środa, 22 stycznia 2014

Rozdział VII Próba


No cóż... Wróciłam Podziemia.. Czego mogłam chcieć więcej? Siedziałam zamknięta w celi. Zimnej, brudnej, ciemnej celi. Przynajmniej miałam pewność, że Zoe jest już bezpieczna. Wyprostowałam nogi i oparłam się o ścianę... Zaczęłam sobie nucić.. Zamknęłam oczy. Myślałam o Niebie. Wiecznym zapachem wanilii i wszechobecnym dobrem. Miłość można było tam dotknąć. Ktoś walnął w kraty. Poskoczyłam. Stał tam Boruta. Mieczem obijał o kraty.
-Mówiłem Ci, że za to zapłacisz...
Zaśmiałam się.
-Nawet nie wiesz jaka to ulga myśleć, że ochroniłam jedną małą duszę przed wami...
Uśmiechnął się złowieszczo.
-Jeszcze nie wież co Cię czeka...
Odszedł zostawiając mnie samą. Próbowałam rozluźnić mięśnie karku. Jednak po słowach Boruty ciężko było to zrobić. To był czas dla mnie. Na rozmyślanie i tak dalej. Pomyślałam, że mogę popróbować połączyć się z Ivy.. Ale nigdy to nam nie wychodziło. Czemu więc miało teraz zadziałać? Ale w sumie... Zawsze warto próbować.

* * *

Siedziałam jak zwykle pod tronem Boga. Brak Daiany bardzo dawał mi się we znaki. Odgarnęłam kosmyk z mojej twarzy za ucho. Minął ile... tydzień..? Dwa? Straciłam rachubę...
-Ivy..?
Obejrzałam się za siebie. Nikogo nie było. Przesłyszałam się.
-Ivy błagam.. słyszysz mnie?
Zamrugałam. Rozglądnęłam się wokół siebie. Brak oznak życia.
-Ivy.. Błagam... - jęknął głos.
-D.. Daiana?
Głos zapiszczał z radości.
-W końcu nam się udało...!
Nie wierzyłam własnym uszom. Połączyłyśmy się. Uśmiechałam się.
-Ale czemu dopiero teraz?
Westchnęła.
-Pewnie niedługo umrę...
Wstałam.
-CO?!
Słychać było ciche przełknięcie śliny.
-Tak.. chcę cię na to przygotować...
-NIE MOŻLIWE! ON TEGO NIE ZROBI!
Zaśmiała się.
-Zrobi.. użyłam przeciw niego Puerignis..
Jęknęłam. Tylko nie to... Użyła jednego z mieczy na duszę, aby bronić... Skąd ja to wiem?  Możliwe, że po prostu znam dobrze Siostrę.
-Daiano kogo chroniłaś?
-Nefilimkę..
Zatkało mnie. Ogólnie Nefile nie były lubiane przez Upadłych. Szczerze? Przez Niebo też, ale zawsze znalazło się tu dla nich miejsce. Zaczęłam chodzić w kółko. Nie mogłam nic poradzić. Nagle mnie olśniło.
-A gdyby..?
-Nie – przerwała mi Daiana – złożyłam przysięgę. Mogą robić co chcą...
No tak. Moja Siostra zawsze znajdzie kłopoty.
-I co teraz? - spytałam.
-Czekajmy...

