Siedziałem
w szkolnej ławce. Cholerna Ziemia. Gdyby nie Daiana nigdy bym tu nie
zamieszkał. Większość ludzi nawet nie pachniała ładnie...
Śmierdzieli na kilometr. Bujałem się na krześle. W klasie
siedziałem samotnie. Bawiłem się ołówkiem. Nagle drzwi uderzyły
z hukiem o ścianę. Podniosłem wzrok. Do klasy weszli Upadli.
Amanda ruszyła w moją stronę. Amanda... lub dla nas Amy. Czyli
jedna z upadłych Potęg. Potęgi to anioły, które ochraniają
ludzi i świat przed złymi mocami.
Świetnie wyczuwała wszystkie nadludzkie moce. Wyglądali na
zadowolonych. Amy była ubrana w obcisłą białą koszulkę na
ramiączkach i krótką jinsową spódniczkę. Następnie nachyliła
się nade mną.
-Mamy
propozycje dla ciebie jak znaleźć twojego... - przewróciła oczami
– Aniołka...
Mówiła
o niej z taką nienawiścią, że czasami chciałem ją... udusić...
Pomyślałem o czymś gorszym, ale co by powiedziała Daiana, gdyby
wiedziała jakie tortury wymyślam dla tropicielki... Amy zawsze się
we mnie podkochiwała. Wszyscy mieli nadzieje, że poczujemy do
siebie miętę... Tropicielka poczuła... Aż za bardzo... A ja?
Brzydziłem się na nią patrzeć... Tak... Syn Szatana, Następca
Tronu w Piekle oraz Najlepsza Tropicielka i dość wysoko
umieszczona w hierarchii Upadła... Para idealna!Nie do końca...
Brakowało mi mojej Anielicy..
-Jaki?
- powiedziałem lakonicznie patrząc jej hardo w oczy.
-Będzie
Bal. Wiesz taki szkolny... Jest opcja, że na chybił trafił
weźmiesz tą, którą uważasz za Daianę i sprawisz, że uniesiecie
się nad ziemie w tańcu... Wiesz zrobisz taką akcje jak w Piekle..
I wtedy jej ciało powinno rozłożyć skrzydła. Jeśli nasz plan
zadziała, każdy anioł się ujawni bo są jakoś złączeni. Każdy
z nas będzie obserwował jednego, i nawet jeśli tylko przez parę
sekund zobaczymy ich prawdziwą postać to.. - uśmiechnęła się
diabelsko – będziemy wiedzieli kto kim jest. Jak tylko to się
zdarzy musimy się teleportować. Z nimi. Tobie na pewno się to uda
bo będziesz jedną z nich trzymał. My możemy mieć z tym mały
problem. Ale... Będziemy mieli jednego zn nich, a to oznacza...
-Że
będzie można zażądać okupu... - dokończył Boruta.
Na
mojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.
-Trzeba
przyszykować garniturek...
*
* *
-W
co ja się ubiorę? - jęknęłam stojąc przed szafą.
Jenn
przewróciła oczami, siedziała na moim łóżku grając z Meg w
karty. Na podłodze leżała już połowa moich ciuchów. Jenn miała
na sobie piękną suknie z szarym gorsetem i czarnym dołem oraz tego
samego koloru maskę. Meg miała beżową zwiewną sukieneczkę
przewiązaną brązowym paskiem w talii i czekoladową maskę. A ja?
Wciąż nie mogłam się zdecydować... Dziewczyny miały dobry
gust... Tylko, że uważały, że we wszystkim mi dobrze. Nie wiem
ile byśmy tam jeszcze siedziały. Usłyszałam trzask. Odwróciłam
się. Do mojego pokoju wparowała mama. Miała w ręku czarny ciuch.
Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, a w jej oczach paliły się
nie zdrowe ogniki. Co ona znowu wymyśliła?
-Dobrze,
że wciąż nie wybrałaś bo mam coś dla ciebie...
Na
jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Podała mi ubranie. Było w
dotyku aksamitne. Rozprostowałam ją na łóżku. Była..
śliczna... u góry miała duży czarny gorset, a w dół posiadała
zwiewną ciemną tkaninę na kole całą ze zgnieceniami. Odebrało
mi mowę...Musiała za to dużo zapłacić... A nasza rodzina nie
należała do bogaczy...
-Ja..
ja... ja... - zacięłam się.
Przytuliła
mnie.
-Wiem,
że ci się podoba... Gdy tylko ją zobaczyłam na dnie szafy
pomyślałam o tobie...
Otarłam
łzy.
-Dzięki
mamo...
Spojrzała
mi w oczy. Patrzyła na mnie oczami martwiącej się matki. Czułam
się jakbym czuła jej uczucia. Myślała o tym, że szybko rosnę.
Mogłam przysiądź, że zeszkliły jej się oczy.
-No...
- założyła ręce na biodrach – zostawiam moją dziewczynkę w
waszych rękach...
I
wyszła zanim pierwsza łza pojawiła się na jej policzku. Patrzyłam
jak wychodzi. Spojrzałam w podłogę. W oczach zebrały mi się łzy.
Dziewczyny wstały i mnie przytuliły. Mama ostatnio dziwnie się
zachowywała...
-Chodź...
Musimy cię „wypięknić”! - zaśmiała się Meg.
Kiwnęłam
głową. Dziewczyny kazały mi ubrać suknie. Zrobiłam to
pośpiesznie i usiadłam obok koleżanek. Jenn wyciągnęła ze
swojej torebki cienie. Uśmiechnęła się.
-Zamknij
oczy – powiedziała.
Posłusznie
przymknęłam powieki. Poczułam jak pewne dłonie Jenn jeżdżą
pędzelkiem po moich powiekach. Zajęło jej to trochę, ale gdy
skończyła wyglądałam... Wow... naprawdę ładnie. Oddychałam
powoli. Miałam położone delikatne odcienie niebieskiego. Meg
ściągnęła mi gumkę z włosów, a moje gęste loki opadły mi
kaskadą na ramiona. Jenn pokazała mi lustro. Jej usta wykrzywiły
się w grymas
-Nie..
nie może mieć je tak po prostu rozpuszczone... Zabrała gumkę z
rąk Megan. Młoda wydęła dolną wargę.
-Ale
tak wygląda ładniej...
Jennifer
nie zwróciła uwagi na słowa dziewczyny.
-Usiądź
tyłem – rozkazała mi głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Zaczęła
ciągnąć mnie za włosy i unosić do góry. Na końcu swoje dzieło
spięła gumką. Ponownie dała mi małe zwierciadło. Zrobiła mi
luźnego koka z paroma uciekającymi kosmykami. Uśmiechnęłam się.
Rzadko robiłam tą fryzurę. Jednak bardzo ją lubiłam. Nagle
usłyszałam krzyk mamy z dołu.
-DZIEWCZYNY!
THOMAS PRZYJECHAŁ!
Spojrzałyśmy
po sobie i prawie sfrunęłyśmy na dół. Na progu, gdy ubierałyśmy
kurtki i obcasy, mama stała opierając się o framugę. Patrzyła na
nas tymi swoimi wielkimi szarymi oczami. To włosy odziedziczyłam po
niej.
-Bawcie
się dobrze.. -powiedziała mi na pożegnanie i ucałowała w
policzek – i zapomniała bym o tym...
Do
dłoni wsunęła mi maskę. Była stara ale piękna... Cała czarna z
jednym piórem z boku. Spojrzałam spod rzęs na mamę.
-Dziękuje..
Posłała
mi ciepły uśmiech. Położyła mi rękę na ramieniu.
-Ciesze
się, że Ci się podoba... Należała do twojej babci...
Wytrzeszczyłam
oczy. Rzadko kiedy mogłam wynieść z domu pamiątki.
-No
leć już.. -pogoniła mnie.
Kiwnęłam
głową i wyszłam z domu.
*
* *
Wszyscy
tłoczyli się na wielkiej sali gimnastycznej. Popularni, kujony oraz
komputerowcy tańczyli, a my siedzieliśmy na parapecie i piliśmy
poncz, które zrobiły kucharki. Akurat śmiałam się z żartu
Tommy'ego o Jasiu, gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki.
-Jenn?
- powiedział moje imię nieznajomy w masce.
Odwróciłam
się. Za mną stał Chris. W czarnym garniturze i ciemnej masce.
Wyglądał... nie jak on.
-Mogę
Cię prosić do tańca? - spytał.
Otworzyłam
oczy ze zdziwienia. Moja paczka musiała mieć podobne miny do mnie.
Spojrzałam na nich. Meg niezauważalnie kiwnęła głową. Zwróciłam
się do chłopaka.
-Eh...
tak... - wydusiłam.
Ukłonił
mi się niczym dżentelmen i podał mi rękę. Zdziwiona chwyciłam
ją i zostałam zaciągnięta na środek parkietu. Czułam wzrok
wszystkich na sobie. On chyba tego nie rozumiał. Obrócił mną i
chwycił drugą ręką w pasie. Delikatnie położyłam moją na jego
ramieniu. Bujaliśmy się w rytm tańca. Skąd pomysł popularnego by
tańczyć z Odmieńcem? Christopher okazał się doskonałym
tancerzem. Jednak czułam w tym wszystkim podstęp. Ciągle chodziło
mi po głowie tylko parę pytań. Po co to robisz? Z kim się
założyłeś? Jego bliskość wywoływała u mnie ból głowy. Nie
mogłam myśleć. Zapatrzyłam się w jego złote oczy, które
wpatrywały się we mnie. Stąpaliśmy lekko, wirując wśród par.
Spłonęłam rumieńcem. Coś było nie tak... Nagle zobaczyłam...
