sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział IX Nowe bijące serce

Kochani.. To jest rozdział na zakończenie II Sezonu... Ten który miał być.. ale no cóż.. 
Wiecie jak wyszło ;-; 1 z 4 które mam wstawić do jutra..
________________________________________________________
_____________________

„Obudziło mnie światło sztucznego słońca. Nie chciałam otwierać oczu... Ostatnia noc.. cóż... Była niesamowita... A ja? Upadłam. Mimo to.. było warto.. Chciałam się przytulić to mojego ukochanego. Nie wyczułam go jednak ręką. Otworzyłam przerażona oczy. Nie było go. Owinęłam kołdrą moje nagie ciało i wstałam. Ruszyłam do mosiężnych wrót. Nacisnęłam na klamkę... Zamknięte. Cofnęłam się przerażona. Co..? Jak to? Lucjan.. on.. on mnie wykorzystał.. Nie wierzę w to.. Łzy zaczęły mi lecieć nieustającym potokiem. Jak mógł? Ja.. upadłam dla kompletnego dupka... Chciałam stąd uciec. Obróciłam się, już chciałam otworzyć portal i nawet odziana tylko w czarną kołdrę, otworzyć portal i znaleźć się daleko od Podziemia. Wpadłam na mężczyznę. Cholera.. Podniosłam wzrok. To nie był Lucyfer... Gabriel.
-Co ty tu robisz? Anioły nie mogą przebywać w Piekle..
Uśmiechnął się do mnie ciepło. Głębokie granatowe oczy oraz złoto-brązowe loki sprawiały, że wyglądał jak prawdziwy anioł. Poprawiłam kołdrę pod pachami.
-Upadłaś...
-I co? - powiedziałam nadal zalewając się łzami – dlatego przyleciałeś,a by mnie skarcić? Za późno.. Już wiem, że..
-Daiano.. - wyprostował się i spochmurniał.
Zamknęłam buzie i spojrzałam na niego przepraszająco.
-Ja..
-Nie przepraszaj... Dasz nowe życie, które może nas uratować...
Zatrzepotałam rzęsami zdezorientowana.
-Słucham?
-Skup się Upadła Serafino... Kilka tysięcy lat temu przyszedłem zwiastować Maryi o jej Świętym Synu.. Teraz przychodzę do ciebie i mówię ci kochana... To dziecko uratuje cały świat albo obróci nas w popiół.. Naprawdę będziesz musiała się wysilić by w Piekle nie wyrosło na złą istotę.. Inaczej.. - podał mi rękę.
Złapałam ją. Przed oczami stanęła mi straszna wizja. Świat. Nie tylko ten ludzki... Niebo.. Piekło..
Wszystko płonęło. Ruiny.. Trupy. A na ciele Ivy stała dziewczyna. Wyglądała jak ja, ale miała złote oczy i czarne włosy. Za tą niską osóbką stałam ja. Puścił mnie. Wróciłam do normalnego świata. Wciągnęłam łapczywie powietrze. Życie wszystkich leży.. w moim brzuchu. Odruchowo objęłam się w pasie.
-No właśnie.. To że ona nas nie zniszczy to jedna miliardowa szansy...
-A nie 1:1?
Potrząsnął głową.
-Nie.. przykro mi.. to twoja decyzja...
-Poczekaj!
Ale już go nie było. To twoja decyzja.. „ - podniosłam się od razu na równe nogi. To był sen... Zaczęłam spazmatycznie oddychać. To był sen... Jedną dłonią złapałam się za czoło. Idiotko.. Anioły nie mają snów.. Ewentualnie... Wizje. Kurde. To nie był sen. Jestem.. Znaczy będę matką.. Ja! Jak mogłabym.. Drzwi huknęły o ścianę. Przeniosłam tam wzrok. Na progu stał uśmiechnięty Syn Szatana. Trzymał w ręku.. tacę?
-Witaj Aniele.. - powiedział naładowany energią.
Podszedł do mnie, położył drewnianą rzecz na kolanach i sprzedał mi szybkiego całusa. Złapałam się w miejsce, gdzie jego wargi dotknęły mojej skóry. Przede mną stało śniadanie.
-Ojej.. - szczerze? Nie wiedziałam co miałam powiedzieć – strasznie ci dziękuje...
Zaśmiał się i usiadł na krańcu łóżka. Stał się taki.. inny... W zestawie śniadaniowym znalazł się sok z wyciskanych pomarańczy, kanapka z czekoladą i kawa.
-Sam to zrobiłeś? Bez służby?
Kiwnął głową. Zrobiło mi się ciepło koło serca. Naprawdę się postarał... Pocałowałam go namiętnie, łapiąc za podbródek.
-Jeśli za śniadanie tak mi dziękujesz... to chyba będę je robił częściej..
Zachichotałam. Zapowiadał się cudowny dzień. Miałam zamiar udawać szczęśliwą, ale w głębi myślałam. Jedna miliardowa? Mogłam zrobić tylko jedno. Musiałam zabić moje nienarodzone dziecko.

2 komentarze: