Wzięłam się za pisanie i postaram się w każdą niedziele wrzucać rozdział :3
Przepraszam Em, która chciała mnie zabić za to co robię...
_________________________
__________
Ciemność
mnie otaczała z każdej strony. Byłam skulona na jakiś twardym
krześle. Nie wiedziałam gdzie jestem. Czuć było wilgoć i
stęchliznę. Musiałam być w jakimś magazynie. Miałam związane
ręce szorstkim sznurem. Czułam, że nadgarstki miałam całe we
krwi. Nadal nie wiem co właściwie się stało. Pamiętam jak przez
mgłę moment, kiedy Chris ciągnął mnie po jakimś dziwnym
miejscu. Strasznie się bałam.. Zresztą teraz jest tak samo...
-Pudło
– zaśmiał się ktoś złowieszczo męski głos.
-Ojcze...
- zasyczał Christopher.
O..
OJCZE? Stali niedaleko. Sama nie wiem jak oni dawali radę w tych
ciemnościach...
-Ciekawe
kiedy się odezwą.. Myślę, że przyda im się Ivy... - powiedział
nieznajomy z wesołością w głosie.
Zapadła
głucha cisza. Usłyszałam kroki z góry. Ktoś biegł. Drzwi
trzasnęły i już czułam jego obecność.
-Zgodzą
się! - powiedział złowieszczo Bruce, który dopiero wszedł.
Głos
prychnął.
-Tak
bez żadnych sprzeciwów? Serio?
-A
skąd Panie! Nie chcieli! Daiana tak się martwi o Ivy, że sama tu
przyleci!
Panie?
Miałam dziwne wrażenie, że mówią o mnie. Mówili na mnie
różnie... Jenn, Jenie, Jena, Jens, Jenifi, Nifi.. Ale nigdy Ivy...
-To
dobrze.. - powiedział słabo Chris.
-Hej!
Nie smuć się! Wiesz, że masz się wyzbyć uczuć jeśli chcesz ją
mieć!
Nic
więcej nie usłyszałam... Cisza... Milczenie i dziwna pustka mnie
przerażały.. Straciłam poczucie czasu...Nagle
poczułam ,ze ktoś poruszył krzesłem na którym siedziałam.
Wzdrygnęłam się.
-Ivy...
Ivy... Ivy... zawsze byłaś taka silna... a teraz? Rwałaś się do
walki! Teraz wyglądasz jak przestraszona mała dziewczynka...
Słaba.. Bezbronna...
Zapaliło
się światło nade mną. Stał przede mną mężczyzna , był wysoki
i dobrze zbudowany. Miał kręcone czarne włosy i średniej długości
zarost. Patrzył na mnie z rozbawieniem.
-Czego
ode mnie chcesz?! - przerwałam mu.
-Ja?
- zaśmiał się bezczelnie - Nic kochana...siostro -podkreślił to
słowo - Tylko mój syn...
-Siostro?
Kpisz sobie ze mnie?
-A
no tak... biedny aniołek stracił pamięć... Co za szkoda... -
wzruszył ramionami i zrobił zbolałą minę- Niestety muszę
przerwać naszą pogawędkę... jestem umówiony... Zresztą ty
też... - skinął w moją stronę - Zabrać ją...
Z
za niego wyszli dwaj umięśnieni mężczyźni. Nie miałam okazji im
się przyjrzeć bo złapali mnie z tyłu i przechylili krzesło na
którym siedziałam. Zaczęli je ciągnąć.
-Zostawcie
mnie! - warknęłam i zaczęłam kopać nogami, ale to ni nie dało.
Jeden
westchnął. Poczułam jak igła wbija mi się w skórę.
-Co
mi wstrzy... - nie dokończyłam.
Pojawiły
mi się mroczki przed oczami. Chciałam zachować świadomość.
Walczyłam o nią. Poczułam jak moją twarz owija chłód. Byłam
sparaliżowana. Rzucili mną jak lalką. Miałam wrażenie że coś
mówią.. Wsłuchałam się w ich słowa.
-Nie
mogę się doczekać jak zobaczą, że jeden z nich to zdrajca...`
-No
tak... Podobno Książę ma małe przedstawienie.. Pokaże im, że
jest jedną z nas..
Co?
Zdrajca? Wśród nas..?
*
* *
Siedziałem
na końcu długiego stołu z ciemnego drewna. Włożyłem widelec do
ust. Mięso było delikatne i kruche od razu rozpadło się pod
naciskiem moich szczęk. Miało ostry posmak. Wyciągnąłem rękę i
spojrzałem na zegarek. 12:00. Musiałem iść. Wstałem i poprawiłem
marynarkę. Przeczesałem włosy ręką. Gotowy. Ruszyłem do
wyjścia. Na parkingu czekało parę Upadłych. Stali przed czarną
furgonetką. Słyszałem lekkie ruchy z bagażnika. Przewróciłem
oczami.