że unosimy się w powietrzu. OJCZE NAJŚWIĘTSZY! Wszystko potoczyło
się bardzo szybko. Spanikowałam. Bałam się wysokości. Zaczęłam
się trząść. To był jakiś głupi żart. Zaczęłam spazmatycznie
oddychać. Spojrzałam na Chrisa. Z pleców wyrastały mu wielkie
krucze skrzydła. Co do..? Zamrugałam. Mój partner uśmiechnął
się. Byłam przerażona. Chciałam się uwolnić i wrócić na
ziemie... Nagle coś zabłysło... nie. Zabłysłam. Spojrzałam na
miejsce, gdzie siedzieliśmy. Moi przyjaciele również. Unosili się
jak ja. Spojrzałam za siebie. Z pleców wystawały trzy pary
skrzydeł. Serafiny tylko miały ich tyle. Moje włosy zaczęły
jaśnieć. Z mojej ciemnej karnacji nic nie zostało. Skóra zrobiła
się blada. Światło, które od nas biło jakby pojaśniało, a ja
miałam tylko jedne anielskie skrzydła. Wzrok umieściłam w reszcie
Odmieńców. Elizabeth miała długie brązowe włosy do pasa, a Meg?
Prawie nic się nie zmieniła. Rose, też stała się blondynką.
Jednak najbardziej mnie zdziwiło... że mieliśmy skrzydła. Co
jest? To jakiś sen? A może kiepski żart? Zobaczyłam, że za moimi
przyjaciółmi stały ciemno skrzydlate osoby. Chris przeklął. Tłum
uciekał z sali. Wszyscy patrzyli na nas z przerażeniem. No
świetnie... już wiem co będzie tematem jutrzejszym tematem w
gazetce... Do moich przyjaciół podchodzili nieznajomi. Ogarnął
mnie strach.
-Za
wami! - wykrzyknęłam.
Elizabeth
odwróciła się. Nic więcej nie widziałam. Ogarnęła mnie
ciemność. Zostałam wciągnięta w jakąś otchłań wraz z
Upadłym. To nie był jakiś głupi żart.
*
* *
Byłam
przerażona. Z moich pleców wystawały wielkie skrzydła. A na
dodatek... Moje dotąd śnieżnobiałe włosy miały kolor
czekoladowy. Co się stało? Nic nie było normalne. Uczniowie i
nauczyciele biegli do wyjścia. Moja przyjaciółka unosiła się z
popularnym w powietrzu. Wyrywała mu się, ale on jej nie puszczał.
Wpatrywała się w nas z przerażeniem.
-ZA
WAMI! -ryknęła Jenn.
Obróciłam
się. Za nami stało trochę popularnych. Mieli jak my ogromne
anielskie narządy lotu... Tylko ich pióra miały kolor nocy. Czyżby
to co podsłuchała Meg.. to prawda?
-Łapać
Daianę! - krzyknął Bruce.
To
imię... Nie wiedziałam o kogo chodzi. Chciałam stąd uciec. Ukryć
moich znajomych i nie pozwolić ich skrzywdzić. Złapałam Odmieńców
i pomyślałam o „Patelni”. Zamknęłam oczy. Ścisnęli mnie.
Nagle owiał nas chłód. Zaczęło mi się robić zimno. Nie dobrze
mi było.. Podniosłam powoli powieki. Oślepiło mnie światło
lamp. Staliśmy przed naszą restauracją. Co się właśnie stało?
Spojrzałam po przyjaciołach. Wyglądali na tak samo przerażonych
jak ja.
-Co
to było? - pisnęła przerażona Meg.
-Nie
wiem... - odparłam.
Nie
potrafiłam myśleć o czymkolwiek. To Thomas pierwszy się ogarnął.
-Chodźmy
do mnie... Musimy to wszystko ogarnąć... - spojrzał na mnie –
El... nie wiem co zrobiłaś... ale czy umiałabyś nas przenieść
pod mój dom?
-Tommy...
Sama nie wiem... Postaram się...
Złapaliśmy
się wszyscy. Myślałam o podwórku mojego kolegi. O białym puchu w
jego ogródku przed domem. Podniosłam powieki. Nic. Co wtedy
sprawiło, że nas przeniosło? Myśl o ochronie przyjaciół. Jeśli
tu zostaniemy mogą po nas przyjść. Mogą wziąć nas w niewole i
torturować nas wszystkich. Przymknęłam oczy. Mogliby nas zamknąć
w ciemnym pokoju... Uderzali by w nas batem. Chciałabym wtedy
ochronić Meg. A gdy uderzą batem w moje plecy.... Krzyknęłam.
Bat. Plecy. Skrzydła. Upadli. Otworzyłam oczy. Udało mi się.
Jednak mój umysł był daleko stąd. Zaczęłam się trząść. Moi
przyjaciele patrzyli na mnie zadowoleni. Osunęłam się na ziemie.
Wszyscy się rzucili w moją stronę. Widziałam rozmazany obraz.
Jakby z daleka dochodziły mnie zaniepokojone wrzaski Odmieńców.
Zalała mnie czerń.