Oby wam się spodobał... Pewnie będę komentarze z hejtami i wyzwiskami.. No ale za to was kocham <3
Na komentarz, który napisała Glonomóżdżek, czyli "Mam nadzieję, że Lucjan ucieszy się z jej przybycia ;)"
Chyba ten rozdział to najlepsza odpowiedź :D Po za tym chciałabym zadedykować ten rozdział
jeszcze jednej osobie... Dziękuje Wiki, że słuchała moich zażaleń :P
______________________________________________________
____________________
Z
wielkiego budynku wydobywała się ostra muzyka. Idealna na imprezy w
stylu Upadłych. Podkreślając słowo Upadłych, a nie Aniołów.
Naparłem na wielkie mosiężne wrota. Widok nie był szokujący.
Długi stary stół stał bliżej wschodniej ściany. Wszyscy
tańczyli do ostrej muzyki. Ocierali się o siebie i robili
nieprzyzwoite ruchy. Odwróciłem natychmiast wzrok zdegustowany.
-Synu!
- krzyknął zachrypnięty głos.
Spojrzałem
w jego stronę. Szatan otoczony paroma kobietami wyglądał na
upitego. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
-Czekaliśmy
na ciebie z przedstawieniem!
Rozpaczliwie
rozglądałem się za Daianą. W końcu ujrzałem ją. Stała
samotnie w cieniu pod ścianą. Wyglądała na zmęczoną i
przerażoną jednocześnie. Od razu ruszyłem w jej stronę. Kiedy
mnie zobaczyła podbiegła do mnie. Otuliłem ją ramieniem i
pocałowałem w czoło.
-Już
wszystko dobrze...
Nic
nie odpowiedziała tylko się we mnie wtuliła. Kątem oka zobaczyłem
jak chwiejnym krokiem król Piekła wszedł na scenę. Anielica
podążyła za moim spojrzeniem.
-A
więc moi mili! - zaczął mówić upity ojciec – zapraszam na
nasze show!
Następnie
Boruta pomógł mu wrócić do stołu. Upadli także wrócili do
stolika. Na scenę wszedł Haures prowadząc jakąś osobę z czarnym
materiałem na głowie. Zastanawiało mnie kto jest prowadzony przez
Upadłego. Czułem, że zaraz pożałuje mojej ciekawości. Tak też
była.
-Nie..-
usłyszałem jęk Daiany.
Na
scenie stała mała Zoe. Miała zapłakaną, zmęczoną twarz. Jej
blond loczki były czarne od ziemi. Spojrzała z przerażeniem na
Anielice. Jej usta ułożyły się w szept: „Pomocy”. Zobaczyłem
jak robi krok w stronę Nefilimki. Złapałem ją w pasie.
-Daiano
nie możesz jej uratować...
-Mogę..
- warknęła zadziornie.
Potrząsnąłem
ją za ramiona.
-Chcesz
znowu zginąć?!
Łzy
zaczęły spływać strumieniem z jej policzków.
-Nie..
Ale nie mogę jej zostawić na pastwę Diabłów!
-Daiano!
Otworzyła
usta, aby mi odpowiedzieć, ale właśnie w tym momencie usłyszeliśmy
krzyk małej Zoe.
*
* *
Odwróciłam
się w jej stronę. Przywiązali ją do starego drewnianego krzesła.
Zrobiłam krok w jej stronę mimo sprzeciwu Lucjana. Haures –
bardzo wysoko postawiony Upadły – zamachnął się naostrzonym
toporem.
-NIE!
- wrzasnęłam.
Jednak
było za późno... Narzędzie przecięło jej szyję. Ciemno
czerwona krew zalała jej małe ciałko. Szara sukienka nabrała
rubinowego koloru. Jej głowa upadła na ziemie. Jeszcze przez parę
sekund jej oczy mrugały. Upadłam na kolana. Czerwony płyn z jej
tętnicy rozlewał się na scenie. Upadli zaczęli się śmiać. Żal
rozdzierał mi klatkę piersiową. Przegrałam. Mogłam ją
uratować... Zawiodłam... Miałam mroczki przed oczami. W głowie
mi się kręciło. Lucjan zareagował natychmiast. Podniósł mnie i
wyszedł pośpiesznie. Kiedy poczułam świeże powietrze ogarnęły
mnie mdłości. Mój ukochany postawił mnie na nogi, a ja chwiejnym
krokiem ruszyłam w stronę krzaków. Zwymiotowałam. Poczułam kwas
w ustach.
-Przyniosę
Ci coś do picia.. - powiedział.
Kiwnęłam
głową. Jak mogłam na to pozwolić? Biedna mała Zoe... Obraz jej
głowy znów stanął mi przed oczami. Ponownie poczułam chęć
zwymiotowania. Jednak wzięłam parę głębokich wdechów i
uspokoiłam się. Usłyszałam kroki.
-Proszę...
- podał mi wodę Upadły.
Wzięłam
od niego szklankę i wzięłam łyk. Była chłodna i mnie orzeźwiła.
-Dzięki..
- powiedziałam zachrypniętym głosem.
Pomasował
mnie po plechach.
-Chcesz
wrócić do hotelu?
-Tak..
błagam...
Złapał
mnie delikatnie w pasie i pomógł mi dojść do czarnej limuzyny.
Przytrzymał mi drzwi, a potem usiadł obok mnie. Kiwnął głową do
kierowcy. Ruszyliśmy. Oparłam głowę na jego ramieniu, a Lucjan
otulił mnie swoim ramieniem.
-Wszystko
będzie dobrze... - szepnął.
Łzy
wezbrały. Nie będzie dobrze... Wiedziałam to. Wyjrzałam przez
okno. Mijaliśmy szare domy. Skoro to co tam się stało było
zabawą... To wolę nie wiedzieć co tam się działo. Zatrzymaliśmy
się.
-Chodźmy..
- Lucjan podał mi ramię.
Złapałam
się go i wyszliśmy z pojazdu. Pomyślałam, że czeka nas długa
droga do pokoju. Upadły spojrzał na mnie zmartwiony.
-Kiepsko
wyglądasz...
Pokręciłam
głową.
-Jest
okey..
Podniósł
brew i uśmiechnął się łobuzersko.
-Tak,
aby się upewnić...
Złapał
mnie jedną ręką na wysokości ud, a drugą za plecy. Pisnęłam
przerażona.
-Zwariowałeś?!
Zaśmiał
się.
-Wyglądałaś
tak źle jakbyś miała mi tu zemdleć!
Przymknęłam
oczy.
-Jak
uważasz...
Byłam
zmęczona. Chciałam tylko znaleźć się w miękkim hotelowym łóżku.
Lucjan pachnął malinami. Chciałabym zasnąć... Jednak jego
obecność na to nie pozwalała. Otworzyłam oczy. Mój ukochany
wyglądał na zadowolonego. Jego kruczoczarne włosy podskakiwały z
każdym jego krokiem. Musiał być strasznie silny skoro po przejściu
tylu metrów nadal nie był zmęczony. Przecież mnie niósł! Naparł
nogą na drzwi. Skrzypnęły niemiłosiernie. Weszliśmy do pokoju.
Dobrze znane pomieszczenie wpłynęła na mnie uspokajająco.
Ukochany położył mnie delikatnie na łóżku. Pomasowałam się po
karku. Upadły usiadł na krańcu łoża.
-Mam
do ciebie pytanie.. Wiem, że nie możesz teraz skłamać...
-Słucham?
- zaciekawiłam się.
-Kochasz
mnie? - spytał lakonicznie.
Wzięłam
wdech. Spojrzałam na niego spode łba.
-Jak
możesz o to pytać?!
Spoważniał.
-Tak
czy nie?
Wyprostowałam
się.
-Tak...
Przybliżył
się do mnie. Serce zaczęło mnie walić jak u kolibra. Złapał
mnie za szyję. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Odpłynęłam.
Nie miałam granic. Złapałam go za koszulę. Delikatnie rozpięłam
mu koszulę. Zdziwiony odsunął mnie od siebie.
-Jesteś
tego pewna?
Przełknęłam
ślinę.
-Tak.
Wtedy
i on stracił swoje pohamowanie. Zaczął mnie całować jak nigdy
dotąd. Był zachłanny i pożądał mnie równie mocno jak ja go...
Przyciągnęłam go do siebie. Rozłożyłam skrzydła. Zrobił to
samo. Ściągnął mi bolerko, a potem odpiął zamek od sukienki.
Było wspaniale. Moje skrzydła zaczęły czernieć. Jednak nie
zwracałam na to uwagi. Oddałam się rozkoszy, która towarzyszyła
przy kosztowaniu zakazanego owocu.
Kłaniam się nisko <3
OdpowiedzUsuńczekałam na to :3
OdpowiedzUsuńTak - jestę zboczeńcę xDD
Myślę nad tym, co jakby mieli dziecko xD Trochę to dziwne, co nie ? :D