niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział VII Kolacja z atrakcją

Czekałem. Podobno Ojciec miał wybłagać o moją Anielice. Jakoś ciężko było mi sobie to wyobrazić.. On? Prosić? Po za tym.. Sama mi powiedziała, że i tak umrze... Łzy stanęły mi w oczach. Daiana... Ciągle myślałem o tym kawałku.. „Twa miłość przepadnie.. A ty wraz z nią” … Czy to oznaczało pewność? Że na pewno umrzemy i nasze dusze się spalą? Czy może chodzi o to, że muszę walczyć do samego końca? Westchnąłem. Kopnąłem kamień pod nogą. Ten kawałek ziemi był z czerwonych skał. Jedyna część Piekła gdzie nikt nie mieszka. To właśnie tu otwierały się portale, które miały przenosić nas między światami. Ten teren to najbardziej zabezpieczony ze wszystkich. Żaden umarlak nie ma tu wstępu. Zastukałem palcami w udo. Gdzie on jest? Nagle przede mną otworzył się fioletowy wir, a z niego wypadł mój Ojciec.
-No hej! - powiedział rozradowany.
Pod ramieniem trzymał na wpółprzytomną Daiane. Spojrzała mi w oczy.
-Lucjan – jęknęła i zobaczyłem jak osuwa się na podłoże.
Rzuciłem się w jej stronę, podtrzymałem ją. Mój ojciec przewrócił oczami.
-Te czułości zostaw na później...
Spojrzałem na niego spode łba.
-To nie czułości... Uderzyłaby o skały głową....
Wydął usta.
-Tak... Jak uważasz...
Odwrócił się do mnie tyłem. Wiedziałem, że jak tylko dojdzie do auta to oleje nas i będę musiał iść z nią na piechotę. Nadal nie była za przytomna. Wziąłem ją na ręce. Od razu jej ciało ułożyło się tak, że wtuliła się we mnie. Szatan wszedł do samochodu, a ja tuż za nim. Skinął w stronę kierowcy.
-Jedź do willi
Bez słowa ruszyliśmy. Samuel przekręcił się w moją stronę.
-Musimy poruszyć ważny temat.. - zaczął.
-Zamieniam się w słuch...

* * *

Otworzyłam oczy. Nienawidziłam tego. Budzić się w nowym miejscu nie pamiętając podróży. Podniosłam się. Byłam w moim pokoju w hotelu niedaleko willi Samuela. Pomasowałam się po karku.
-Obudziłaś się... - usłyszałam głos w rogu pokoju.
Nie myślałam długo kogo jest głos. Lucjan. Przetarłam oczy.
-Tak...
Siedział już obok mnie. Pogłaskał mnie pod dłoni, którą trzymałam na kołdrze.
-Jak się czujesz? - spytał zaniepokojony.
-Dobrze...
-Ale? - uśmiechnął się.
-Ale głowa mnie boli...
Przysunął się bliżej i pocałował mnie w czoło.
-A teraz...?
Przymknęłam oczy.
-Było to bardzo przyjemne... ale niestety głowa boli nadal...
-Przykro mi... No cóż, ale musimy jechać na kolację mimo bólu głowy...
-Kolacje? - zdziwiłam się.
-Tak.. Mój ojciec organizuje kolacje dla nas i jego najwierniejszych sługusów, na część twojego powrotu. Opadłam z jękiem na poduszkę.
-Musimy jechać? - spytałam z niechęcią.
-Przykro mi...
Podał mi rękę i pomógł mi wstać. Stając na nogach, przeciągnęłam się zaspana. Sięgnął po jeden z moich kosmyków.
-Daj uczeszę Cię..
Zachichotałam. Podszedł do półki i pochwycił szczotkę. Odwróciłam się do niego tyłem, a on delikatnie zaczął rozczesywać mi włosy. Wszystkie przeniósł na prawą stronę. Odkryty skrawek szyi pocałował delikatnie. Przeszedł mnie w tym miejscu przyjemny dreszcz. Wiedziałam, że się uśmiechnął. Do pokoju wparowała Eleonora. Kiedy nas zobaczyła, otworzyła szeroko oczy.
-Yyy... ja... mam wyjść panie?
Odsunęliśmy się od siebie.
-Nie nie.. - powiedział grzecznie Lucyfer – Skąd. Właśnie wychodziłem...
Ruszył ku drzwiom. Zostałyśmy same w pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że staruszka trzyma w dłoniach ubranie.
-Eleonoro my...
-Nie panienko... - przerwała mi – nie masz mi się co tłumaczyć...
Bez słowa podała mi ciuchy. Trochę głupio mi się zrobiło. Dostałam od niej białą sukienkę do kolan i czarne bolerko z długimi rękawami. Pośpiesznie to ubrałam i zwróciłam się do Eleonory. Czekała już na mnie z szczotką i gumką do włosów w ręce. Nadal w ciszy związała mi włosy w luźnego koka. Wzięła mnie pod ramię. Otworzyłam drzwi i ruszyłyśmy poprzez ciemny korytarz, a następnie zeszłyśmy po krętych schodach do recepcji. Czekał tam na mnie... Boruta. Uśmiechnął się łobuzersko na mój widok.
-Chyba sobie żartujesz... - powiedziałam zbulwersowana.
-A skąd! - podał mi dłoń. - Biorę Cię na kolacje..
Założyłam ręce na biodra.
-To naprawdę nie jest zabawne...
Prychnął.
-Ale to nie ma cię bawić.. Mnie zresztą też się nie uśmiecha... Muszę zabrać taką denerwującą istotę ze sobą i jej nie zabić...
Przewróciłam oczami.
-Ciężkie zadanie...
-Cieszę się, że poparłaś mnie w tej kwestii!
Ruszył w stronę wyjścia. Nie chętnie ruszyłam za nim. Wyszliśmy z budynku. Czekała na nas czarna limuzyna. Ostatnio podróż tym środkiem transportu.. no.. była krępująca. I to było z LUCJANEM! A nie z.. Borutą.. Eh.. Gdyby on miał nawrót tego swojego „flirtu”... OBRZYDLISTWO! Jednak on tylko siedział naprzeciwko mnie. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Modliłam się, aby już być na miejscu. Nie chciałam siedzieć z nim w jednym pojeździe. Nagle samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy z niego w ciszy. Staliśmy przed ogromną barokową willą. Zaparło mi dech w piesiach. Była potężna i robiła wrażenie. Do wejścia prowadził złoty dywan. Podeszliśmy bliżej. Przed drzwiami stał mężczyzna w czarnym garniturze i w białych rękawiczkach. Uśmiechnął się do nas ciepło i skłonił.
-Witam Panie.. i witam Anielice...
Odwzajemniłam ukłon.
-Witam pana..
Boruta podniósł brew. Zrezygnowany przewrócił oczami i pociągnął mnie do środka. Znajdowaliśmy się w jakiejś restauracji. NA początku była ogromna sala. NA jej środku stał długi na paręnaście osób stół. Podłoga była z białych kafli, a ściany były perłowe. Do tego wszędzie zwisały rubinowe zasłony. U szczytu stołu siedział Samuel. Roześmiał się na nasz widok. Wszyscy siedzieli już na miejscach, tylko przy Szatanie były trzy puste krzesła.
-WITAM! - krzyknął do nas.
Gdy podeszliśmy bliżej, wskazał mi mebel, a ja na nim usiadłam.
-Gdzie jest Lucjan? - spytałam zaniepokojona.
-Tam gdzie powinien.. - odparł tajemniczo – Dołączy do nas później... A teraz – zwrócił się do wszystkich – pora zacząć biesiadę na część powrotu narzeczonej mojego syna!

* * *

Stałem w cieniu. Nie chciałem by mnie zauważyła.. To by zepsuło cały efekt. Siedziała związana na krześle i rozglądała się we wszystkie strony z przerażeniem. Ja naprawdę nie chciałem tego robić. Musiałem.. Zostałem zmuszony... Przymknąłem oczy. Dobra na trzy... Raz.. Dwa.. Trzy. Stanąłem przed nią. Kiedy mnie ujrzała zaczęła krzyczeć z przerażenia.
-Nie wrzeszcz – warknąłem – zasłużyłaś sobie na to...
Teraz była pora na tortury. Muszę to zrobić... Usiadłem na małym taborecie naprzeciwko niej. Wyciągnąłem rękę po jeden z przyrządów. Na chwilę się zawahałem. Nie. Muszę to zrobić.
-Wiesz czemu tu jesteś? - spytałem mrocznie.
Pokręciła przecząco głową. Spojrzałem na nią spod swoich rzęs.
-Nie kłam..
Uderzyłem w jej dłoń narządem. Usłyszałem trzask łamanych kości.. Brzmiał okropnie..
-Wiesz czemu? - ponagliłem ją.
Kiwnęła głową. Z jej oczu leciał strumień łez.
-Przemyśl to i idź do miasta...
Rozwiązałem ją. Wstała i zacisnęła zdrową rękę wokół pokruszonej. Bez słowa wyszła. Westchnąłem. Codziennie to samo. Łzy. Ból. Zrozumienie, że to będzie codzienność... Jeśli dusza już ma naprawdę dość i przetrwa tu koło dwustu lat to może skoczyć do jeziora ognia. To pali natychmiastowo duszę. Dlatego dzielnie znosili te dwieście lat. Mimo tego, codziennie dostawaliśmy duszę, które torturowaliśmy. Nie które z nich były naprawdę przerażające. Na jednym kiedyś Boruta zastosował „Kocie Łapki”... Nigdy nie było takiego wrzasku w całym Piekle.. Kiedyś się ścigaliśmy.. Kto wymyśli gorsze tortury.. Zawsze wygrywałem.. Teraz brzydzę się swoich czynów.. Wziąłem wdech. Teraz mogę wrócić do Daiany. Ojciec powiedział mi, że jeśli chcę się widywać z Daianą muszę torturować jedną osobę dziennie. Wstałem i ściągnąłem fartuch. Były na nim krople krwi poprzedniego skazańca. Jeśli miałem spędzić cały dzień z ukochaną musiałem dwoje... No... teraz czeka mnie to głupie przyjęcie.. Przynajmniej będę mógł spędzić noc z Anielicą. Ubrałem kurtkę i ruszyłem do drzwi. NA ulicy czekało auto. Wskoczyłem do niego, a kierowca ruszył z piskiem opon.
-Bardzo jesteśmy spóźnieni? - pytałem.
-Nie o to bym się martwił.. - szepnął Upadły.
Podniosłem brwi.
-Czemu?
-Król coś przygotował.. podobno ma być wesoło..
-O Boże.. -jęknąłem.
Jak ostatnio miało być „wesoło: to Ojciec zorganizował egzekucje dwudziestu Nefilimów... Wolę nie wiedzieć co teraz wymyślił...


4 komentarze:

  1. Ogólnie - świetny ^^
    Nie mogę się doczekać kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział i długi <3
    czekam na next {szybko}

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :0 W końcu miałam czas żeby nadrobić zaległości i mogę powiedzieć tylko jedno:WOW Mam nadzieje ze nowy rozdział szybko się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń