piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział IX Objęcia Śmierci

Ostrzegam was kochani ;__; Bierzcie chusteczki....
Tak ja też płakałam ;_;
_________________________________________________


Po kolei. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Co ona zrobiła? Ona zginie... Jeśli tak się stanie umrę wraz z nią. To dobrze. Bez niej i tak nie wyobrażam sobie teraz życia... Nie umiałem uwierzyć... Przeżyła by... Mogła by stać obok mnie na tronie. Co było złe? Co mogło jej się nie spodobać? Moja Daiana... Spojrzałem w sufit celi. Co ja bez niej zrobię? Wdech, wydech.. Mój ojciec ją zabije... A ja? Nic już nie poradzę... Podskoczyłem. Coś stukało w kraty. Spojrzałem tam. Przy prętach stał... mój ojciec. CO on tu do cholery robi?!
-Synu... - powiedział cicho – coś ty narobił...?
Odwróciłem wzrok. Westchnął.
-Wiesz, że będę musiał ją zabić..?
Spiorunowałem go wzrokiem.
-A myślisz, że dlaczego ją osłoniłem?
-Bo ją kochasz... Mocniej niż powinieneś.. To cię osłabia.. Usunę twoją słabość... Została nam do tego tylko i wyłącznie krew Abaddona...
Wstałem i chwyciłem się krat.
-NIE MOŻESZ TEGO ZROBIĆ!
Spojrzał na mnie groźnie.
-Mogę! - krzyknął – Mogę bo ja tu jestem królem! S ty młody.. Będziesz patrzył na jej śmierć! Utrzymam Cię przy życiu, abyś patrzył na każdy jej krzyk bólu! Odwrócił się do mnie tyłem.
-A nie ze względu na moją matkę..? -szepnąłem cicho.
Przybliżył się do krat, patrząc mi prosto w oczy.
-Twoja matka była głupia ufając Nefilimom... Ty jesteś głupi ufając tej Serafinie.. i nigdy więcej nie mów przy mnie o twojej matce...
Wyszedł trzaskając wrotami. Osunąłem się na ziemie. Zawiodłem. Na pełnej linii... Krew Abaddona zabija duszę. Nie można jej już wtedy uratować. Świetnie.. po prostu mojemu ojcu chyba się nudzi i wymyśla dla mnie kary, których potem używa..

Dwa dni później...

Pod moją cele przyszedł Uzjel. Rzadko go widywałem, a jeszcze rzadziej, pomagał mojemu ojcu w przyprowadzaniu więźniów. Spojrzał na mnie z wyższością.
-Chodź Lucjanie... - powiedział moje imię z taką odrazą, że ciarki mi przeszły po karku. Wstałem. Uzjel otworzył więzienie. Zanim przekroczyłem próg zakuł mi ręce w kajdany.
-Co to ma znaczyć? Po co mi to?! - warknąłem.
-Jesteś więźniem i jesteś traktowany jak każdy inny...
Popchnął mnie, a ja upadłem na twarz... Gnojek. Podniosłem się powoli, a on uśmiechnął się diabelsko. Udałem ociężałego i obolałego. Uzjel chciał mi sprzedać jeszcze jednego kopniaka, ale odskoczyłem do tyłu i złapałem jego nogę w powietrzu. Wykręciłem jego nogę, a on opadł z hukiem na ziemie. Leżał nie przytomny. Wiedziałem, że nie będzie w tym stanie wiecznie. Pobiegłem w górę schodów. Wybiegłem na ten sam dziedziniec na którym ojciec chciał mnie powiesić. O ironio... Na tej platformie zostałem uratowany przez Daianę, a teraz ona ma tam umrzeć. Już pod nią stał tłum. Upadli i grzesznicy pchali się na siebie by lepiej widzieć egzekucje Anielicy. W Piekle wiadomości szybko się rozchodzą. Już chciałem wstąpić w tłum, gdy ktoś złapał mnie od tyłu. Poczułem zapach palonych piór.
-Ostrzegałem Cię synu... Będziesz widział jak umiera..
Szatan wziął mnie na scenę. Wszyscy ustępowali nam. Na podeście był ustawiony wielki pal. Mój ojciec rozkuł mnie i przeciągnął moje ręce tak, że tuliłem się do pala. Potem ponownie mnie skuł. Z mojej pozycji było widać tylko jeden kamień. Większy od człowieka. Kątem oka mogłem też obserwować tłum. Upadli zacierali ręce, a grzesznicy płakali. Daiana była ich ostatnią szansą. Nagle usłyszałem cichy jęk Serafiny. Na platformę wprowadzili moją ukochaną. Była.. cała we krwi. Na twarzy miała siniaki i była cała opuchnięta. Do tego wyglądała jakby wrzucono ją w smole... Co oni jej zrobili. Jej ubrania były w wielu miejscach podarte, a ze spuchniętych oczu leciały łzy. Gdy odnalazła mnie zmęczonym wzrokiem.. Mógłbym przysiądź, że jej rozcięte wargi uniosły się w uśmiech... Prowadził ją Boruta... Na pewno on ją doprowadził do tego stanu... Gdy nas uwolnię jego zabiję pierwszego. Popchnął ją brutalnie na kamień. Upadła bezsiły... jakby była szmacianą lalką. Z trudem było mi na to patrzeć. Wciąż próbowałem zerwać kajdany. Przypięli ją twarzą do skały. Nawet nie miała sił się opierać. Wściekłem się. Ciągle próbowałem je rozerwać. Jednak nic to nie dało... Rokita stał za Borutą. Patrzył na mnie przepraszająco. Nożem rozerwał plecy w sukience Anielicy. Nagle poczułem że i moja koszula jest rozcinana. Mój ojciec też będzie mnie biczował... Usłyszałem szum powietrza. Wyprostowałem plecy. Poczułem jak w moje plecy uderzają ostrza. Zagłębiły się głęboko w ciele. Następnie Szatan pociągnął bat w górę. Poczułem jak puszczają mi mięśnie. Ciągną do góry. Gdy wydostały się z moich pleców, osunąłem się na ziemie. Nagle zobaczyłem kształt nad Daianą i wyprostowałem się. Podniosłem głowę. Daiana dostała takie samo uderzenie co ja. Jej usta rozchyliły się w wyrazie krzyku i bólu. Nie usłyszałem krzyku.. Bo nie miał głosu po wszystkich męczarniach przez dwa ostatnie dni. Prawi nadgarstki sobie oderwałem. Musiałem ją wydostać. Poczułem jak ostrza ponownie zagłębiały się w moich plecach. Poczułem jak moja gorące jeszcze krew płynie z ran po plecach. Rozchyliłem skrzydła. Chciałem nimi ją osłonić.. Nie dosięgały. Wyciągnąłem do niej rękę. Zobaczyłem, że jej wychudzone palce próbują mnie dosięgnąć. Uderzają w nas ponownie. Walnąłem głową w drewno. Próbowałem utrzymać się na łokciach. Zobaczyłem kątem oka, że mój ojciec odchodzi ode mnie. Pojawił się przede mną. Z łobuzerskim uśmiechem pomachał mi flakonikiem przed twarzą. Nie... Nie..
-Błagam Cię... - jęknąłem.
-Nie jestem Bogiem by być miłosiernym...
I wstał. Podszedł do Boruty. Zerwałem się.
-NIE! NIE! - krzyczałem i rwałem kajdany.
Mój ojciec spuścił krople krwi Demona na zakrwawiony bat Boruty. Ciągnąłem z całych sił. Nic. Nawet nie drgnęły. Boruta się zamachnął. Próbowałem się wyrwać. Osłonić ją... Posłała mi wymuszony uśmiech. Widać, że leciały jej łzy.
-Kocham Cię... - szepnęła.
Bat uderzył w Anielice.
-NIE! - krzyczałem.
Wypełniła mnie siła. Daiana osunęła się z kamienia. Zerwałem kajdany. Naprawdę? Dopiero teraz? Rzuciłem się ku Daiany.
-Nie opuszczaj mnie... - powiedziałem przez łzy – Nie zostawiaj mnie...
Wyciągnęła rękę w moją stronę. Dotknęła mojego policzka. Nagle po prostu... znieruchomiała. Zalała mnie fala zimna. Nie.. nie.. ona nie mogła po prostu umrzeć! NIE! Miała wciąż otwarte oczy. Podszedł do mnie Rokita. Dwoma palcami zamknął jej oczy. Przycisnąłem ją do siebie. Jej ciało było lodowate. Twarde jak kamień. Tuliłem ją do siebie.. najmocniej jak umiałem. Za późno.. Spóźniłem się. Z moich oczu lał się strumień łez. Bujałem się z jej ciałem na rękach. Nie mogłem uwierzyć. Straciłem ją. Ból rozrywał mi klatkę piersiową... Nic.. Ona.. Umarła.. Złożyłem na jej lekko rozchylonych krwawiących wargach ostatni pocałunek. Jej delikatna twarz zmokła od moich łez. Już po niej. Nie zobaczę jej już nigdy. Odeszła... Na zawsze... Ktoś położył mi rękę na ramieniu. Rokita próbował coś wskórać.
-Stary... - zaczął – Już nic nie zdziałasz...
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie. Uniosłem skrzydła. Otoczył mnie mrok. Siedziałem tak.. chyba wiele godzin... W końcu siły mnie opuściły. Usnąłem z zwłokami ukochanej w ramionach.

* * *

Siedziałam przy tronach. Jak zwykle... Czesałam włosy Klary. Poprawił jej się humor od kiedy usłyszała, że mogę rozmawiać z Daianą. Wszyscy tańczyli i się śmiali. W końcu był Dzień Wszystkich Świętych. Wszystkie duszę balowały i witały nowe. Nagle poczułam straszny ból w piersi. Zaczęłam się dławić. Nie mogłam wydobyć żadnego dźwięku. Próbowałam łapczywie zdobyć trochę powietrza. Bezskutecznie. Serce mi waliło. Zobaczyłam, że wszystkie Serafiny mają to samo. Mała Klara leżała obok mnie. Płakała z bólu. Zleciały się anioły. Wszyscy próbowali nam pomóc. Myślałam, że zaraz się uduszę. Nagle puściło. Wstałam na równe nogi. Wszystkie Serafy zaczęły szybko oddychać. Coś się stało. Wszyscy wpatrywali się we mnie. Daiana. To była moja pierwsza myśl. Próbowałam ją zobaczyć... Ukazała mi się jedynie ciemność. W oczach stanęły mi łzy. Nigdy czegoś takiego nie miałam. Jednak dla mnie było to jednoznaczne. Upadłam na kolana. Wszyscy zebrali się wokół mnie.
-Daiana... Ona... - urwałam.
-Co się jej stało? - pisnęła przerażona Klara.
-Ona.. Nie żyje.. - dokończyłam.
Po moich słowach pamiętam tylko chaos.

3 komentarze:

  1. To jest po prostu piękne! Masz wielki talent <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak moglas to zrobic? Dlaczego ja zabilas? Dlaczego?
    Nie plakalam, ale bylam blisko.
    Masz talent.
    Lece dalej
    Pozdrawiam
    Dżerrka

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne...te opisy...ale dlaczego ja zabilas???! :(

    OdpowiedzUsuń