Witam was moje skarby <3
Postanowiłam, że wrócę do pisania bloga. Chciałam pisać dla wydawnictw.. ale nie umiem.
Postanowiłam, że wrócę do pisania bloga. Chciałam pisać dla wydawnictw.. ale nie umiem.
Potrzebuję kontaktu z ludźmi.. Także wracam robaki.
Z nową historią, nowymi bohaterami, ale tym samym światem...
Zapoznajcie się więc proszę z moimi nowymi robaczkami..
Poznajcie
Arysteę, Gabriela i Taidę.
Mój tegoroczny prezent świąteczny dla was ^.^
_________________________________________
______________
Z nową historią, nowymi bohaterami, ale tym samym światem...
Zapoznajcie się więc proszę z moimi nowymi robaczkami..
Poznajcie
Arysteę, Gabriela i Taidę.
Mój tegoroczny prezent świąteczny dla was ^.^
_________________________________________
______________
Boże Narodzenie...
Magiczny czas... Przynajmniej tak słyszałem. Minęły lata od
śmierci Daiany i Rose, a czułem, że minął zaledwie dzień... Ból
nadal był taki sam. Muskałem popękaną kamienną płytę. Tylko
dzięki niej widziałem upływ lat... Śnieg zbierał się niczym
cienki kożuch na napisie. Nie czułem zimna... Nie
tutaj...
-Lucjanie proszę.. - wydusiła z siebie drżącym
głosem Ivy – Jest strasznie zimno...
Podniosłem się na równe
nogi i spojrzałem na nią. Otuliła się dokładnie białym
płaszczem,a jej ciemne oczy wwiercały się we mnie ze smutkiem.
-Chodźmy... zaraz zaczną
się audiencje.. - westchnąłem bez uczuć.
Kiwnęła ochoczo głowę i zamachnęła się dłonią. Przed nami otworzył się fioletowy portal do Piekła. Podałem jej z uśmiechem ramię i przyjęła je z chęcią. Poczułem jak jej zmarznięte palce
owijają się wokół mojego łokcia i ruszyliśmy do domu.
Kiwnęła ochoczo głowę i zamachnęła się dłonią. Przed nami otworzył się fioletowy portal do Piekła. Podałem jej z uśmiechem ramię i przyjęła je z chęcią. Poczułem jak jej zmarznięte palce
owijają się wokół mojego łokcia i ruszyliśmy do domu.
* * *
Wrota otworzyły się
przede mną. Wkroczyłam pewnym krokiem do sali tronowej na
krwistoczerwonych obcasach. W rękach miałam skórzany segregator,
który bezskutecznie próbowałam uzupełnić. Stukałam szpilkami o
rubinowy dywan. Na przeciwko wejścia, na złotym tronie siedział
król Lucyfer.
Wyglądał staro. Nie tak
jak kiedyś... Jego broda była przerzedzona, pod oczami zrobiły mu
się fioletowe wory, dawne złote oczy... niemal sczerniały
całkowicie. Ból odbił się na jego zdrowiu... Przynajmniej tak
słyszałam w opowieściach... Zobaczywszy mnie uśmiechnął się
lekko.
„Tak widział swoją Rose..” - mawiała Ivy. Upadła była niezwykle spokojna i dobra.. Nie wiem jak taka dobra dusza mogła upaść... Nie wiem kim była Rose, a o Daianie wiedziałam niewiele.. Pytałam się o nie, ale żaden anioł i demon nie byli wstanie mi powiedzieć. Bano się o nich wspominać. Wszyscy wspólnicy jego ojca nie żyli, a jego przyjaciele stali za nim murem.
„Tak widział swoją Rose..” - mawiała Ivy. Upadła była niezwykle spokojna i dobra.. Nie wiem jak taka dobra dusza mogła upaść... Nie wiem kim była Rose, a o Daianie wiedziałam niewiele.. Pytałam się o nie, ale żaden anioł i demon nie byli wstanie mi powiedzieć. Bano się o nich wspominać. Wszyscy wspólnicy jego ojca nie żyli, a jego przyjaciele stali za nim murem.
-Arysteo! - przywitał mnie
przyjaźnie – Przynosisz dobre wieści? Co słychać u starego
Michaela?
Przegryzłam delikatnie
dolną wargę. Nienawidziłam go zawodzić. Pracowałam dla niego na
Ziemi z jego dawnym przyjacielem Michaelem. Szukaliśmy sposobu na
uratowanie duszy strawionej krwią Abaddona. Sprawdzaliśmy wszystkie
możliwe dane... jednak mimo wieków szukania odkryliśmy może dwie
strony kartek, które mogłyby coś wskórać. Jednak one były.. nie
pełne..
-Niestety panie... - jęknęłam – Anioły coś ukrywają.. Ciągle się kręcą wokół biura.. wciąż brakuje nam pełnych informacji co do nienarodzonych dzieci.. Według ksiąg – otworzyłam segregator – dusza nie umiera.. jednak nie wiemy co się z nimi tak naprawdę dzieje...
-Niestety panie... - jęknęłam – Anioły coś ukrywają.. Ciągle się kręcą wokół biura.. wciąż brakuje nam pełnych informacji co do nienarodzonych dzieci.. Według ksiąg – otworzyłam segregator – dusza nie umiera.. jednak nie wiemy co się z nimi tak naprawdę dzieje...
Król i Sekretarz wymienili
spojrzenia pełne nadziei. Blondynka zaczęła coś szybko notować.
Lucyfer podniósł się z tronu i podszedł do mnie. Złapał moje
dłonie i ścisnął je delikatnie.
-Dziękuję ci.. Sprawujesz się na tym miejscu lepiej niż mogłem sobie wyśnić... Jednak muszę zmienić trochę twoją pracę... - wwiercał się spojrzeniem w moją dusze – Jesteś moim najbardziej zaufanym młodym Upadłym...
-Dziękuję ci.. Sprawujesz się na tym miejscu lepiej niż mogłem sobie wyśnić... Jednak muszę zmienić trochę twoją pracę... - wwiercał się spojrzeniem w moją dusze – Jesteś moim najbardziej zaufanym młodym Upadłym...
Kiwnęłam głową i serce
zaczynało mi szaleć od adrenaliny. Zadania od Pana Piekieł były
zawsze ciekawe i pełne nowych wrażeń. Poczułam, że w mojej dłoni
pojawił się zimny i ciężki, aczkolwiek mały przedmiot.
-Moja Arysteo... Narodzi
się na ziemi człowiek z mocą... - mówił spokojnym głosem –
Niebo wystawiło już przedstawiciela przy ciężarnej... Nie możemy
być gorsi. Chcę byś była naszą przedstawicielką, więc wręczam
ci moją pieczęć by ci skrzydlaci zasrańcy wiedzieli, że
traktujemy tą sprawę poważnie.
Wypuściłam nerwowo
powietrze z ust. To musiała być coś wielkiego... Ludzie z mocą
rodzą się bardzo rzadko.. Ta moc sprawia, że zrobią w życiu coś
wielkiego... Coś co zmieni jakiś aspekt wojny pomiędzy Niebem, a
Piekłem. Wtedy wystawiano swoich przedstawicieli. Można było
walczyć o duszę i nakłaniać ją do dobra, jak i do zła.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Kogo wystawili? - wydusiłam z siebie.
Mój pan zbladł. Spuścił wzrok na ziemie. Widać, że wściekłość się w nim gotowała. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się nie wydobył
-Kogo wystawili? - wydusiłam z siebie.
Mój pan zbladł. Spuścił wzrok na ziemie. Widać, że wściekłość się w nim gotowała. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się nie wydobył
-Gabriela... - wysyczał z
nienawiścią.
Czułam jak kolana pode mną
się uginają. Serce biło mi jak szalone i zapomniałam przez chwilę
o oddychaniu.
-Ten Gabriel? - czułam, że nie mówię już z taką pewnością.
-Ten Gabriel? - czułam, że nie mówię już z taką pewnością.
Upadły skinął głową. O
cholera. Mowa była o nie byle jakim aniele, ale archaniele.
Wojowniku bożym. Czarnym Aniele.
Ten wysoko postawiony
jegomość sprawował pieczę nad Rajem. Dlaczego więc tak ważną
osobę ściągano na ziemię? Próbowałam sobie przypomnieć czego
opiekunem był..
zwiastowania,
zmartwychwstania, miłosierdzia, kary, śmierci, objawienia...
Zadrżałam. Co tym razem miało się stać? Widać pytanie miałam
wymalowane na twarzy. -Zobaczymy.. - odpowiedział na moje myśli
Lucyfer i położył mi dłoń na ramieniu. - Sam też się boję
dziecinko..
Kiwnęłam
niepewnie głową. Mężczyzna wrócił na tron, a ja skłaniając
się nisko wyleciałam z sali.
*
* *
Siedzieliśmy
na fotelach, ignorując swoją obecność. Pokój w którym się
znajdowaliśmy był podobny do wszystkich w tym budynku. Żółte
ściany i białe kafelki na podłodze były czyste, ale mimo wszystko
stare. Byliśmy skupieni na kobiecie. Anna leżała na śnieżnobiałym
łóżku szpitalnym. Jej brązowe włosy były nieumyte, posklejane
od potu. Dłonie kurczowo zaciskała na metalowej poręczy.
-Nie
przeżyje... - powiedziałam beznamiętnym głosem. Siedziałam
wypełniona dumą. Swoje krucze skrzydła miałam szeroko rozłożone,
a włosy miałam w idealnym nieładzie. Moja krótka, obcisła
skórzana sukienka podkreślała moje krągłości. Miałam
pomalowane usta krwistoczerwoną szminką. Wyglądałam jak definicja
pokusy.
Nienagannie
zachowanie Gabriela momentami mnie denerwowało. Siedział
wyprostowany w śnieżnobiałej szacie. Biła od niego lekka
poświata, a z jego poukładanych loków nie wystawał żaden
niesforny kosmyk.
-Przeżyje...
Musi przeżyć... - odpowiedział ze stoickim spokojem.
W
tym momencie z gardła kobiety wydarł się nieludzki krzyk pełen
bólu i cierpienia. Oboje podnieśliśmy się ze swoich miejsc na
równe nogi. Gabriel wyminął pośpiesznie lekarza i przyklęknął
przy prawicy kobiety. Zaczął odmawiać cicho modlitwę. Westchnęłam
ciężko i podeszłam od drugiej strony łóżka. Spojrzałam na
twarz umierającej. W głębi duszy... współczułam jej...
Nagle
Anna złapała mnie za nadgarstek. Przerażona chciałam się cofnąć,
ale mnie przytrzymała. Wwiercała się we mnie wzrokiem. Gabriel
przerwał swój paciorek i przybliżył się do nas. Ledwo oddychała.
Bicie jej serca przyśpieszyło. Kąciki warg kobiety wykrzywiły
się w lekki uśmiech.
-Zaopiekujcie
się moją Taidą... - wykrztusiła.
Stałam
jak sparaliżowana, a ciężarna opadła bez życia na poduszkę.
Otworzyłam usta by wydobyć z siebie choćby słowo i w tym momencie
usłyszeliśmy płacz dziecka.
_____
____________
Tada?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz