czwartek, 6 marca 2014

Rozdział VIII Grzech

Oby wam się spodobał... Pewnie będę komentarze z hejtami i wyzwiskami..  No ale za to was kocham <3
Na komentarz, który napisała Glonomóżdżek,  czyli "Mam nadzieję, że Lucjan ucieszy się z jej przybycia ;)"
Chyba ten rozdział to najlepsza odpowiedź :D Po za tym chciałabym zadedykować ten rozdział
jeszcze jednej osobie... Dziękuje Wiki, że słuchała moich zażaleń :P
______________________________________________________
____________________


Z wielkiego budynku wydobywała się ostra muzyka. Idealna na imprezy w stylu Upadłych. Podkreślając słowo Upadłych, a nie Aniołów. Naparłem na wielkie mosiężne wrota. Widok nie był szokujący. Długi stary stół stał bliżej wschodniej ściany. Wszyscy tańczyli do ostrej muzyki. Ocierali się o siebie i robili nieprzyzwoite ruchy. Odwróciłem natychmiast wzrok zdegustowany.
-Synu! - krzyknął zachrypnięty głos.
Spojrzałem w jego stronę. Szatan otoczony paroma kobietami wyglądał na upitego. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
-Czekaliśmy na ciebie z przedstawieniem!
Rozpaczliwie rozglądałem się za Daianą. W końcu ujrzałem ją. Stała samotnie w cieniu pod ścianą. Wyglądała na zmęczoną i przerażoną jednocześnie. Od razu ruszyłem w jej stronę. Kiedy mnie zobaczyła podbiegła do mnie. Otuliłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
-Już wszystko dobrze...
Nic nie odpowiedziała tylko się we mnie wtuliła. Kątem oka zobaczyłem jak chwiejnym krokiem król Piekła wszedł na scenę. Anielica podążyła za moim spojrzeniem.
-A więc moi mili! - zaczął mówić upity ojciec – zapraszam na nasze show!
Następnie Boruta pomógł mu wrócić do stołu. Upadli także wrócili do stolika. Na scenę wszedł Haures prowadząc jakąś osobę z czarnym materiałem na głowie. Zastanawiało mnie kto jest prowadzony przez Upadłego. Czułem, że zaraz pożałuje mojej ciekawości. Tak też była.
-Nie..- usłyszałem jęk Daiany.
Na scenie stała mała Zoe. Miała zapłakaną, zmęczoną twarz. Jej blond loczki były czarne od ziemi. Spojrzała z przerażeniem na Anielice. Jej usta ułożyły się w szept: „Pomocy”. Zobaczyłem jak robi krok w stronę Nefilimki. Złapałem ją w pasie.
-Daiano nie możesz jej uratować...
-Mogę.. - warknęła zadziornie.
Potrząsnąłem ją za ramiona.
-Chcesz znowu zginąć?!
Łzy zaczęły spływać strumieniem z jej policzków.
-Nie.. Ale nie mogę jej zostawić na pastwę Diabłów!
-Daiano!
Otworzyła usta, aby mi odpowiedzieć, ale właśnie w tym momencie usłyszeliśmy krzyk małej Zoe.

* * *

Odwróciłam się w jej stronę. Przywiązali ją do starego drewnianego krzesła. Zrobiłam krok w jej stronę mimo sprzeciwu Lucjana. Haures – bardzo wysoko postawiony Upadły – zamachnął się naostrzonym toporem.
-NIE! - wrzasnęłam.
Jednak było za późno... Narzędzie przecięło jej szyję. Ciemno czerwona krew zalała jej małe ciałko. Szara sukienka nabrała rubinowego koloru. Jej głowa upadła na ziemie. Jeszcze przez parę sekund jej oczy mrugały. Upadłam na kolana. Czerwony płyn z jej tętnicy rozlewał się na scenie. Upadli zaczęli się śmiać. Żal rozdzierał mi klatkę piersiową. Przegrałam. Mogłam ją uratować... Zawiodłam... Miałam mroczki przed oczami. W głowie mi się kręciło. Lucjan zareagował natychmiast. Podniósł mnie i wyszedł pośpiesznie. Kiedy poczułam świeże powietrze ogarnęły mnie mdłości. Mój ukochany postawił mnie na nogi, a ja chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę krzaków. Zwymiotowałam. Poczułam kwas w ustach.
-Przyniosę Ci coś do picia.. - powiedział.
Kiwnęłam głową. Jak mogłam na to pozwolić? Biedna mała Zoe... Obraz jej głowy znów stanął mi przed oczami. Ponownie poczułam chęć zwymiotowania. Jednak wzięłam parę głębokich wdechów i uspokoiłam się. Usłyszałam kroki.
-Proszę... - podał mi wodę Upadły.
Wzięłam od niego szklankę i wzięłam łyk. Była chłodna i mnie orzeźwiła.
-Dzięki.. - powiedziałam zachrypniętym głosem.
Pomasował mnie po plechach.
-Chcesz wrócić do hotelu?
-Tak.. błagam...
Złapał mnie delikatnie w pasie i pomógł mi dojść do czarnej limuzyny. Przytrzymał mi drzwi, a potem usiadł obok mnie. Kiwnął głową do kierowcy. Ruszyliśmy. Oparłam głowę na jego ramieniu, a Lucjan otulił mnie swoim ramieniem.
-Wszystko będzie dobrze... - szepnął.
Łzy wezbrały. Nie będzie dobrze... Wiedziałam to. Wyjrzałam przez okno. Mijaliśmy szare domy. Skoro to co tam się stało było zabawą... To wolę nie wiedzieć co tam się działo. Zatrzymaliśmy się.
-Chodźmy.. - Lucjan podał mi ramię.
Złapałam się go i wyszliśmy z pojazdu. Pomyślałam, że czeka nas długa droga do pokoju. Upadły spojrzał na mnie zmartwiony.
-Kiepsko wyglądasz...
Pokręciłam głową.
-Jest okey..
Podniósł brew i uśmiechnął się łobuzersko.
-Tak, aby się upewnić...
Złapał mnie jedną ręką na wysokości ud, a drugą za plecy. Pisnęłam przerażona.
-Zwariowałeś?!
Zaśmiał się.
-Wyglądałaś tak źle jakbyś miała mi tu zemdleć!
Przymknęłam oczy.
-Jak uważasz...
Byłam zmęczona. Chciałam tylko znaleźć się w miękkim hotelowym łóżku. Lucjan pachnął malinami. Chciałabym zasnąć... Jednak jego obecność na to nie pozwalała. Otworzyłam oczy. Mój ukochany wyglądał na zadowolonego. Jego kruczoczarne włosy podskakiwały z każdym jego krokiem. Musiał być strasznie silny skoro po przejściu tylu metrów nadal nie był zmęczony. Przecież mnie niósł! Naparł nogą na drzwi. Skrzypnęły niemiłosiernie. Weszliśmy do pokoju. Dobrze znane pomieszczenie wpłynęła na mnie uspokajająco. Ukochany położył mnie delikatnie na łóżku. Pomasowałam się po karku. Upadły usiadł na krańcu łoża.
-Mam do ciebie pytanie.. Wiem, że nie możesz teraz skłamać...
-Słucham? - zaciekawiłam się.
-Kochasz mnie? - spytał lakonicznie.
Wzięłam wdech. Spojrzałam na niego spode łba.
-Jak możesz o to pytać?!
Spoważniał.
-Tak czy nie?
Wyprostowałam się.
-Tak...
Przybliżył się do mnie. Serce zaczęło mnie walić jak u kolibra. Złapał mnie za szyję. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Odpłynęłam. Nie miałam granic. Złapałam go za koszulę. Delikatnie rozpięłam mu koszulę. Zdziwiony odsunął mnie od siebie.
-Jesteś tego pewna?
Przełknęłam ślinę.
-Tak.

Wtedy i on stracił swoje pohamowanie. Zaczął mnie całować jak nigdy dotąd. Był zachłanny i pożądał mnie równie mocno jak ja go... Przyciągnęłam go do siebie. Rozłożyłam skrzydła. Zrobił to samo. Ściągnął mi bolerko, a potem odpiął zamek od sukienki. Było wspaniale. Moje skrzydła zaczęły czernieć. Jednak nie zwracałam na to uwagi. Oddałam się rozkoszy, która towarzyszyła przy kosztowaniu zakazanego owocu.

2 komentarze:

  1. czekałam na to :3
    Tak - jestę zboczeńcę xDD
    Myślę nad tym, co jakby mieli dziecko xD Trochę to dziwne, co nie ? :D

    OdpowiedzUsuń