niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział VI Skok



Przepraszam, że taki krótki, ale muszę więcej dać w nastęnym...
Ten jest taki bardziej tłumaczący co i jak :)
_______________________________________________
________________________


Szłam prosto. Nie oglądałam się za siebie. Myśleli, że zapomnę? Ona była częścią mnie, a ja nie jestem na tyle głupia by zapominać najważniejsze osoby z mojego życia, Jak mój mózg miał ich porostu zapomnieć? Gałązki łamały się pod moimi butami. Miałam na sobie stare znoszone czarne jinsy, czarny sweterek, turkusową podkoszulkę i szarą kurtkę, której nie zapięłam. Daiana wysyłała mi sygnały do głowy. Zapnij się. Dbaj o siebie. Gorzej niż z własną matką. Nie mam przyjaciół... Nie mam rodziny... W głowie mi siedzi umierający anioł... Nie no świetnie! Po prostu żyć nie umierać! A.. czemu nie umierać? Skoro Anielica była by wolna... Mogłaby być z Christopherem... Krótko, ale z nim. Nie to głui pomysł.. Zmarnowałabym życie.. Jakie życie? Nie mam życia... Kłócenie się ze sobą nic nie da... A może z nią? Nie ze sobą.. Przestań za mnie myśleć! Ale ja za siebie nie myślę.. UH! Patrzyłam na czubki moich zdartych martensów. Nie myśl... Idź... Przymknęłam oczy. Uwielbiałam zapach lasu. Odprężał... Ten as musiał być wielki skoro idąc nie natrafiłam na żadną ścieżkę. Usłyszałam szum fal. Odprężający odgłos... Niczym oddech Boga, który się zmęczył tworzeniem świata. Ruszyłam za tym dźwiękiem. Chciałam zrobić następny krok, ale w ostatnim momencie zorientowałam się, że nie mam gruntu. Cofnęłam się przerażona. Zobaczyłam w dole ostre skały i obijające się o nie morskie fale. Serce zaczęło bić mi szybciej. „Cofnij się bardziej” Tym razem umiałam oddzielić ją ode mnie.
-Nie.. - powiedziałam na głos.
Cofnij się.. Możesz spaść i...”
-I się zabić? Właśnie tego chcę...
Nie chcesz tego! Uwierz mi!”
-Będziesz wolna... Będziesz żyła.. z nim.. - zrobiłam krok do przodu.
NIE!”
Ciężar ciała próbował znaleźć oparcie. Nie znalazł takowego. Runęłam w dół. Uśmiech pojawił mi się na twarzy. Poczułam się wolna jak ptak. Dziwne było do chwilowe uczucie. Zaśmiałam się.. .Chyba zmieniam się w jakąś psychopatkę... Powinnam się bać śmierci... A ja drwie z niej. Skoczyłam i nie wrócę. Będę miała życie po śmierci.. Czego chcieć więcej? Uderzyłam o skały. Ledwo co poczułam. Lekko mnie zabolało ciało i się skończyło. Przymknęłam oczy. Czułam jak opuszczam moje ciało...

* * *

GŁUPIA ELIZABETH! Jak można się zabić?! Nigdy bym tego się po niej nie spodziewała... Myślała, że wymazanie pamięci poprzez Lucjana ułatwi sprawę, ale... Nie podziałało... Jej dusz była silna i wraz ze mną poleciała do nieba. Oczekiwała na nas komisja. Byliśmy w Sali Tronowej w Niebie. Pomogłam jej duszy usiąść na białym krześle, który był od niej dwa razy większy. Wszyscy się zebrali wokół nas. Stałam obok niej... Musiała się bać. Złapałam ją za rękę. Ścisnęła na znak podziękowania. Przed nami stali Bóg, Jezus, Serafiny i Szatan. Wzrok umieściłam w Ivy. Miała twarz wykrzywioną w smutnym uśmiechu.
-Jest moja.. - odpowiedział jako pierwszy Samuel.
-Nie oddamy jej.. przecież nie zgrzeszyła.. - zaczął bronić El Jezus.
-Zgrzeszyła! - wybuchnął Szatan.
Bóg przewrócił oczami.
-Ile mamy razy Ci tłumaczyć, że była u spowiedzi?
Brat westchnął zrezygnowany.
-Jak chcecie.. Ale ona – wskazał na mnie -jest moja!
Prychnęłam.
-Raczej Lucjana.. On negocjował..
-Ale.. Negocjował dla mnie... Jesteś moja..
-Zabiłeś mnie..
-Ale żyjesz!
Podszedł. Wiedziałam, że Serafy się spięły
-Niestety Daiano... - spuścił głowę Ojciec – jesteś pod jego władzą...
-Jak chcecie...
Poczułam, że dłoń Elizabeth znika. Trafi teraz prosto do Nieba. Poniekąd dzięki mnie.. Pilnowałam jej ciała, aby nie grzeszyło, a jeśli to się zdarzało to od razu ją prowadziłam na spowiedź.
-No siostro.. Czas nas goni!
Złapał mnie w pasie. Odskoczyłam jak oparzona.
-Łapy z daleka! - krzyknęłam.
Ponownie wykonał obrót oczami. Złapał mnie mimo moich sprzeciwów. Poczułam jego moc. Rana na lecach zaczęła mnie palić. Upadłam na kolana mimo silnych ramion Brata. Spazmatycznie oddychałam. Moja dusza zaczęła się palić. Krew Abaddona obudziła się we mnie.
Zniecierpliwiony Upadły wyciągnął ku mnie dłoń. Moja Siostra do mnie podbiegła. Położyła mi dłoń na plecach.
-Spokojnie.. Weź wdech...
Przymknęłam oczy. To tak okropnie bolało... Wiedziałam, że i tak umrę, ale w duchu miałam nadzieje, że nie będzie tak bolało..
-Nic mi nie jest.. - wstałam i wzięłam pod ramię Samuela.
Zadowolony z siebie wytworzył chłodny wir wokoło nas. Jak zawsze przy podróży do Piekła zaśmierdziało siarką. Pocieszyłam się myślą, że jeszcze zobaczę Lucjana...

2 komentarze:

  1. Dam ci radę :
    1. Połóż się wygodnie na łóżku
    2.Przykryj kocykiem(mięciutkim)
    3.Czekaj aż gorączka i ciśnienie ci spadnie
    Wiesz jak mi przez ciebie ciśnienie podskoczyło ?!?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Lucjan się ucieszy z jej przybycia ;)

    OdpowiedzUsuń