-Naprawdę
wsadziliście ją do tyłu?
Boruta
posłał mi diabelski uśmieszek.
-Oczywiście,
że tak!
Wsiedliśmy
auta. Rokita zapalił samochód i ruszyliśmy. Patrzyłem na widok za
oknem. Nie dziwiło mnie, że anioły myślały tyko o byciu
człowiekiem. Życie w nieświadomości... Ciągle w ruchu... Ciągle
bycie z rodziną... Może kiedyś uda nam się znaleźć spokój?
Zanim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z pojazdu.
Znajdowaliśmy się na parkingu przed starym kościołem.
Zatrzasnąłem drzwi z impetem. Czułem rześkie powietrze.
-A
jeśli nie przyjdzie? - podsunęła Amy.
-Przyjdzie
– powiedziałem pewny siebie.
Usłyszałam
jej ciche sapnięcie, ale to zignorowałem. Wziąłem wdech. Czyli to
teraz miałem się z nią spotkać... Po prawie piętnastu latach
szukania.. Anielica będzie moja... Oparłem się o auto. Zacząłem
stukać palcami w maskę. Oślepiały mnie ciepłe promienie słońca.
Czułem, że to będzie mój dzień. Czułem, że Tropicielka była
zniecierpliwiona.
-Nie
przyjdzie... Za bardzo się boi... - powiedziała z pogardą.
-Nie
boje się... - usłyszałem słaby głos.
Spojrzałem
w stronę skąd dochodził dźwięk. Za nami rósł wielki dąb, a w
jego cieniu kryła się smukła dziewczyna. Spod jej czapki wystawały
blond włosy. Poczułem, że w oczach zbierają mi się łzy. Moja
Anielica tu jest...
*
* *
Opierałam
się o stare drzewo. Poprawiłam czapkę. Czułam spojrzenia
Upadłych. Nie miałam pojęcia co mieli zamiar ze mną zrobić.
Stałam pod nieszczęsną rośliną... Bezbronna...
-Jestem...
Uwolnijcie Jen.. - powiedziałam z pewnością w głosie.
Miałam
wielką nadzieję, że nie wyczują mojego przerażenia. Bruce się
złowieszczo uśmiechnął. Otworzył bagażnik samochodu o ciemnych
szybach. Wyciągnął z niego związaną i nieprzytomną Jenifer.
Pomachał jej dłonią przed twarzą, a ta... jakby obudziła się ze
snu.
-Uwolnijcie
ją, a pójdę z wami – w moim głosie nie było słychać
sprzeciwu.
Upadły
popchnął dziewczynę. Ruszyła w moim kierunku. Spojrzałyśmy
sobie w oczy. Było w nich złość i przerażenie.
-Nie
zrobisz tego... - jęknęła cicho.
-Zrobię..
- i ruszyłam w ich stronę.
Stanęłam
przed Chrisem. Uśmiechał się jakby marzył o naszym spotkaniu.
Patrzył mi głęboko w oczy. Świeciło się w nich coś na
kształt... Coś trzasnęło. Odwróciłam się. Stali tam moi
przyjaciele.
-Odejdź
od niej potworze! - ryknął Tommy.
Przymknęłam
oczy. Jak mogłam być tak głupia i myśleć, że nie będą mnie
śledzić? Mieli w dłoniach wielkie miecze. Dawały niesamowite
wrażenie. Wyglądali na silnych i pewnych wygranej. Jednak gloria
nie trwała długo, diabły rozbroiły ich w are sekund i zaczęli
przytrzymywać ich. Poczułam ciężką dłoń Lucjana na ramieniu.
Lucjana..? Zamrugałam... Jedna część krzyczała „To jest
Chris!”... inna.. jakby dotąd cicha mówiła szeptem.. „
Lucjan...” Nagle poczułam, że nie mam kontroli nad własnym
ciałem. Opadłam jakby w tył mojej głowy. To nie ja mrugałam...
„Przepraszam... Daj mi chwilę.. Zaraz Cię oddam...” -
powiedział słaby głos. Nie walczyłam. Moje ciało się znów
przemieniło. Teraz to ona kontrolowała naszym ciałem. Skąd to
wiedziałam? Chyba to jednak ona myślała za mnie...
*
* *
Spojrzałam
na ukochanego.
-Lucjan..
- powiedziałam to ze łzami w oczach.
-Daiana?
- spytał z niedowierzaniem – Czy ty... ją opętałaś...?
Wzdrygnęłam
się.
-Pozwoliła
mi...
Zaczął
podchodzić bliżej mnie.
-Nie
dotykaj jej! - ryknął z mocą Michael lub jak kto wolał Tommy.
Oni
byli w swoich postaciach. Chyba zmienili się, gdy ja opętałam
dziewczynę. Lucjan nie zwrócił uwagi na jego groźbę. Chwycił
moją szczękę pewnie swoimi mocnymi dłońmi. Z uwielbieniem w
oczach patrzył na mnie.
-NIE!
-wrzasnął anioł.
Mój
kochany złożył mi pocałunek na moich spierzchniętych wargach.
Jego własne były spragnione i zachłanne. Odpłynęłam. Siedząc w
Elizabeth wciąż za nim tęskniłam. Teraz musiałam go zniszczyć...
Nie mogłam tego zrobić. Oddałam się pocałunkowi. Wiedziałam, że
moi przyjaciele już nimi nie będą... W końcu wrócił mi rozum.
Byliśmy przy ludziach i...
-Lucjan...
- powtórzyłam rozmarzona odrywając się od niego.
Położyłam
mu dłoń na torsie. Sama nie wiem kiedy on mnie objął w pasie.
-Tak
Aniele? - spytał sennie.
-Nie..
-powiedziałam odsuwając się od niego.
Obudził
się. Zamrugał zdezorientowany. Wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Daiano?
Przymknęłam
oczy.
-Oni
mają po prostu inną formę.. - wskazałam na Odmieńców – Ja
przejęłam jej ciało. To jej życie... Nie mogę jej tego robić...
Wiesz jak cię kocham... Ale.. Zapomnij... Odejdź... Znajdź inną...
Ja będę żyć w niej... Potem, gdy ona umrze z dala od tych
dziwnych boskich światów, ja nie pożyje dłygo... Wiesz o tym
dobrze... Nie bądź masochistą.. Umrę.. Nie długo..
Odwróciłam
się. Chciałam stamtąd uciec.
-Ukarzcie
się – szepnęłam w stronę aniołów.
Już
nie były to ich słabe imitacje.. Zaświecili się. Pamiętali
wszystko. Klara wpatrywała się we mnie.
-DAIANO!
NIE MÓW TAK! PRZEŻYJESZ! - płakała młoda.
Kuło
mnie w piersi.
-Nie
odchodź... wymyślimy coś.. - ciągnął mój kochany –
zamieszkamy na Ziemi... Gdzie chcesz..
-Lucjan
– przerwałam mu – nie mogę zabierać życia Elizabeth...
Spojrzałam
na niego. Wyglądał na bezradnego i słabego.
-Aniele...
- jęknął.
-Znajdź
inną... UMIERAM! Mam ci to przeliterować?! UMIERAM!!! UMRĘ ZA
50-60 lat! I Albo będę przy tym utrzymywać życie człowieka i
będę z nią jednością, albo będę błąkać się po świecie bez
nikogo... Uwierz mi, że wolę to pierwsze! CHCĘ BYĆ Z TOBĄ! ALE
UMIERAM! LUCJANIE! JA UMRĘ! - wykrzyczałam mu wszystko.
Łzy
leciały mi ciurkiem. Czułam, że moi przyjaciele są zdziwieni.
-Daiano...
-Nie.
Zostaw tą kobietę w spokoju. - rozkazałam mu pewnie – A mnie...
Już nie zobaczysz... Więc znajdź inną... - spojrzałam mu prosto
w oczy – Kocham Cię...
-NIE!
- krzyknął.
Jednak
ja już oddałam ciało właścicielce.
*
* *
Rzuciłem
się w stronę Anielicy. Jednak kiedy tylko mrugnąłem stała tam
jej mizerną ludzką postać. Nie wierzyłem, że to zrobiła... Jak
mogła mnie tak zostawić. Dziewczyna rozszerzyła oczy ze zdumienia.
Anioły się uwolniły. Upadli chcieli ich zaatakować i pozabijać,
ale podniosłem rękę. Zatrzymałem ich.
-Ja
też ją kocham... Ale umiem ją puścić wolno.. - powiedział z
mocą Michael.
Spojrzałem
mu wściekle w oczy. Anioły zaświeciły się i uniosły w górę.
Byli wstrząśnięci. Nic nie mogli więcej zrobić. Złapałem
Elizabeth za ramiona.
-Zapomnij
o nich, o mnie i o całym ty świecie..
I
odepchnąłem ją. Odwróciła się i zaczęła iść. Poczułem, że
mięknę. Odesłałem moją jedyną prawdziwą miłość w świat bo
tak chciała..
-Haha!
Widzę, że mnie ominęła niezła scena! - parsknął mój ojciec,
który pojawił się znikąd.
-Zamknij
się... - warknąłem
-Oj
już nie denerwuj się Synu... Odzyskasz ją..
Spojrzałem
tęsknie w stronę dziewczyny.
-Wątpię...
Komentuję , bo Liw mówi, że jej smutno ;_______________; <3 <3
OdpowiedzUsuńWhat the hell ?
OdpowiedzUsuńPrzez ciebie nie jestem Happy
Ja… ty… moje gruzy legły w życiu… ;-;
OdpowiedzUsuń