sen... Głupi koszmar.. Spojrzałem na Daianę. Przestałem na chwilę oddychać. Trzecia leżała nieruchomo. Miała zamknięte oczy i rozchylone usta. Jej ciało gdzieniegdzie z czarniało i zrobiły się w nim dziury. W miejscach gdzie nie była „wypalona”, jej skóra była śnieżno biała. Nie oddychała. Nie słyszałam też bicia jej serca. Krew Abaddon'a. O cholera. Zerwałem się na równe nogi. Miałem na sobie wczorajsze jinsy i czarny T-shirt, więc nie musiałem się martwić co pomyślą w Niebie. Muszę ją tam zabrać.. uleczą ją. Na pewno. Wziąłem ją na ręce. Nie ma na nic czasu. Musiałem się tam teleportować.. I to teraz...

* * *

Cóż można powiedzieć o życiu w Niebie? Jest bardzo normalne i szablonowe. Jak zwykle siedziałam w Sali Tronowej. To miejsce zawsze przypominało mi chwilę spędzone z Daianą... Cóż miało się z nią stać? Pewnie umrze... przynajmniej pozostawi coś po sobie.. Jej córka może będzie naszym zniszczeniem, ale będę ją kochać bo będzie jedynym namacalnym wspomnieniem o Daianie. Po pomieszczeniu kręciło się wielu aniołów, a Bóg z Synem siedzieli na tronach. Nagle usłyszałam ogłuszający huk.
-POMOCY! NIECH KTOŚ JEJ POMOŻE! - usłyszałam zrozpaczony znajomy głos.
Odwróciłam się napięcie. Na środku pomieszczenia kucał Lucjan z nieprzytomną... Dainą? O mój... Wyglądała na martwą. Zasłoniłam usta dłońmi żeby nie krzyknąć. Zrobił się wokół nich krąg.
-POMOCY! POMÓŻCIE JEJ DO CHOLERY! - wrzeszczał Lucyfer.
Spojrzałam jak wielu na Boga. Patrzył na niego z góry, bardzo wyniośle.
-Nie.. nie możemy.. jeśli uratujemy ją, urodzi się też ten potwór.. - powiedział bardzo ostrożnie.
-TO WASZA SIOSTRA! - spojrzał na nas z wyrzutem.
-Ale to twoja wina, że teraz umiera i ma w sobie twego bękarta.. - wysyczał Eligiusz.
Zmierzyli się spojrzeniami. Daiana zdecydowanie nie oddychała. Można było zobaczyć gołym okiem, jak jej dusza ulega zniszczeniu. Ręce mi się trzęsły. Zobaczyłam na drugim końcu sali Klarę. Była zupełnie roztrzęsiona. Nasza Siostra umierała... Nie mogłyśmy jej tak zostawić... Zamknęłam oczy. Zrobię dla Trzeciej wszystko... Postawiłam nogę na przód.
-Ivy? - usłyszałam głos Ojca.
Podniosłam wzrok.
-Co ty robisz? - mój Brat nie wierzył własnym oczom.
-Sprzeciwiam Ci się Ojcze – wypowiedziałam słowa z ciężarem na sercu – zbyt bardzo kocham siostrę...
Owiał mnie chłód. Światło które mnie spowijało zbladło, a moje piękne anielskie skrzydła zmieniły się w wielkie krucze. Upadłam. Wszystko robiłam automatycznie. Rzuciłam się na kolana do Daiany.
-Będziesz żyć.. Zostaniesz ze mną... Rozumiesz? - mówiłam do umierającej.
Zamknęłam oczy. Przycisnęłam ręce do serca Siostry. Przez moje ramiona do dłoni przeszedł impuls. Impuls, który ratował życie. Uderzył w anielicę. Jednak.. ona się nie ruszyła. Spróbowałam raz jeszcze. Sala wypełniła się blaskiem. Nawet jako upadła mogłam panować nad światłością... Podczas pierwszego dnia stworzenia świata, Bóg tworzył światłość i mnie. Związałam się z blaskiem jak z samą sobą. Ona jest we mnie. Tak jak w Samuelu jest ziemia, a w Daianie woda... Wciskałam w nią coraz to większą porcje światła.
-ŻYJ! - krzyczałam z rozpaczy.
Jednak Daiana.. zamiast wracać do nas.. W ramiona ukochanego i rodziny... Znikała... Trójka nagle, niczym stare budowle, tuż pod mymi dłońmi rozsypała się. Trzęsłam się. Nie.... Lucjan ukląkł patrząc się w miejsce gdzie przed chwilą leżała kochana przez nas osoby. Nie widziałam nic poza pustką.
-NIE!!! - usłyszałam bolejący głos Klary.
Próbowałam ją zobaczyć przez łzy. Wyrywała się Eligiuszowi, który ją mocno trzymał. Zakryłam twarz dłońmi. Zawiodłam. Moja Siostra nie żyje.

* * *

Wiele osób płakało. Inni po prostu patrzyli na mnie z pogardą. Eligiusz wydawał się zadowolony.
-Widzisz Upadły? To wszystko twoja wina! - wysyczał.
Jak śmiał? To oni jej nie uleczyli! To oni ją ze mną puścili! A teraz.. zwalają całą winę na mnie... Staliśmy nad tą głupią pustką, gdzie jeszcze chwilę temu leżała anielica. Ścisnąłem powieki, aby zatamować falę łez.
-JAK ŚMIESZ TAK MÓWIĆ?! - usłyszałem zbulwersowany cienki głos.
Odwróciłem się, gdyż ów głosik w danej tonacji brzmiał straszliwie nienaturalnie. Mała kochaniutka Klata wyglądała jak anioł śmierci. Włosy wirowały wokół jej zrozpaczonej twarzy. Unosiła się nad nim jak kat. Po prostu gotowała się ze wściekłości, Piątka cofnął się przerażony. Podniosłem się równocześnie z Ivy. Zerknęliśmy na siebie nerwowo. Klara wyciągnęła broń. Eligiusz nie został jej dłużny. Zaczęli bitwę. Eligiusz odparowywał każdy jej cios. W końcu wybił małej anielicy miecz i przebił ją swym ostrzem.
-NIE! - krzyknęła Ivy.
Upadła znów na kolana. Kucnąłem przy niej. Straciła dwie siostry w ciągu dziesięciu minut. Łzy wiły się na jej białym policzku niczym dzikie rzeki. Próbowałem ją wesprzeć i delikatnie przytuliłem ją do siebie. Zacisnęła swe pięści. Nasz ból był na innym poziomie. Żadne z nas nie umiało zrozumieć drugiego... mimo to pocieszaliśmy się. Wokół niej wytworzył się czarny wir. Dobrze wiedziałem co to oznacza. Ojciec zbyt często używał swej mrocznej mocy, bym teraz stał jak słup. Ivy za sekundę skrzywdzi każdą osobę, którą kocha... Nie mogłem na to pozwolić... Musiałem się teraz opiekować Jedynką, aby Daiana mogła odejść w spokoju... Aby gdzieś tam w odmęcie nicości, nie martwiła się o Upadłą siostrę. Osłoniłem ją skrzydłami i teleportowałem na z dala od Nieba. Błysnęło, a już po chwili leżeliśmy na twardej ziemi.
-Cc..co? Coś ty zrobił?! - warknęła.
Podniosłem wzrok. Patrzyła na mnie nienawistnie.
-Co chciałaś zrobić?! Pozabijać aniołów?!
Jej twarz zmieniła wyraz. Znów zaczęła gorzko płakać. Sapnąłem cicho. Kobiety są zbyt emocjonalne jak dla mnie... Daiany by.. zacisnąłem wargi. Nie.. nie mogę jej zbyt często wspominać.. to mnie zniszczy... Przysunąłem się do niej i otuliłem ją ramieniem.
-Musimy to przetrwać.. razem... - stwierdziłem łamiącym się głosem.
-Ok... okey.. - wyrzuciła przez szloch – gdzie my w ogóle jesteśmy?
-W miejscu gdzie ciało w którym mieszkała Daiana popełniło samobójstwo...
I w miejscu, które jest idealnym miejscem na symboliczny pochówek Daiany. Może i nie mieliśmy ciała.. ale mieliśmy róże. Mnóstwo róż...
-To co teraz będzie? - spytała zachrypnięta.
-No cóż... pochowamy różyczki, zamiast ciała, a potem zrobię coś głupiego by do niej dołączyć...
Spojrzała na mnie sceptycznie.
-Coś głupiego?
Wzruszyłem ramionami.
-Wiesz... coś co, albo przyniesie mi korzyści, albo zginę... Będzie ciekawie...
-A masz coś konkretnego na myśli? - spytała.
Wiedziałam, że w duchu liczy na to, że zrezygnuje. Musiałem wymyślić jakiś głupi cel na szybko...
-Tak.. - skłamałem – chcę obalić ojca..
Jej oczy rozszerzyły się niesamowicie. Przypominały wielkie naleśniki.
-Żartujesz? Prawda?
W sumie? Jeśli w końcu obalę Króla Piekieł.. to będę robił co chcę.. .jeśli mi się nie uda.. to dołączę do ukochanej... Czemu nie?
-Tak powiedziałem dumnie, tym razem mówiłem prawdę i tylko prawdę.
Zasiądę na tronie Piekieł... albo dojdę do Daiany.. obie opcje zapowiadały się obiecująco....

niedziela, 4 maja 2014

Liw daje ważne info :3

Oki doki! Dobrze wiecie moje kochane aniołki.. że to ostatni sezon..  z żalem mówię, że zostało nam tylko 5 rozdziałów! (może nawet mniej!) ;___; I chcę wam takie cóś zaproponować... Jak skończę pisać to mogę albo napisać od nowa (czyli lepsze opisy i dłuższe rozdziały :D ), albo... zrobić dodatki.. tzn. iż będe rozwijać różne historie ludzi :D Np. Jaka była historia Zoe? albo o miłości Samuela?
Boże znów wymyślam,a by pobyć z wami dłużej.. ;-;
Ale cóż kocham was! I nie umiem was opuścić.Dobrze.. A więc jaka jest wasza decyzja? Będę miała pisac od nowa czy robić dodatki? Decyzja leży w waszych dłoniach!

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział II Róże

Życie. Najbardziej względne pojęcie jakie znam. Jednakże co znaczy „pojęcie względne”? Kolejne nic nieznaczące ludzkie słowa, które przepełnia pustka. Naprawdę.. Nie łatwiej powiedzieć, że życie jest zmienne niczym strumień wody? Trzeba dać zamiast tego: „pojęcie względne”? Eh.. Te wszystkie ludzkie mądrości... Ludzcy filozofii, anielscy mędrcy... sami głupcy.. Nic nie wiedzą.. No bo... jak zachowasz się gdy dowiesz się, że twojej drugiej połówce zostało max. dziewięć miesięcy życia?
-Lucjan? - wyrwał mnie z zamyśleń cichy anielski szept.
Nagle rzeczywistość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Spojrzłem na załamaną Daianę. Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.. Chociaż w sumie już łzy ciekły jej z oczu. Chciałem uciec, ale zachowałbym się jak ostatni kretyn i.. halo! To moja Anielica.. nie mogę jej od tak zostawić! Złapałem ją za dłoń.
-Coś wymyślimy.. - powiedziałem do niej ze stoickim spokojem.
Kącik jej warg drgnął. Otuliłem ją delikatnie ramieniem, a ona wypłakała się w moje ramię. Była taka delikatna.. Tak.. damy radę..
-Och.. - westchnął Mój Ojciec z rozczuleniem w głosie – Jakie to słodziutkie....
Klasnął z dłonie. Następnie skamieniała mu twarz w wskazał palcem w krtań i zaczął naśladować odgłosy wymiotów. Eh.. Miałem go serdecznie dość... Przymknąłem oczy. Nie obchodziło mnie nic prócz niej.
-Dobrze.. zostawiam was gołąbeczki.. Chyba to jednak nie mój ulubiony scenariusz...
Odwrócił się napięcie i trzasnął drzwiami. Sala tronowa... Czarne ściany i wielkie ciemne kafle.. Nic nad zwyczajnego.. Tuliliśmy się na złotym dywanie.
-Daiano.. coś wymyślimy...
Była mokra od łez.
-Dobrze wiesz, że się nam to nie uda...
-Och Aniele... jako Serafina powinnaś być optymistką!
Prychnęła od niechcenia.
-Nie twoja trwoga w tym jaki powinien być Serafin..
Wróciła znana mi Daiana. Uśmiechnąłem się łobuzersko. Nawinąłem sobie kosmyk jej kasztanowych loków na palec. Wpatrywała się we mnie jak zaczarowana. Musiałem wyglądać podobnie. Założyła dziarsko ręce na biodra.
-I co teraz?
Tak naprawdę nie miałem pojęcia.. po raz pierwszy nie musiałem się niczego obawiać czy uciekać. Po raz pierwszy miałem spokój...
-Nie wiem.. A na co miałabyś ochotę...?
Przyciągnęła mnie do siebie i objęła za szyję. Nachyliłem się nad nią, a on przyłożyła swe wargi do mojego ucha.
-Na kąpiel?
-To zaproszenie?
Zaśmiała się cicho. Wziąłem ją na ręce i ruszyliśmy razem w stronę hotelu.

* * *

Przeklęty gówniarz. Zawsze musiał być szlachetny i postąpić tak by kobieta kładła mu się do stóp. Informacje od szpiega z Nieba wcale nie ułatwiały sytuacji... Lucyfer przypominał mi trochę swoją matkę. Smukłą Anielicę o oczach w kolorze zachodzącego słońca i długimi do ziemi blond falami. Mój potomek, jak ona zawsze starał postępować słusznie i honorowo. Wychodzi dzięki temu na bardziej pożądanego osobnika. Czemu nie mógł się zakochać w jakiejś nieprzyzwoitej Upadłej? Życie było by prostrze, a ja nie obawiałbym się, iż w każdym momencie wpadnie do pokoju i będzie próbował mnie zabić... Cholerne życie Króla Piekieł.. Siedziałem w moim gabinecie. Ma szary dywan i szklane ściany. Znajduje się w jakimś wieżowcu w Los Angeles. Wszystkie meble zrobione są z ciemnego dębowego drewna. Na środku pomieszczenia stoi biurko. Pod lewą ściana stoi komoda, a po lewej stoi wieszak na kurtki. Dwa czarne krzesła dzieli ten stół. Siedziałem na jednym z nich i korzystałem z nowiutkiego srebrnego laptopa. Weszłem na strony o wierze i objawieniach. Ci głupi śmiertelnicy... Piszą jakieś brednie o tym jak im narobiłem strachu! Tyle, że szczerze ich nie dręczyłem! Nie ich.. Jacy ci głupi śmiertlenicy są zakłąmani.. I im miałem służyć? Jak aniołowie to wytrzymują..? Westchnąłem zrezygnowany i wyłączyłem urzędzenie. Ludzie.. Nagle ktoś wszedł do pokoju. Bez dzwonienia czy pukania... Wparował do mnie dobrze zbudowany anioł, a za nim moja przerażona sekretarka.
-Ja ja.. - zalękła się kobieta, patrząc na mnie z przerażeniem -próbowałam go powtrzymać.. mogę zaraz wezwać ochronę...
Machnąłem ręką.
-Poradzę sobie... - rzuciłem od niechcenia.
Skierowałem wzrok ku Michaelowi.
-No witam cię..
Bez słowa usiadł na fotelu. Rozłożył się na dobrze znanym meblu.
-Co słychać tam w górze? - ułożyłem ręce w piramidkę.
-ach.. Chyba nic się niezmieniło od tych paru dni.. Wszyscy latają jak ze sraczką, aby tylko dowiedzieć się więcej o tym bękarcie..
Zaśmiałem się.
-Nadal się łudzą, że Daiana przeżyje?
Przegryzł dolną wargę.
-Nikt nawet o niej nie mówi.. traktują ją jak jakiś inkubator, który pozwala rosnąć bombie..
Przekląłem pod nosem.
-Myślisz, że umrze? - spytałem
Nic nie odpowiedział. Przełknął głośno ślinę i potwierdził moje obawy. Daianie zostało mniej czasu niż myślała.

* * *

-Róże.. to chyba najpiękniejsze kwiaty jakie widziałam... - powiedziałam rozmarzona.
Byliśmy po kąpieli, siedząc w pięknym ogrodzie w Piekle.. jakie to dziwne, a zarazem normalne...
Wszędzie rosły tu piękne zdradliwe czerwone pąki róż. Wydawały urokliwy kuszący zapach.. Nic dziwnego, że rosły w piekle.
-Rose.. -powiedział znienacka Lucjan.
Odwróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Patrzył głęboko i z uczuciem w moje oczy.
-Słucham?
-Nazwijmy córkę Rose...
Zaśmiałam się.
-Nazbyt proste.. nie sądzisz?
-Po co wszystko utrudniać? Rose.. Nie jakaś Rozalie czy coś.. tylko Rose..
-Tylko Rose.. Dobrze..
-I już? Dobrze? - obruszył się – Nie będziesz ze mną walczyła o ładniejsze imię? Nie tak robią normalne pary?
Pocałowałam go delikatnie w policzek.
-Jakbyś nie zauważył, kochanie.. Nie jesteśmy statystyczną parą..
Ucałował czubek mojej głowy.
-Chodźmy do pokoju..
Kiwnęłam nieznacznie głową. Jakie życie wydawało się teraz ulotne.. Miałam wrażenie, że każda chwila wymyka mi się z rąk... Z tego co wiem nawet nie zobaczę Rose.. co gorsza.. miałam nie widzieć jak dorasta, rośnie, robi pierwsze kroki... Nie będzie mi nawet dane zobaczyć jak ona będzie miała swoje dzieci.. Nie opowiem córce o tym... że miłość jest ważniejsza niż całe otoczenie.. Nie przekaże jej, że prawdziwa miłość jest ważniejsza niż cały świat.. Może dlatego też on ulegnie zniszczeniu? Bo nie będę mogła przy niej być?
-Jesteśmy..
Otrząsnęłam się z zamyśleń. Lucjan nie wyciągał mnie z zamyśleń przez całą drogę. Tak samo w pokoju nie kazał mi rozmawiać czy chociaż być przy nim. Odprowadził mnie powoli do łóżka. Tam położyłam się nadal ledwo kontaktując. Kiedy usiadłam, Lucyfer rzucił się obok. Wydawał się zmęczony. Odwrócił się do mnie tyłem. Patrzyłam się na jego unoszący się tors. Na chwilę zamarłam. Nie oddychał.. po chwile usłyszałam ciche słodkie chrapnięcie. Nie takie zagłuszające cisze i wyrywające ze snu, ale subtelne na swój sposób. Pogłaskałam śpiącego Księcia Piekieł. Umrę. Te słowa wciąż chodziły mi jak mantra po głowie. Umrę i nic jej nie zostawię... Nic.. Nagle podniosłam się i pochwyciłam kartkę oraz długopis z szafki nocnej. Drżącą ręką zaczęłam pisać: „1. Powiedz jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj jej, że zrobiłbyś dla niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4. Rób wszystko by miała dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by poznała Samuela. 6. Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy nie zabraniaj jej przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka mam sentyment do wody... „ Skreśliłam punkt ósmy. „Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że jako Trójka miałam sentyment do wody”. Coś ściskało mnie w gardle. „9. Kupuj jej róże na urodziny. 10. Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż.”. Zgięłam karteczkę na pół. Dam ją Lucjanowi przed śmiercią. Mam nadzieje, że zapamięta jej punkty jak ludzie pamiętają dekalog. Zacisnęłam dłoń na stalowym pisadle. Musiałam to dopisać... „ i pamiętaj, zawsze będzie lepiej, wytłumacz to też Rose”. Położyłam kartkę z powrotem na półkę. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam jeszcze, że już ich nie otworze i że spisany przeze mnie mały dekalog nigdy nie będzie użyty..


KOCHAM WAS KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE 7.05 :**

środa, 23 kwietnia 2014

BĄDŹCIE DUMNI!

Chyba już kiedyś pisałam post pod takim tytułem <3 Wiem, że to imię jest dość... Nieanielskie xD
Jednak Bielna podpowiedziała Różę, ale jak to ja uwielbiam zagraniczne imienia...

Rose? Może być Rose? Powiedzcie swoje zdanie. Oki a główny temat to o tym jak bardoz kocham mojego tatę ( tak znowu coś wyżydziłam xD) A więc..
Mój tata wydrukuje mi PAPIEROWĄ WERSJE PIERWSZEJ CZĘŚCI!! <3

Tak.. Liw się jara, proszę nie gasić! <3

wtorek, 22 kwietnia 2014

Konkurs....! czyli Liw bļaga o pomoc.

Słuchajcie... ja taka zadowolona z siebie.. piszę kolejny rozdział... ale dupa ;_;
Nie weim jak nazwać córkę Daiany i Lucjana ;-; no więc to zadanie oddaje w wasze ręce! :-)
Byłoby dobrze jeśli imię będzie powiązane z jakimś kwiatem, a i żeby było takie wiecie.. wow <3 A SYTUACJA JEST POWAŻNA BO BEZ IMIONA NIE MA ROZDZIAŁU! ;-;

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział I "Nie ma czegoś takiego jak spokój.. zawsze jest jakiś haczyk..."

Rozdziałek dedykowany Em<3 Ona shipuje Daianę z Samuelem xD
I jeszcze.. Nie dziwi was, że napisałam coś o Piekle o 3 rano? O.O
Liw ma układy z SZATANEM XD
_______________________________________
_________

Zaczęłam się ubierać. Nałożyłam na siebie długą do kostek sukienkę. Pasy zwiewnych materiałów miałam przywiązane do nadgarstków. Włosy tradycyjnie spięłam w luźnego koka. Na nogi wciągnęłam śnieżne baleriny. Odwróciłam się, aby wyjść z pomieszczenia. Jednak tuż za mną stał Lucjan, na którego oczywiście wpadłam. Niezdarny Upadły Anioł... Istnieją takie? Jest jeden. Ja. Zaśmialiśmy się, a on przyciągnął mnie do siebie. Nasze wargi się złączyły, a ja nie mogłam uwierzyć... Ile minęło od kiedy żyłam w niebie? Dwa lata? Ech.. Niebo.. piękna sprawa... Ale czy dorównuje pięknu bycia z najbardziej ukochaną osobą...? Nie sądzę... Zaczynam mówić jak prawdziwy człowiek.. Odsunęłam się delikatnie od Upadłego. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy z pokoju.

* * *

Tron Piekieł to najwygodniejszy mebel na świecie. Siedzenie na nim oczywiście jest długą niekończącą się męczarnią... przynajmniej to wygodne krzesło.. Owszem.. sala tronowa była wilka, przestronna i niesamowita... Jednak spędzając niej dzień w dzień, już nie jest takie fajne.. Cóż.. gówniana rola Króla Piekieł! Gdybym się na to nie zgodził pewnie siedział bym w jakimś barze trzymając śmiertelniczkę na kolanach...Odegnałem te myśli. Wczorajszy wieczór.. cóż.. niezbyt wiele pamiętam, ale parę moich zastępców powiedziało mi parę ciekawych szczegółów... Mój Syn wyszedł z Anielicą przed czasem z imprezy? Czy to nie jednoznaczne? Znowu wydrapywałem obraz na podpórce od łokcie, gdy wielkie drzwi się otworzyły. Podniosłem wzrok zaciekawiony kogo tym razem ujrzę. Wszedł mój głupi potomek z Daianą. Wyprostowałem się.
-Witajcie kochani! - zawołałem przez cały hol.
Upadły dygnął lekko, ale ona wciąż stała niewzruszona na równych nogach, patrząc na mnie jak na idiotę. Uwielbiałem ją taką. Zadziorna, uparta i.. wierna. Tak... takie słowa właśnie określały Trzecią. Wstałem.
-A więc.. zaplanowałem wam dzisiejszy dzień! - powiedziałem zadowolony.
-Och.. - Lucyfer wyglądał na zaskoczonego – Niestety mamy..
Machnąłem ręką.
-Można przełożyć to na jutro! Co? Nie poświęcisz godzinki dla ojca?
-Jak sobie życzysz..
-A więc! Lucjanie... Ty idziesz na przymiarkę garnituru z Rokitą, a ja wraz z twoją narzeczoną.. pospacerujemy..
Zza kolumny wyszedł mój sługa, Rokita. Razem z moim Synem wyszli z komnaty.
-Opuścić salę.. - rozkazałem podwładnym.
Przybliżyłem się do pięknej Anielicy.
-Mamy wiele spraw do omówienia...
Przełknęła głośno ślinę. Kiedy się boi.. wygląda jeszcze bardziej pociągająco.

* * *

Skrzyżowałam ręce na piersi. Czego on chciał? Podszedł do mnie bliżej.
-Upadłaś... - nie brzmiało jak pytanie.
-A co cię to..?
-Nic.. - przerwał mi – Chodzi mi o to.. Pamiętasz jak opowiadałem ci o tym, że Lucjan.. To nie jedyny członek rodziny królewskiej, który cię kocha?
Przymknęłam oczy.
-Samuelu.. ja też cię kocham... Jesteś moim bratem.. a Bóg nas uczył...
Uderzył pięścią w filar. Zatrząsł się.
-WIEM.. Czego uczył nas Bój... I wiem, że mnie kochasz jak starszego brata... Niczego nie rozumiesz prawda?
-Skoro nie rozumiem.. - syknęłam -to może łaskawie mnie oświecisz?
Zaśmiał się. Ni to ze zdenerwowania, ni to z rozpaczy.
-Lucjan to gówniarz! Nie wychowa dobrze dziecka...
Serce mi przyśpieszyło. Skąd..?
-Co powiedziałeś?
Przewrócił oczami.
-Nie udawaj głupiej Trzy... Dobrze wiesz, że masz w sobie małego anioła...
Przełknęłam ślinę.
-I wiesz... że ono nie może się narodzić... Ale nie wiesz o znaczącym szczególe...
-Jakim to niby...?
Posłał mi smutny uśmiech. Czyżby Szatan... się martwił?
-Nie pamiętasz jak dostałaś krwią Abaddona w plecy?
Wzdrygałam się. Ciężko było zapomnieć... Ból ciągle mi towarzyszył.
-Teraz twoja dusza łapczywie leczy się o duszyczkę twojej córki... Jeśli tylko ona się urodzi, umrze, poronisz.. Cokolwiek.. co sprawi, że dziecko nie będzie w twym łonie... sprawi to też, że umrzesz. Rozumiesz? - złapał mnie za ramiona.
-Mówisz mi... że mam 9 miesięcy życia? A potem po prostu....
-Nie zamierzałaś jej zabić? A może jesteś egoistką?
Westchnęłam. Miał racje... nigdy bym się nie odważyła zabić dziecka... w szczególności mojego...
-Proponuje ci układ...
-Pakt z Diabłem? Kolejny? Chyba podziękuje...
Cofnęłam się. Samuel znikł. Nagle ktoś, oczywiście on, złapał mnie od tyłu.
-Powiedz mi.. „Aniele”... Tak na ciebie mówi? Na prawdę uwierzyłaś w gatkę o garniturach..?
Cco.? Czy... On chciał zabić własnego syna? Jak... Próbowałam się wyrwać oprawcy, jednak jego uścisk był silniejszy. Zaczął mnie całować, od szyi szedł w górę.
-PUSZCZAJ! - ryknęłam.
Rozłożyłam krucze skrzydła i starałam się uwolnić, poprzez swoją nową, mroczną moc. Jednak on był alfą Piekieł. Zdecydowanie szatan jest silniejszy... Przygniótł mnie do ściany ciemną mgłą. Podszedł bliżej.
-Przyzwyczaisz się..
Ponownie jego wargi dotknęły mojej skóry. Chciałam wierzgać, uciec, odwrócić się.... ale moje ciało było przyszpilone do kolumny. Rozwarł moje wargi. Całował natarczywie.. jakby.. cóż.. nachalnie.. nie jak Lucjan.. delikatnie i z czułością.. Jak mogłam się stąd wyrwać...? Drzwi huknęły.
-Co do...? - zaczął mój brat, ale nie skończył.
W drzwiach stał mój ukochany. Chciałam odetchnąć.. ale mox diabła na to mi nie pozwalała. Miał wściekła minę. Złote oczy płonęły nienawiścią.
-ODSUŃ SIĘ OD NIEJ...!
Ojciec posłał synu łobuzerski uśmiech.
-Może najpierw się jej spytaj o zdanie..?
Kiwnął palcem. Moje ciało podleciało do Króla Podziemi. Przybliżył się.
-Jeśli będziesz chciała do niego wrócić.. -szepnął mi do ucha – To wiedz, że równa się to z ujawnieniem twojego daru od Boga...
Wstrzymałam oddech. Wypuścił mnie ze złowrogich objęć. Co miałam zrobić? Udać się do Lucyfera i pokazać mojej tajemnicy światło dzienne, czy zostać z Szatanem i zranić tego jedynego?
„Miłość jest ślepa..” powiedział jakiś mądry śmiertelnik. Może to właśnie musiałam zrobić, aby się przełamać? Zamknęłam oczy. Zrobiłam krok do przodu. Wpadłam w znajome dłonie i ciepły tors.
-Lucjanie... jest coś o czym musisz się dowiedzieć... - wysapałam.
-Twoja anielica nosi w swym łonie potwora, który zniszczy Niebo, Piekło i Cały Świat.. - wtrącił Samuel.
-CO? - spojrzał w moje oczy zdezorientowany.
Kiwnęłam głową. Łzy zalewały mi widok.
-Będziesz ojcem...
Szatan rozłożył ręce. Czemu Lucjan jakoś tego nie skomentuje? Jest zły, przerażony, szczęśliwy..? Czy ktoś może mi w końcu powiedzieć?! Czemu nie może mi czegoś powiedzieć?
-Dobrze wiesz chłopcze... że nie ma czegoś takiego jak spokój.. zawsze jest jakiś haczyk...
-A tym tu jest...? - zaczął Lucjan
Mój Brat strzyknął kostkami w dłoniach.

-Śmierć na wieki wieków Daiany...

Rozdział IX Nowe bijące serce

Kochani.. To jest rozdział na zakończenie II Sezonu... Ten który miał być.. ale no cóż.. 
Wiecie jak wyszło ;-; 1 z 4 które mam wstawić do jutra..
________________________________________________________
_____________________

„Obudziło mnie światło sztucznego słońca. Nie chciałam otwierać oczu... Ostatnia noc.. cóż... Była niesamowita... A ja? Upadłam. Mimo to.. było warto.. Chciałam się przytulić to mojego ukochanego. Nie wyczułam go jednak ręką. Otworzyłam przerażona oczy. Nie było go. Owinęłam kołdrą moje nagie ciało i wstałam. Ruszyłam do mosiężnych wrót. Nacisnęłam na klamkę... Zamknięte. Cofnęłam się przerażona. Co..? Jak to? Lucjan.. on.. on mnie wykorzystał.. Nie wierzę w to.. Łzy zaczęły mi lecieć nieustającym potokiem. Jak mógł? Ja.. upadłam dla kompletnego dupka... Chciałam stąd uciec. Obróciłam się, już chciałam otworzyć portal i nawet odziana tylko w czarną kołdrę, otworzyć portal i znaleźć się daleko od Podziemia. Wpadłam na mężczyznę. Cholera.. Podniosłam wzrok. To nie był Lucyfer... Gabriel.
-Co ty tu robisz? Anioły nie mogą przebywać w Piekle..
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Głębokie granatowe oczy oraz złoto-brązowe loki sprawiały, że wyglądał jak prawdziwy anioł. Poprawiłam kołdrę pod pachami.
-Upadłaś...
-I co? - powiedziałam nadal zalewając się łzami – dlatego przyleciałeś,a by mnie skarcić? Za późno.. Już wiem, że..
-Daiano.. - wyprostował się i spochmurniał.
Zamknęłam buzie i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja..
-Nie przepraszaj... Dasz nowe życie, które może nas uratować...
Zatrzepotałam rzęsami zdezorientowana.
-Słucham?
-Skup się Upadła Serafino... Kilka tysięcy lat temu przyszedłem zwiastować Maryi o jej Świętym Synu.. Teraz przychodzę do ciebie i mówię ci kochana... To dziecko uratuje cały świat albo obróci nas w popiół.. Naprawdę będziesz musiała się wysilić by w Piekle nie wyrosło na złą istotę.. Inaczej.. - podał mi rękę.
Złapałam ją. Przed oczami stanęła mi straszna wizja. Świat. Nie tylko ten ludzki... Niebo.. Piekło..
Wszystko płonęło. Ruiny.. Trupy. A na ciele Ivy stała dziewczyna. Wyglądała jak ja, ale miała złote oczy i czarne włosy. Za tą niską osóbką stałam ja. Puścił mnie. Wróciłam do normalnego świata. Wciągnęłam łapczywie powietrze. Życie wszystkich leży.. w moim brzuchu. Odruchowo objęłam się w pasie.
-No właśnie.. To że ona nas nie zniszczy to jedna miliardowa szansy...
-A nie 1:1?
Potrząsnął głową.
-Nie.. przykro mi.. to twoja decyzja...
-Poczekaj!
Ale już go nie było. To twoja decyzja.. „ - podniosłam się od razu na równe nogi. To był sen... Zaczęłam spazmatycznie oddychać. To był sen... Jedną dłonią złapałam się za czoło. Idiotko.. Anioły nie mają snów.. Ewentualnie... Wizje. Kurde. To nie był sen. Jestem.. Znaczy będę matką.. Ja! Jak mogłabym.. Drzwi huknęły o ścianę. Przeniosłam tam wzrok. Na progu stał uśmiechnięty Syn Szatana. Trzymał w ręku.. tacę?
-Witaj Aniele.. - powiedział naładowany energią.
Podszedł do mnie, położył drewnianą rzecz na kolanach i sprzedał mi szybkiego całusa. Złapałam się w miejsce, gdzie jego wargi dotknęły mojej skóry. Przede mną stało śniadanie.
-Ojej.. - szczerze? Nie wiedziałam co miałam powiedzieć – strasznie ci dziękuje...
Zaśmiał się i usiadł na krańcu łóżka. Stał się taki.. inny... W zestawie śniadaniowym znalazł się sok z wyciskanych pomarańczy, kanapka z czekoladą i kawa.
-Sam to zrobiłeś? Bez służby?
Kiwnął głową. Zrobiło mi się ciepło koło serca. Naprawdę się postarał... Pocałowałam go namiętnie, łapiąc za podbródek.
-Jeśli za śniadanie tak mi dziękujesz... to chyba będę je robił częściej..
Zachichotałam. Zapowiadał się cudowny dzień. Miałam zamiar udawać szczęśliwą, ale w głębi myślałam. Jedna miliardowa? Mogłam zrobić tylko jedno. Musiałam zabić moje nienarodzone dziecko.

BŁĄD

Słuchajcie ;-; BAAAAAAAAAAARDZO WAS PRZEPRASZAM!
 WIELKI BŁĄD W FABULE!!!!
 Muszę usunąć cały Trzeci Sezon i ostatni rozdział Drugiego Sezonu
i napisać go od początku... W zadość uczynienie.. Wstawię wam do jutra 4 rozdziały..

Wybaczycie? ;-;

środa, 2 kwietnia 2014

piątek, 14 marca 2014

Przedsmak premiery :3



SEZON III
Tułaczka Upadłej


Mogę się pochwalić, że rozdział premierowy już jest i czeka na moim lapku <3




..

sobota, 8 marca 2014

Nominacja i WAŻNE INFO

Dobra zanim przejdę do nominacji (którą i tak pewnie nie przeczytacie xD ) to warto wspomnieć. Niestety III sezon rozpocznę dopiero.... 15.03 ... przepraszam ;__; No cóż.. ale mogę chyba wam zaspoilerować, że to będzie córeczka XD HAH :P Dobra najważniejsze wam powiedziałam...No i zaraszam was na mój drugi blog ;) http://pierwotni-herosi.blogspot.com/
__________________________________________________
___________________

Dobra jedziemy z nominacją... XD Dziękuje za nominację Wiki :P Jej blog to:  http://koszulkachb.blogspot.com/ Hłe hłe :3 
Pytania od niej:
1. Co myślisz o śmierci?
Wiecie... to jakby uwolnienie od naszego realnego świata :) Według mnie po śmierci czeka nas coś lepszego...
2.Do jakich fandomów należysz?
Eh.. Trochę ich będzie... Jestem nocnym łowcą, herosem, czarodziejem, magiem (Z Kroniki Rodu Kane), fanką (bo nie wiem jak nazywają się te fandomy) : Imagine Dragons, Szeptem, Naznaczonej, Intruza, Merlina, Holemsa, Igrzysk Śmierci, Frozen (ooo tak.. Elsa forever <3 ), Fantastycznej Czwórki i dużo dużo więcej XDD
3.Ulubiona potrawa?
Hm..Chyba najwspanialszą jest kurczak w sosie miętowo-bazyliowym z szpinakiem i ziemniakami w mundurkach podane z masełkiem czosnkowym... Boże jakie to dobre!
4.Lato vs. wiosna?
LATO!! :D
5. Ulubieni bohaterowie?

6.Twoje hobby?
Omg xD Chyba pisanie i rysowanie... i .. czytanie... i... tyle xD
7.Masz skypa?XD
MAM XDD
8.W jakich czasach chciałabyś żyć, gdybyś miała wybór?
Hmm.. na przełomie 1.w p.n.e. a narodzinami Jezusa :D
9.Jaką wyznajesz religię?
No cóż... To chyba oczywiste, że jestem chrześcijanką :)
10.Co sądzisz o tnących się ludziach?
(Wiki serio? XD)  Ja nic do nich nie mam. Jeśli mają dobry powód to co mi do tego?
11. Ulubiony kolor?
Czarny :D'

Moi nominowani ludkowie :P
9. http://hermiona-riddle-dracolove.blogspot.com/ (tak Em podbiję ci fejma XD)
10.  http://historiadziedzicaslytherinu.blogspot.com/( o tak Em.. dokopuje się do ciebie c: )
11.  http://dystrykt9i34.blogspot.com/ (CO Z TEGO ŻE TAM SĄ TYLKO TWOJE RYSUNKI XDD )

Oki oki...o to pytanka:
1. Zacytuj najmilszy według ciebie komentarz od kogoś z twojego bloga ( może to nie pytanie ale jest xD )
2. Dzień czy Noc?
3. Kto cię inspiruje?
4. Ile przeczytałaś książek w tym miesiącu?
5. Piszesz z komputera, laptopa czy tableta czy z innego cusia?
6. Masz zwierzę? Jeśli tak opisz je, a jak nie to czy chciałabyś/byś mieć?
7. Jakich zespołów najczęściej słuchasz?
8. Czy masz kogoś kogo kochasz (oprócz rodziców? XD) ?
9. Jak najczęściej spędzasz wieczory?
10. Jaki jest twój styl (ubiór) ?
11. Jaka jest twoja ulubiona książka?

No i tego... tyle nie?