* * *

Miałam najłatwiejsze zadanie. Przyprowadzić Serafinę na plac. Polubiłem moją podopieczną i... szczerze? Było mi jej żal. Miała przed sobą próbę bardzo ciężką dla anioła. Szedłem ciemnym korytarzem trzymając pochodnie. Oświetlała tylko metr  przede mną. Nienawidziłem lochów. Klucze obijały mi się u pasa. W końcu doszedłem do celi Anioła.
-Daiano? - powiedziałem.
Zobaczyłem dłonie owinięte wokół prętów.
-Jestem... Zabiją mnie?
Pokręciłem głową.
-Nie... Nie dziś...
Prychnęła.
-Nie pocieszyłeś mnie...
Otworzyłem celę. Była wyczerpana. Nie mogła nawet wstać o własnych siłach. Nie wiedziałem, że Piekło tak zmienia. Jak taka słabiutka miała unieść ciało swoje, a co dopiero czyjeś?  Musiałem jej pomóc wstać. Założyłem jej ramię na moją szyję. Jedną ręką trzymałem ją w pasie, a drugą przytrzymałem ją za rękę.  Musiałem olać pochodnie. Szliśmy w kompletnych ciemnościach. Prawie potknąłem się, bo zapomniałem o schodach. Wspinaliśmy się. W końcu, u szczytu schodów, naparłem na wielkie stare wrota. Skrzypnęły leniwie.  Usłyszałam jak dziewczyna z trudem bierze wdech. Oślepiło ją czerwone światła Piekła. Dopiero po chwili zrozumiała z przerażeniem co się dzieje na wielkim kamiennym dziedzińcu, na którym właśnie jesteśmy.

* * *

Koszmar. Miałam nadzieję, że to tylko głupi koszmar. NA środku dziedzińca stała wielka platforma. A na niej dwie szubienice. Skazańcy byli do nich przywiązani. Jednak stali na pudłach i na razie nie byli duszeni. Na razie.. Zaczęłam płakać. Byli tam dwaj mężczyźni. Jednego rozpoznałam. Był to ten, który mnie złapał na Ziemi. Nefilim. Miał podbite oko. Ogólnie cały bił w siniakach. Bałam się spojrzeć na drugiego. Musiałam. Stał tam Lucjan. Nie, nie, nie, nie... Wszystko idzie nie tak! To ja miałam zginąć... Nikt inny. Saul zaciągnął mnie na środek podestu. Stał tam już z uśmieszkiem Samuel. Gromadził się tłum. Ja upadłam na kolana po nie mogłam stać Mój Brat wziął mikrofon stojący obok nas.
-Witajcie! Witajcie! - uśmiechnął się.
Tłum ciągle szmerał. Nie dziwiłam im się.
-Nie którzy już wiedzą... Inni nie.. że ta Anielica! - wskazał na mnie – chroniła Nefilimkę...
Przerzedła fala zdziwienia po Upadłych. No tak.. To była zdrada stanu.
-Wszyscy wiemy jaka jest za to kara... - spojrzał na mnie – śmierć.
Większość w tłumie się uśmiechnęła.
-Jednak.. to Anioł... i wróciła by do swojego Nieba.. - prychnął – mam dla ciebie lepszą karę... Za to, że chciałaś uchronić Nefilima... Wybierzesz. Kto przeżyje? Twoja decyzja... A więc.. - nastała chwila ciszy – kogo krew będziesz mieć na rękach?
Odsunął się na bok. Spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Czas.. START!
Chłopcy zostali zepchnięci z pudeł. Zaczęli się szamotać w powietrzu. Ktoś rzucił mi prawie tępy nóż. Powinnam była chronić ludzi. Taka jest rola Aniołów... Jednak.. Lucjan... Zamknęłam oczy. Rozłożyłam i poleciałam. Zaczęłam ciąć linę. Bardzo powoli mi to szło. Jeśli miałam uratować ich dwóch to miałam za mało czasu. Szatan jest przebiegły. Wiedział jak mnie podejść. Pierwszy z chłopców odzyskał dech i leżał bezpiecznie na ziemi. Od razu ruszyłam do drugiego.
-Wytrzymaj.. wytrzymaj.. - mówiłam do niego.
Przestał się ruszać. Odcięłam linę. Było za późno. Leżał nieruchomo na glebie. Zalałam się łzami. To moja wina. On nie żył. Świetnie. Gdybym była Ivy... Miała bym prostszy wybór. Ona jest ślepo posłuszna rozkazom. Gdybym nią była...
-Ale nią nie jesteś.. -szepnął mi do ucha Lucjan.

***
Wybaczcie , że krótki :D ale 8 będzie dłuższy ;3 /Liw

2 komentarze:

  1. To jest BOSKIE, czekam na 8 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde super rozdzial. Beznadziejny wybór. Lece nadrabiac zaleglosci.
    Pozdrawiam
    Dżerrka

    OdpowiedzUsuń