sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział II Witamy w Hadesie


Otworzyłam oczy. Leżałam w wygodnym łożu. Musiałam zemdleć bo pamiętałam jak przeszłam z Lucjanem przez Bramę i.. tyle. W głowie mi dudniło i czułam się wycieńczona. Oddychałam powoli. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Miało sosnową podłogę i meble. Łóżko z baldachimem, komoda, półki nocne.. Wszystko z sosny. Poszewka kołdry była z aksamitu, miało kolor czerwieni. Ściany były czarne.  Naprzeciwko łóżka zza uchylonych drzwi można zobaczyć łazienkę. Po lewej były zamknięte drzwi z czarnego kamienia. Wyjście. Usiadłam na brzegu łóżka. Zrobiłam to powoli bo w głowie mi buzowało. Stopy zawisły centymetry nad ziemią. Musiałam wstać. Mimo sprzeciwu wszystkich mięśni chwiejnie stanęłam na nogi. Walcząc o każdy krok, szłam w stronę drzwi. Ostatkami sił chwyciłam za klamkę. Zamknięte. Niech to.
-No no no... - usłyszałam basowy głos -chyba Aniołek chciał uciec,
prawda?
Obróciłam się napięcie. Z cienia wyłonił się demon. Ubrany w czarne spodnie, biały T-shirt i czarną skórzaną kurtkę wyglądał jak człowiek. Jednak najpiękniejszy jakiego widziałam. Mogłabym go pomylić z ulubieńcami Ojca, ale biła od niego zbyt wielka złość jak na człowieka. Cofnęłam się o krok do tyłu. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Czyżbym Cię wystraszył maleńka?
-Odejdź
Cmoknął z dezaprobatą.
-Ależ nie mogę!
-Czego chcesz?
-Ja chcę Cię nauczyć pokory!
Przywarłam do ściany. Zbliżał się bliżej i bliżej. W końcu przycisnął mnie to czarnej tapety. Zaczął mnie głaskać po policzku.
-Jesteś taka piękna.. Poddaj się moim wargą...
Chciał mnie pocałować, ale dałam radę wyrwać dłoń z jego uścisku i uderzyłam go z całej siły. Uderzenia odrzuciło go na metr. Spojrzał na mnie z wściekłością.
-Jak śmiałaś?!
Wysunął swoje czarne skrzydła. Użył mocy piekła i przywołał ciemną moc. Czarne macki rwały się w moją stronę. Nie było sensu się bronić. Przynajmniej będzie to krótka śmierć,a moja dusza będzie wolna. Macki mnie dosięgnęły, Haratały mi nadgarstki i kostki. Przewróciłam się. Cienie dostały mi się do mózgu. Wysyłały obrazy rzezi, wojem, morderstw.. Zwykłe anioły szybko by umarły. Jako, że byłam Serafinem, nie zbiło mnie to, jeszcze.. Osłabiały mnie, męczyły i sprawiły ogromny ból.. Wiłam się z bólu. Krzyczałam, ale nie błagałam o litość. Nie miałam zamiaru splamić mojego honoru. Do pokoju weszli dwaj Upadli. Poznałam ich mimo katuszy. Rokita i Lucjan. Rokita krzyknął na mojego kata.
-Boruta! Masz w tej chwili przestać!
Boruta westchnął jakby mu zabrali  zabawkę. Lucjan rzucił się w moją stronę. Położył sobie moją głowę na kolanach. Głaskał mnie po niej uspokajająco.
-Ci.. już wszystko dobrze, jesteś bezpieczna.
Surrealistyczną rzeczą był przypływ szczęści, że jest obok mnie. Czułam się mimo wszystko przy im bezpieczna. Wtuliłam się w jego tors. I uspakajałam bicie mojego serca.
-Boruto – zaczął najpoważniejszym głosem jaki usłyszałam z jego ust – miałeś ją tylko upomnieć, gdyby chciała coś kombinować, a nie gdy nacisnęła na klamkę!
-Ale..
-NIE MA ŻADNYCH ALE!
-Po za tym to, że cię odtrąciła to nie powód to zamordowania jej!
Mój niedoszły kat wyszedł z pokoju i trzasnął drzwiami,
-Rokito – zaczął mój obrońca – mógł byś wyjść? Dziękuje ci za pomoc, ale chcę zostać z Daianą sam na sam...
Upadły się skłonił.
-Jak sobie życzysz, panie.
Wyszedł z pokoju jak Boruta. Lucjan wziął mnie na ręce i położył na łożu. Usiadł na jego skraju.
-Jak się czujesz?
Nic nie powiedziałam. Pochylił głowę.
-Przyślę do ciebie Eleonorę. Pomoże Ci w... przygotowaniach.
Zapadła krępująca cisza.
-To ja.. pójdę.
Zostałam sama w pokoju. Leżałam bez ruchu. Moje kasztanowe loki kręciłam jeszcze bardziej na pacach. W wielkie marmurowe wrota, ktoś cichutko zapukał. Po chwili oczekiwania wszedł ktoś nowy.  Do pomieszczenia weszła kobieta, o blond włosach z siwymi refleksami. Miała czarne oczy. Mimo tego wyglądała miło i biło od niej ciepło. Włosy splotła w kłosa. Ubrała się w czarne szmatki. Skinęła mi głową.
-Witam panienko!
-Witaj, jesteś Eleonora? - spytałam.
-Owszem panienko, mam za zadanie przygotować Cię na spotkanie z Królem!
-Eleonoro... To mój starszy brat i nie czuje, żeby można było go nazywać królem!
-Panienka tak nie mówi! Gdyby książę Lucyfer to usłyszał byłoby po nas!
Chciałam już powiedzieć coś na temat przydomka „książę”, ale staruszka podeszła do małej komody na kółkach, którą przywiozła ze sobą i  wyciągnęła z niej coś czarnego. Podała mi to pośpiesznie paczkę. Odwinęłam to i ujrzałam... Na wszystkich świętych... W rękach trzymałam czarną, skórzaną bluzkę. Po chwili uświadomiłam sobie, że to właśnie jest cały strój. To miała być moja sukienka. Do tego Eleonora postawiła przede mną czarne kozaki z tego samego materiału co „sukienka”. Patrzyła na mnie z nadzieją. Otworzyłam szeroko oczy. Z rozdziawioną buzią zwróciłam się do Eleonory.
-Em.. Ale oni sobie żartują?
-Nie proszę panienki...
-Nie no tego już za wiele!
Wyszłam z pokoju. Nie znając budynku ruszyłam na dół. Usłyszałam jak Eleonora biegnie za mną.
-Panienko!
Szłam dalej. Na dole było coś w stylu recepcji. Przy biurko siedziała kobieta około dwudziestki. Miała ciemno-czerwone włosy i kocie oczy. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
-W czym mogę pomóc?
Odwzajemniłam uśmiech. Zrobiłam to jak najuprzejmiej umiałam.
-Mogę prosić na rozmowę z Lucjanem?
-Och, mówisz o naszym księciu? - zachichotała – Kochana wiele z nas chcę z nim rozmawiać! Wątpię, żeby chciał rozmawiać z – urwała patrząc na mnie z dezaprobatą – tobą..
Spojrzałam na siebie. Nie wyglądałam najlepiej. Miałam moją wcześniejszą sukienkę, ale teraz była rozerwana przy kolanach. Miała kolor smoły, którą tak w ogóle została umazana. Włosy miałam w kompletnym nieładzie. Pewnie moja twarz wyglądała nie lepiej.
-Proszę Cię, abyś jednak spróbowała do niego zatelefonować.
Westchnęła. I odwróciła się. W tym momencie doszła do mnie Eleonora. Lekko dyszała i dopiero teraz zauważyłam, że kuleje. Jednak uwagę skupiłam na kobiecie za biurkiem. Przyłożyła słuchawkę do ucha i wystukała jakieś cyfry. Mogłam spokojnie słyszeć co mówią.
-Tak?
-Witaj Lucyferze! - pisnęła dziewczyna.
-Co się znowu stało?
-Jakaś dziewczyna do ciebie!
-Ile razy ci mówiłem?! Żadnych głupich dziewczyn!
-Dobrze przepraszam! - chciała odłożyć słuchawkę, ale ją powstrzymałam.
-Powiedz, że chcę z nim mówić Daiana.
-A! Królu! Dziewczyna mówi, że zwie się Daiana!
-Czemu mi nie powiedziałaś, że to moja anielica?!
-Bo..ja... - zaczęła się jąkać.
-Dobra dawaj ją!
Drżącą ręką podała mi słuchawkę.
-Cześć aniołku – mruczał jak kot – Jesteś gotowa? W półgodziny?
-Nie, zobaczyłam właśnie mój strój! Myślisz, że jakikolwiek anioł ubrał by się w takie  coś?!
-Piękna, wiesz, że wszystkie upadłe tego chcą? Sam ci to wybrałem!
-Lucjanie, wiesz dobrze, że nie jestem Upadłą i nie mam zamiaru chodzić tak skąpo ubrana!
-No dobrze. Poczekaj chwilę. Znajduje się w budynku obok. Wyślę Ci mojego posłańca z nowym ubiorem.
-Tym razem coś dłuższego!
Zanim dokończyłam sygnał się urwał. Sfrustrowana poszłam z Eleonorą na górę. Usiadłam na łóżku. Spojrzałam jej w oczy.
-Nie powinnaś,  przeciwstawiać się, panienko..
Spojrzała na nią z powagą. Zachowałam minę skamieniałą, jak wtedy, gdy moi bracia dostali zadanie wymordowania dzieci z Egiptu. Sama byłam temu przeciwna. Mimo to..
-Eleonoro, to nie mają być wakacje. Jestem tu by pokazać, ze nigdy nie ugnę się i nie odwrócę się przeciw Ojcu. Nikt nie przekona mnie do zmian praw jakie mamy w niebie.
Zapadła krępująca cisza. Do pokoju wszedł mężczyzna o dwóch metrach. Eleganci garnitur leżał na nim idealnie. Podał mi  paczkę.
-Lucjan przesyła pozdrowienia.
I wyszedł. Odpakowałam ja i wyciągnęłam z niej białą suknie. Była mi do kostek, Eleonora związała mi w pasie niebieską tasiemkę, która podkreślała mi oczy. Z łazienki wzięłam szczotkę i pośpiesznie rozczesałam włosy. Przytuliłam ją i przeprosiłam. Nie powinnam jej tak traktować. Zaczęłyśmy rozmawiać. Ja opowiedziałam jej o Niebie, a ona mi o życiu na ziemi. Podskoczyłam. Bo usłyszałam pukanie do drzwi. Z za drzwi usłyszałam głos.
-Aniołku! Musimy lecieć!
Zaprawdę jego żarty mnie nie bawiły. Wyszłam z pokoju ze spuszczona głową. Przed pokojem stał on. Lucjan. Mój podziemny ochroniarz. Serce mi zabiło mocniej. GŁUPIA! Co się z tobą dzieję? Nie miałam bladego pojęcia co się stało, że tak reagowałam na  jego widok. Nic jednak nie powiedziałam. Wyprowadził mnie z budynku. Przed hotelem stała czarna limuzyna. Otworzył przede mną drzwi i uśmiechnął się szarmancko. Założyłam ręce a piersi.
-Nie przesadzasz Lucjanie?
-Dla mojego aniołka wszystko!
Przewróciłam oczami.
-Jedźmy już...
Wsiedliśmy do niej.
W środku było białe wnętrze i jacuzzi. Usiadłam na kanapie. Lucyfer się uśmiechnął łobuzersko. Ściągnął smoking i wszedł do jacuzzi. Odwróciłam pośpiesznie wzrok. Patrzyłam przez okno. Po pół godziny jazdy Lucyfer się odezwał.
-Nie chcesz się do mnie przyłączyć?
Podniosłam brew.
-Nie dziękuje...
-Pamiętaj, że mamy jeszcze godzinkę.
-Posiedzę.
Wzruszył ramionami.
-Jak tam chcesz, ale w końcu ulegniesz mojemu
urokowi..
-Szczerze wątpię..
Po godzinnej jeździe, miałam już dość. Czułam się ospała i obolała. Traciłam siły, Lucyfer wręcz przeciwnie. Nabierał energii. Było to dość krępujące, że nie miał na sobie no.. nic. Dobrze zbudowany, ale nie napakowany. Miał wysoką posturę. Jego włosy miały kruczy kolor. Mimo, że to Upadły mogłam rzec, że jest niczego sobie. AH! Co ja robię? W niebie nie miałam takich myśli! To na pewno wina tego miejsca. Ono sprawiało, że moje ciało czuło, że mogło by zgrzeszyć. Robiąc to uległabym. Nie ugnę się.  Nigdy. Muszę uwierzyć, ze Bóg da mi siłę. Z zamyśleń wyrwało mnie chrząknięcie Upadłego. Gdy otworzyłam oczy, kończył zapinać koszulę.
-Daiano -  zaczął – Jesteśmy na miejscu...
Podniosłam się chwiejnie na nogi. Mój towarzysz wziął mnie pod rękę. Jego  ramię było gorące. Przyjrzałam się jego twarzy. Miał ostre kości policzkowe, jego oczy były posadzone głęboko. Usta miał pełne, koloru czerwonej maliny, jednak nie wydawały się sztuczne czy że używa szminki. Wtedy zainteresowałam się bardziej oczami. Rzęsy miał grube i długie. Kolor oczu pochłaniał. Dosłownie miał bursztynowy kolor. Jako patronka Polski widziałam bursztyn wile razy. Tylko, że ten kolor... na granicach źrenic schodził do koloru nocy. Kiedy zauważył, że wpatruje się w jego twarz uśmiechną się szelmowsko. Spłonęłam rumieńcem i odwróciłam wzrok. Szliśmy dalej. Ujrzałam wielką budowle. Cała była z czarnego kamienia. Była bardzo w stylu Samuela. Weszliśmy do sali tronowej. Do tronu prowadził czerwony dywan. Po bokach stały złote misy na stojakach w kształcie litery X. Było tu  mnóstwo kolumn. Patrzyłam w stronę tronu. Był cały ze złota, a obicie miał krwisto-czerwone. Na oparciu miało mnóstwo kamieni szlachetnych. No tak, przecież Samuel nie był skromny.. Na tronie siedział właśnie on. Ubrany w szatę jak dawni Grecy, tylko, że czarną. Opierał łokieć na podłokietniku i zamyślał. Wokoło kręciło się mnóstwo służących i Upadłych robiących za doradców. Samuel miał czarne kręcone włosy i brodę. Oczy miał  kiedyś brązowe niczym płynna czekolada. Teraz były niczym czarna noc. Głowa mi pękała. Jego zła poświata w Piekle zwiększała się. Ja byłam silniejsza w Niebie. Dlatego tu czułam się słaba. Na Ziemi byliśmy równi siłą. W końcu pan Podziemia spostrzegł nas. Uśmiechnął się złowieszczo. Lucjan podjął szybszy krok. Jednak ja już nie posiadałam takich zasobów energii. Spowalniałam go. Oddech mi przyspieszył. Ciemna moc odbierała mi siły. Parę metrów przed tronem, Samuel powstrzymał swojego syna ręką. A on ukląkł. Wciąż dzielnie stałam i patrzyła z pogardą w oczy brata.
-Nie podchodź bliżej – powiedział Samuel, spojrzał na mnie z drwiącym  uśmieszkiem – Ona nie powstrzyma mojej mocy..
-Mocy? - prychnęłam. Wciąż miałam problem z równowagą i dyszałam cicho – Chyba przekleństwa Samuelu...
Jego poddani wstrzymali oddech. Nie wiedzieli, że mam czelność mówić jego imię,
-Powinnaś się kłaniać przed swoim królem... - syknął przez żeby.
-Przed królem? - powiedziałam ochrypłym głosem – wszystko wszystkim, ale król jest tylko jeden!
Wstał z tronu. Rozwścieczyłam go. Dobrze.
-Teraz jesteś u nas.. i wielbisz NASZYCH królów...
Spojrzałam na niego wilkiem.
-Jest tylko jeden monarcha świata...
-Tak, tak.. według ciebie
-Mnie ciekawi inna kwestia – zaczął Boruta, który pojawił się znikąd – kiedy ślub?
Zamurowało mnie.
-Kiedy co?!-krzyknęłam.
-Dobrze słyszałaś siostro – mruknął Samuel.
-Że niby z kim?!
-Jak to z kim?! Z Lucjanem oczywiście! To on cię wynegocjował!
-Kto powiedział, ze się na to zgodzę?!
-Nikt -uśmiechał się Boruta – ale ty nie masz nic do gadania. Najsłodszy będzie widok małych słodkich upadłych anielątek!
-SŁUCHAM?! WSZYSTKO WSZYSTKIM! ALE NIE UPADNĘ!!!
Diabeł nikł, a w miejscu gdzie stał był czarny wir. Po chwili i on zniknął.
-Nie jestem tego taki pewien...
Jego głos usłyszałam tuż przy uchu. Czułam jego oddech na karku. Odwróciłam się napięcie, ale on już znikł. To był mój kop adrenaliny. Odzyskałam siły. Wypełniła mnie anielska moc. Chciałam się obrócić w stronę tronu, ale ktoś mnie trzymał w pasie.
-Jesteś nasza – miał aksamitny baryton..
-Nie – szepnęłam – nie jestem.
Rozłożyłam moje skrzydła i machnęłam nimi. Powietrze , albo one same odrzuciły Samuela na parę metrów. Lucjan wstał i patrzył na moje skrzydła jak zaczarowany. Skrzydła serafin miały coś nadzwyczajnego. Ich światło sprawiało, że są piękne, ale wrogowie ich się bali. Dlatego wcześniej je schowałam pod skórą. Strażnicy ruszyli w moją stronę. Pomyślałam o niebie. O dobru. O świetle. Poświata powaliła ich, ale nie Borutę i Samuela. Musiałam pomyśleć o czymś najszczęśliwszym. Ale o czym? I nagle...Na myśl przyszedł mi Lucjan. Jego złote oczy, czarne włosy, umięśniony tors... Ta myśl wystarczyła. Anielska światłość spowiła każdy zakamarek sali. Kiedy każdy uciekł, wywrócił się lub schował opuściła mnie moc. Byłam z metr nad ziemią. Upadłam na kolana. Użycie anielskiej mocy kosztowało mnie srogo. Zużyłam moje resztki energii. Obraz przed oczami rozmazał mi się. Zobaczyłam jak w moją stronę idzie Upadły. Mój brat pogłaskał mnie po policzku.
-Będzie cię ciężej uwiązać nić myślałem...
Po tym pamiętam tylko zalewającą mnie czerń.

4 komentarze:

  1. To jest cudowne!!!!
    Czekam na więcej :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. 1.Kobieto masz talent!
    2. Wciągająca historia!
    3. Masz świetny styl pisania!
    Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Powracam dodać komentarze i czytac dalej. Cieszę się że jest już 4 rozdzial. Zaraz sobie poczytam.
    Hmmmm....ślub. Ciekawe.
    Ona nie chce tego, aale go jednak kocha. Trzeba przyznać, że to super pomysł. Xd
    Ogólnie będę tu zaglądała codziennie, by czytać xd.
    Boruta. Jaki Gajżu ( gajzu = zboczeniec i debil ale ty to wiesz xd)
    Już go nie lubię. Najchetniej bym go zabiła xd. Gość mnie irytuje swoją obecnością.
    Ogólnie całe to opowiadanie jest naprawdę super. Pisz dalej, ponieważ masz talent :) Życzę powodzenia w świecie blogosfery.
    Pizdrawiam i sciskam.
    Dżerrka

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne opowiadanie ;) choc spodziewalam sie czegos innego niz kolejnego zakazanego romansidla;/ Ale i tak lubie twoj styl i opowiesc (powtorzenia i literowki nadal sa! Radze sprawdzac opowiadanie po napisaniu) i czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń