DUDUDUDUM ;-; Przed ostatni rozdział! Zażalenia i załamania na temat zabijania bohaterów
tu proszę w wiadomościach -> https://www.facebook.com/liwia.mackow
_____________________________________________________
__________________________
Czego
można się spodziewać po moim synu? Jaki on przewidywalny... Gdy
tylko wrócił wyzwał mnie na pojedynek na śmierć i życie.. Nie
no okey... Bardziej zaciekawiło mnie, że towarzyszyła mu moja
siostra... Chłopak ma dar.. Przez wieki próbowałem zachęcić
Serafiny do upadku, ale się stawiały. Lucjan był dwa razy w Niebie
i dwukrotnie przyprowadził ze sobą którąś z moich sióstr.
Zdolniacha...
Wyznaczyłem
Rokitę do przygotowania pola bitwy. Jak zwykle przyjął rozkaz bez
mrugnięcia okiem. W ciągu paru godzin zdołał ogrodzić płotkam
plac, na którym pierwszy raz odeszła od nas Daiana. Bitwa miała
się odbyć dopiero za parę godzin, więc miałem jeszcze trochę
czasu dla siebie.
Spacerowałem
po ziemskim cmentarzu. Tylu ludzi umierało w młodym wieku..
Przerażające... To chyba jakaś idiotyczna tradycja, że Upadli
tworzyli groby swoim zmarłym. Ponieważ jako anioły nosimy tylko
imiona, nazywaliśmy przyjaciół na nagrobkach „Smith”. Może i
faktycznie jest głupia, ale jednak pozwala nam na jakby...
porozmawianiu samym ze sobą nad grobem ukochanej osoby.
W
ludzkim świecie panowała noc. Czarny żwir skrzypiał pod naciskiem
moich stóp. Wysokie drzewa odgradzające świat od cmentarza cicho
szumiały, jakby dzieliły się sekretami. Do mych uszu dochodziło
cykanie świerszczy. Jednak cuda natury nie przyciągały mojej
uwagii... Interesowało mnie niebo. W nocy zamieniało się w coś
niesamowitego. Gwiazdy, przypominające małe diody rozjaśniały
nicość. Czasami do tego stopnia, że kruczy kolor nieboskłony
zmieniał barwę do granatu. Tu, na obrzeżach Los Angeles, z dala od
miastowego „smoka” można nawet było dostrzec fioletowe
odcienie drogi mlecznej. Sam nie wiem co mnie w tym pasjonowało...
Jednak jakaś magiczna siła, niezrozumiała dla nikogo, kazała mi
wpatrywać się w niebo.
Zatrzymałem
się. Dotarłem do mojego celu. Stałem przed grobem, którego napis
głosił: „Ariel Smith. Żona, matka, siostra. Na zawsze w naszej
pamięci. Zm.” i tu data była zamazana. Osobiście starłem ten
okrutny napis z nagrobka żony. Jej anielskie imię brzmiało Aariel,
ale uwielbiałem mówić do niej ludzkim odpowiednikiem tego świętego
imienia.
-Ariel...
- powiedziałem łamiącym się głosem. - Co ja mam zrobić...?
Kucnąłem
przy kamiennej płycie i położyłem na niej dłoń. Światło
księżyca odbijało się w niej. Od kamienia było chłodem.
-Co
ja narobiłem... - jęknąłem.
Łzy
ciekły mi z oczu i opadały na ziemie.
-Co
mam zrobić? - krzyknąłem z frustracją w niebo.
*
* *
-Nienawidzę
tego.. - warknął syn Szatana, ściskając kurczowo kartkę.
Staliśmy
w pokoiku, gdzie jeszcze nie dawno spał spokojnie z wtedy żywą
Daianą. „1. Powiedz jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj
jej, że zrobiłbyś dla niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4.
Rób wszystko by miała dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by
poznała Samuela. 6. Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy
nie zabraniaj jej przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad
morzem, wiesz, że jako Trójka miałam sentyment do wody. 9. Kupuj jej róże na urodziny. 10.
Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż.” - to głosił
krótki testament mojej Siostry. Spojrzałam zmartwiona na Bratanka.
-Wiesz...
- szepnęłam cicho – Spełniłeś parę punktów z tej listy
nieświadomie.. Może... może skoro nie masz córki.. To rób
wszystko z myślą o nich?
Lepszego
pomysłu nie miałam. Westchnął zrezygnowany i wyszedł napięcie z
pokoju. Przewróciłam oczami. Nie był inny od Ojca... Łatwo było
go wytrącić z równowagi i uciekał od problemów. Nie mógł...
nie wiem... znaleźć jakąś Upadłą i się upić? Pójść na
imprezę i tańczyć bez opamiętana? Oczywiście, że nie.
W
tym punkcie też przypomina swego rodzica. Jego żałoba jest wieczna
i nie można przywołać go do zdrowego rozsądku. Będzie zanurzał
się w otchłani samotności, do momentu, gdy smutek przerodzi się w
podłość i złość.
*
* *
Pora
kogoś zabić. Mam dość. Chcę już zejść z tego świata,
Westchnąłem. Nie umiałem się dogadać z Jedynką. Była zbyt...
pocieszająca? Nie wiem już jak można określić tą upierdliwą
Serafinę. Praktycznie wyskoczyłem z budynku i od razu udałem się
na plac. Ponownie rozwinąłem testament ukochanej. „1. Powiedz
jej, że byłam szczęśliwa. 2. Przypominaj jej, że zrobiłbyś dla
niej wszystko. 3. Stój za nią murem. 4. Rób wszystko by miała
dobre dzieciństwo.. 5. Nie pozwól by poznała Samuela. 6.
Przypilnuj by chodziła do kościoła. 7. Nigdy nie zabraniaj jej
przyziemnych rzeczy. 8. Mieszkaj z nią gdzieś nad morzem, wiesz, że
jako Trójka miałam sentyment do wody. 9. Kupuj jej róże na
urodziny. 10. Przypilnuj bym spoczęła wśród pęków róż”. Tak
naprawdę mogłem skreślić wszystko. Pochowałem ją wśród pęków
róż, a reszta dotyczyła naszej nie żyjącej córki.
Schowałem
kartkę do spodni i podniosłem wzrok. Plac był gotowy. Na środku
stała wielka arena, odgrodzona od widzów siatką. Wzrok zebranych
był skierowany w moją stronę. Bez żadnego wyrazu twarzy ruszyłem
na pole bitwy. Czerwony piach skrzeczał pod moimi wojskowymi
czarnymi butami. Ogrodzona
platforma była kwadratowa. Na drugim końcu stał mój ojciec.
-Pamiętaj...
jeszcze możesz się wycofać! - krzyknął.
Chwyciłem
za rękojeść od mojego miecza. Uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Chciałbyś...
I
wtedy do moich uszu doszedł gong. Oboje rozłożyliśmy krucze
skrzydła i wylecieliśmy w górę, by zabić drugiego.
*
* *
Stałem
cały przemoczony od deszczu na środku ulicy. Miałem na sobie szary
płaszcz, a skrzydła schowane pod skórą. Tak bardzo chciałbym je
rozłożyć i po prostu rozbić szybę od tego biura... Czemu Szatan
nigdy nie trzymał się umówionych godzin? Co tym razem go
zatrzymało? Przestąpiłem z nogi na nogę. Jak dorwę tego dupka...
-Michael?
- usłyszałem aksamitny głos.
Odwróciłem
się w jego stronę. Pod białym parasolem stała niska dziewczyna.
Miała czekoladowe włosy, które u dołu jaśniały do blondu.
Szaro-niebieskie oczy, otoczone grubą warstwą rzęs wpatrywały się
we mnie z niedowierzaniem.
-Co
ty tu robisz? - spytałem.
Victorii
nie powinno tu być. Patronka zwycięzców powinna siedzieć wraz z
innymi świętymi i... Dziewczyna ściągnęła brwi.
-Chyba
raczej co ty tutaj robisz?
-Na
pytanie odpowiadasz pytaniem? - uśmiechnąłem się szelmowsko.
Przewróciła
oczami.
-Eligiusz
upadł... Zabił Klarę... Miałam sprawdzić, czy nie idzie do
diabła, żeby do niego się przyłączyć... Mogłabym mu to wtedy
wybić z głowy.. Twoja kolej...
Milczałem.
Przeniosłem wzrok na chodnik.
-Ty..
ty... nie możliwe... - cofnęła się z odrazą.
-Proszę
cię... To nie jest tak jak myślisz...
-To
dokładnie o czym myślę! - wymówiła zdanie starannie, oddzielnie
akcentując każde słowo.
-Victorio...
zrobiłem to bo...
-Nie
obchodzi mnie to! Złamałeś zasady! Idę.. idę z tym do Ojca... -
odwróciła się napięcie.
-NIE!
-rzuciłem w jej nogi nóż, aby ją zatrzymać.
Nagle
światło błysnęło tuż obok mnie. Wybuch odrzucił mnie, aż na
drugą stronę ulicy. W miejscu eksplozji stał poważny anioł z
wielkimi skrzydłami. Wpatrywał się we mnie z wściekłością.
-Podnosisz
rękę na Siostrę? Złamałeś już zbyt wiele razy prawo nieba jak
i Piekła... Teraz przyszła kara...
Znów
błysk mnie oślepił. Nagle poczułem ostrze zanurzające się w
moim sercu. Zassałem łapczywie powietrze, a z mej piersi wydarł
się okrzyk bólu. Złapałem za rękojeść anielskiego noża.
Ostatnie co moje oczy ujrzał zanim zapadłem w wieczny sen... To jak
Gabriel podaje rękę Victorii i znikają otoczeni Bożą
jasnością...